Uczniowie w publicznych szkołach mają warunki jak w prywatnych. Oto efekt niskiej dzietności

mamadu.pl 2 godzin temu
Małe klasy, indywidualne podejście i wykwalifikowani nauczyciele – to dziś codzienność w publicznych szkołach podstawowych. Dane GUS pokazują, iż średnio w jednej klasie uczy się 17-18 uczniów, a na wsiach jeszcze mniej. To efekt spadku dzietności, który ma kosztowne, ale też pozytywne skutki dla edukacji dzieci.


Małe klasy jak w szkołach elitarnych


Jeszcze kilkanaście lat temu nauka w małych klasach, z indywidualnym podejściem nauczyciela do każdego ucznia, kojarzyła się przede wszystkim z prywatnymi i drogimi szkołami. Dziś – jak pokazują dane Głównego Urzędu Statystycznego z Systemu Monitorowania Usług Publicznych za rok szkolny 2024/2025 – podobne warunki mają uczniowie w zwykłych, publicznych podstawówkach. To efekt spadającej liczby dzieci w Polsce.

Z danych GUS wynika, iż średnia wielkość oddziału w szkole podstawowej to 17 uczniów. "Na wsiach i w miastach do 5 tys. mieszkańców uczy się nieco ponad 40 proc. wszystkich uczniów szkół podstawowych" – podała za urzędem Polska Agencja Prasowa.

Dla porównania, w prywatnych szkołach jeszcze niedawno właśnie liczba uczniów w klasie – często 12-18 – była głównym argumentem, by zapłacić czesne za edukację dziecka.

Teraz podobne warunki mają uczniowie w publicznych placówkach. Dzięki temu nauczyciele mogą poświęcić więcej czasu pojedynczemu dziecku, łatwiej jest dostrzec jego mocne i słabe strony, a w razie trudności – szybciej reagować.

Co ciekawe, średnia liczba uczniów różni się w zależności od lokalizacji. GUS poinformował, iż w roku szkolnym 2024/2025 średnia wielkość oddziału szkolnego (klasy) w szkole podstawowej ogólnodostępnej wyniosła 18 uczniów. Dla porównania: średnia liczba uczniów w oddziale w szkole na wsi wyniosła 15. W miastach te oddziały liczyły 21 uczniów.

Więcej pieniędzy na ucznia


Indywidualizacja nauki ma jednak swoją cenę. Koszt edukacji jednego dziecka w szkole podstawowej rośnie. Wciąż też spada współczynnik dzietności, co w przyszłości będzie mieć opłakane skutki dla polskiej gospodarki.

"Koszt jednostkowy edukacji ucznia w szkole podstawowej znacząco wzrósł, z 18 790 zł w 2023 r. do 22 732 zł w 2024 r. Koszty edukacji jednego oddziału szkoły podstawowej prowadzonej przez gminę sięgają aż 436,5 tys. zł. To oznacza wzrost o blisko 80 tys. zł względem roku poprzedniego" – podaje za GUS portal PAP.

To oznacza, iż państwo i samorządy muszą przeznaczać coraz więcej pieniędzy na edukację dzieci, mimo iż uczniów jest mniej. Z drugiej strony – to realna inwestycja w jakość nauczania, bo mniejsze klasy i większa liczba nauczycieli pozwalają na lepszą pracę z dziećmi.

Kto uczy nasze dzieci?


GUS zwrócił uwagę także na kadrę pedagogiczną. Mniej więcej 60 proc. nauczycieli szkół podstawowych to nauczyciele dyplomowani, a to najwyższy stopień awansu zawodowego, który świadczy o dużym doświadczeniu i kwalifikacjach.

Dla rodziców oznacza to, iż w szkołach pracuje coraz więcej nauczycieli z bogatym warsztatem i umiejętnościami, a dzieci uczą się pod okiem specjalistów.

Według najnowszych danych w roku szkolnym 2024/25 w placówkach wychowania przedszkolnego oraz w szkołach podstawowych, ponadpodstawowych i policealnych kształciło się 6,6 mln dzieci, młodzieży i dorosłych – o 38,3 tys. mniej niż rok wcześniej.

Z jednej strony oznacza to wyzwania demograficzne dla Polski, a w przyszłości także problemy gospodarcze związane ze starzeniem się społeczeństwa. Z drugiej – obecne dzieci korzystają z tego, iż jest ich mniej. Mogą liczyć na więcej indywidualnej pracy, lepsze warunki w klasach i więcej uwagi ze strony nauczyciela.

Mniej dzieci, więcej uwagi


Choć rodzice często obawiają się o jakość publicznej edukacji, dane GUS pokazują, iż wiele rozwiązań, które jeszcze niedawno były dostępne tylko w prywatnych szkołach, dziś staje się codziennością w podstawówkach prowadzonych przez samorządy.

Małe klasy, dobrze wykwalifikowana kadra i coraz większe nakłady finansowe na ucznia sprawiają, iż dzieci uczą się w warunkach, które sprzyjają rozwojowi.

Ostatecznie więc, choć spadek liczby urodzeń to problem społeczny i ekonomiczny, w szkolnych realiach daje on niespodziewany pozytywny efekt – bardziej kameralną, indywidualną edukację w szkołach publicznych.

Źródło: samorzad.pap.pl, stat.gov.pl


Idź do oryginalnego materiału