To już lekka przesada
"Tak, o skarpetkach. A dokładnie: skarpetkach antypoślizgowych, które według planu każde dziecko miało zabrać ze sobą, bo jednym z punktów wycieczki była wizyta w parku trampolin. Informacja była podana w programie wycieczki, przypominana na zebraniu z rodzicami, powtórzona w mailu, a na tydzień przed wyjazdem – wysłana jeszcze raz, z czerwoną czcionką i wykrzyknikiem. W kościach czułam, iż może pojawić się problem, iż ktoś zapomni. No ale nie sądziłam, iż to będzie taka skala.
Efekt? Trzy osoby miały skarpetki. Trzy. Na dwadzieścia jeden dzieci.
Reszta patrzyła na mnie wielkimi oczami z lekkim oburzeniem: 'Ale proszę pani, przecież mogę skakać w normalnych…' – nie, nie możesz. Regulamin na to nie pozwala. Bez skarpetek – zero zabawy. I zaczęła się improwizacja: gdzie dokupić, ile mamy gotówki, czy przyjmują karty, kto zgubił paragon i dlaczego Franek twierdzi, iż miał skarpetki, ale nagle ich nie ma. Zostawił w pensjonacie, wypadły mu z plecaka? Nie wiadomo.
Ogarnięcie skarpetek dla siedemnastu uczniów było czymś, jak wejście na najwyższy szczyt. Organizacja pieniędzy, ustalenie rozmiaru stopy... masakra.
Po całym dniu skakania, biegania, pilnowania, żeby nikt nie zgubił buta ani siebie nawzajem, nadszedł wieczór. Dzieci padły ze zmęczenia. Ja też chciałam paść, ale nie mogłam zasnąć. Bo wciąż miałam przed oczami ten moment: 'Kto ma swoje skarpetki antypoślizgowe?' – i tylko trzy dłonie nieśmiało uniesione w górę.
Szanowni Rodzice, kocham swoją pracę. Naprawdę. Ale proszę, pomóżcie nam nauczycielom w tych drobnych sprawach, które potem urastają do rangi małych katastrof. Dla was to tylko para skarpetek. Dla mnie: noc bez snu i dzień pełen nerwów".