Po co tyle wolnego?
"Mam na myśli te dni przed Wielkanocą – Wielki Czwartek i Wielki Piątek – które w kalendarzu szkolnym są dniami wolnymi od zajęć dydaktycznych. I choć na pozór mogłoby się wydawać, iż to drobiazg, w rzeczywistości jest to ogromne utrudnienie dla wielu rodzin, w tym również mojej.
Nie rozumiem tej decyzji. Wielkanoc wypada w niedzielę, potem jest wolny świąteczny poniedziałek. Natomiast czwartek i piątek? To przecież zwykłe dni robocze. Dla szkół – wolne. Dla uczniów – wolne. A dla rodziców? Przymusowe lawirowanie między obowiązkami zawodowymi a opieką nad dziećmi. Moim zdaniem te święta to przerost formy nad treścią.
My, rodzice, nie mamy w tym czasie dodatkowych dni urlopu. Pracodawcy nie przewidują w grafiku 'ferii wielkanocnych'. Tymczasem musimy na siłę organizować opiekę – kombinować z dziadkami, prosić sąsiadów, czasem choćby brać urlop na żądanie, żeby móc zostać z dziećmi w domu. Nie każdy ma elastyczną pracę, nie każdy może z dnia na dzień zniknąć z biura. Dla wielu rodzin to naprawdę spory problem.
Nie chodzi mi o to, iż nie chcę być z dziećmi, wręcz przeciwnie. Ale nie rozumiem, dlaczego musimy co roku stawać na głowie, bo szkoła uznała, iż 'tak trzeba', nie oferując jednocześnie żadnego sensownego wsparcia, no poza tą nudną świetlicą.
Zdaję sobie sprawę, iż dla nauczycieli to może być czas przygotowań do świąt, chwila oddechu. Rozumiem też, iż część rodzin być może rzeczywiście wyjeżdża wtedy do bliskich i cieszy się dłuższym weekendem. Ale czy to znaczy, iż wszyscy inni muszą się do tego dostosować? Czy naprawdę nie da się inaczej zorganizować roku szkolnego, tak aby uwzględnić także realia życia rodzin pracujących?
Coraz częściej odnoszę wrażenie, iż organizacja roku szkolnego odbywa się gdzieś ponad głowami rodziców, bez dialogu, bez refleksji nad konsekwencjami. I naprawdę – te dwa dni wolne więcej nie sprawią, iż dzieci nagle lepiej zrozumieją sens Wielkanocy. A dla nas, rodziców, to kolejne niepotrzebne napięcie i stres".