Uczniowie dostają darmowe warzywa i mleko. "Robią wojnę na pomidorki i rzucają maślanką"

gazeta.pl 2 godzin temu
Zdjęcie: Shutterstock/VPales/archiwum prywatne


Największym powodzeniem cieszy się mleko w kartonikach i jabłka. Na kalarepę czy maślankę jest znacznie mniej chętnych. Co się dzieje z jedzeniem z "Programu dla szkół"? W najlepszym wypadku zjadają go uczniowie ze starszych klas, w najgorszym ląduje na śmietniku.Jedna z użytkowniczek Facebooka, na grupie skupiającej mieszkańców warszawskiego Bemowa opublikowała zdjęcia, na których pokazała, na co trafiła w lasku znajdującym się nieopodal szkoły podstawowej. Na fotografiach widać popękane i porozrzucane wokół drzewa kartoniki z maślanką. Dzieci rzucały nimi o drzewo, te pękały, rozlewając swoją zawartość. "Rodzice, porozmawiajcie ze swoimi dziećmi na temat tego, co można, a czego nie z jedzeniem, którego w wielu miejscach na świecie po prostu brakuje" - napisała w komentarzu do zdjęć.
REKLAMA




Maślanka i mleko w małym kartoniku to dwa z produktów, które uczniowie klas I-V szkół podstawowych dostają w swoich placówkach w ramach "Programu dla szkół". To unijny projekt koordynowany przez Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa, który polega na dostarczaniu dzieciom owoców, warzyw oraz mleka i przetworów mlecznych. Uczniowie dostają: jabłka, gruszki, śliwki, truskawki, a także: marchew, rzodkiewkę, paprykę, pomidory, kalarepę, soki owocowe. jeżeli zaś chodzi o nabiał, to: mleko, jogurt i kefir naturalny, serek twarogowy i maślanka naturalna. Jedzenie jest dostarczane do placówek w małych, gotowych porcjach. Program funkcjonuje od 2017 roku. W roku szkolnym 2024/2025 rząd przeznaczy na jego realizację 138 mln zł.




Dzieci rzucały w drzewo jedzeniem, które dostały w szkole. archiwum prywatne


Jedzenie ląduje na śmietniku- Co tydzień przynoszę do domu całe torby jabłek, jogurtów lub maślanek. Nie przejadamy tego, więc oddaję sąsiadom i znajomym - mówi Darek (nazwisko wo wiadomości redakcji), nauczyciel WF-u w jednej z warszawskich szkół podstawowych. - Dzieciaki nie biorą nabiału, bo to zwykle jogurty czy serki naturalne. A one oczywiście by wolały smakowe. Szkoda wyrzucić, ale tego są takie ilości, iż nie zawsze uda się wszystko rozdać i nóż mi się w kieszeni otwiera, jak widzę, iż całe kartony są wystawiane na szkolny śmietnik - dodaje. - Jest duży problem z tym jedzeniem. Sporo się tego marnuje. Dzieci najbardziej lubią soczki owocowe, marcheweczki to może jeszcze kilkoro weźmie, ale kalarepy to żadne. Nauczyciele starają się - dosłownie - wciskać dzieciom te zdrowe przekąski, jednak większość ląduje w koszu, co widać na szkolnych korytarzach - mówi Dorota (nazwisko do wiadomości redakcji), nauczycielka ze szkoły podstawowej na warszawskim Ursynowie. - Jak coś zostaje - a zostaje zawsze - a mam zajęcia ze starszymi uczniami, których ten program nie obejmuje, to im zanoszę. Starsi biorą chętnie, choćby tę znienawidzoną kalarepkę. Czasem zabieramy też do domu, nie dlatego, iż podbieramy biednym dzieciom, tylko dlatego, żeby nie marnować jedzenia, a tego niestety jest dużo - dodaje.


Dzieci rzucały się pomidorami- Moje dziecko zjada tylko jabłka i wypija mleko z kartonika. Jest niejadkiem i nie ma mowy, żeby wypił naturalną maślankę - żali się Edyta (nazwisko do wiadomości redakcji). Zawsze jednak proszę go, żeby przynosił do domu wszystko, co dostaje - zjada jego młodszy brat, lub ja. Nie znoszę marnowania jedzenia - dodaje. Żałuje, iż nie każdy ma takie podejście, bo czasami widać to jedzenie wysypujące się ze śmietnika przed szkołą. Uczniowie, wychodząc do domu, po prostu je tam wyrzucają. - Przydałoby się, żeby rodzice z nimi porozmawiali. No jak można wyrzucać dobre jedzenie? - nie może się nadziwić. - U nas w szkole była afera, bo dzieciaki urządziły sobie w klasie wojnę na pomidorki koktajlowe, które dostały w placówce - mówi Joanna (nazwisko do wiadomości redakcji), której dzieci chodzą do szkoły podstawowej na warszawskiej Białołęce. - Rzucały się tym jedzeniem, bo za darmo, czyli nic niewarte - dodaje. - Wychowawczyni gwałtownie zrobiła z nimi porządek, ale interesujące na jak długo - zastanawia się. Niektórzy potrafią docenić- U nas regularnie dzieci dostają w szkole mleko w kartoniku ze słomką, marchewki, jabłka, jabłka suszone i przeróżne owoce. Wychowawczyni na początku roku poprosiła rodziców, żeby powiedzieli dzieciom, aby te brały do domu wszystkie produkty, choćby te, których nie lubią lub oddawały kolegom, lub koleżankom - mówi w rozmowie z eDziecko.pl Natalia (nazwisko do wiadomości redakcji), mama drugoklasisty z Białegostoku. - W klasie mojego syna jest stosowana głównie ta druga metoda, dzieciaki wiedzą co, kto lubi. Mój syn nie je marchewek i zawsze oddaje koleżance, która je uwielbia, sam przynosi do domu po cztery kartoniki mleka. Nie spotkałam się, z tym iż cokolwiek się marnuje, wręcz przeciwnie, jakoś dobrze to funkcjonuje. Wiem, iż największym powodzeniem cieszą się suszone jabłka.A jak jest w placówce twojego dziecka? Uczniowie chętnie zjadają produkty z "Programu dla szkół" Daj znać w komentarzu
Idź do oryginalnego materiału