Uda się za trzecim razem

twojacena.pl 2 godzin temu

**Za trzecim razem**

Ile goryczy trzeba przeżyć, ile bliskich stracić, by wreszcie odnaleźć prawdziwe szczęście?

Często zadaje sobie to pytanie Anna, która dziś ma już czterdzieści osiem lat, a wciąż czeka na coś dobrego i nie traci nadziei. Jej życie nie było usłane różami, ale nigdy się nie załamała. Aż nadeszło nowe nieszczęście. Stała, mrużąc oczy, i patrzyła na płomienie pożerające ich dom. Iskry strzelały wysoko w nocne niebo, a światło ognia oświetlało zebranych sąsiadów. niedługo zajechała straż pożarna.

**Strata wszystkiego**

Strażacy gorączkowo rozwijali węże, aż wreszcie potężny strumień wody starł się z ogniem. Dym się wzmógł. Anna, zakrywając nos chusteczką, ze zgrozą patrzyła na spaloną przeszłość. Spłonęło wszystko: meble, szafa, kuchnia, każdy drobiazg. Nic nie zdążyli wynieść. Dom, w którym Anna mieszkała ponad dwadzieścia pięć lat, legł w gruzach.

Aniu, chodź do mnie ciągnęła ją za rękaw Weronika, sąsiadka, z którą od lat żyły w przyjaźni. Twój Jan już siedzi u nas na podwórku z moim mężem.

Siedzi i choćby nie myśli, iż to przez niego straciliśmy wszystko. Ledwie go obudziłam, bo inaczej by tam Anna mówiła cicho, a łzy spływały po jej policzkach. O, Weroniko, dopiero teraz zrozumiałam, jak bardzo przywiązałam się do tego, co tam zostało machnęła ręką w stronę zgliszcz. Do tych drobiazgów, które otaczały mnie każdego dnia, do zdjęć, do wspomnień

Nie martw się, Aniu, wszystko jeszcze będzie pocieszała ją sąsiadka. choćby pięćdziesięciu lat jeszcze nie masz, jesteś młoda.

Weszły na podwórko Weroniki, gdzie siedział Jan, mąż Anny, oraz Marek, gospodarz domu. Jan otrząsnął się już po wczorajszym, pewnie pożar wybił go z letargu.

Aniu, co się stało? zapytał żonę. Dlaczego dom się zapalił?

Dlaczego? Bo zasnąłeś z papierosem w ustach. Upadł pod łóżko, a gdy cię budziłam, płomienie już się rozchodziły mówiła przez łzy. Ile razy cię ostrzegałam? A teraz zostaliśmy z niczym

Jan siedział przygnębiony, po jego twarzy też płynęły łzy. Patrzył zamglonym wzrokiem w stronę domu, który niegdyś własnoręcznie zbudował.

Aniu, przebacz mi, na litość boską. Nie będę więcej pił, przysięgam przed sąsiadami. Na Boga, już nigdy przeżegnał się. Będziemy musieli zamieszkać u moich rodziców. Dom marnej jakości, ale go wyremontujemy. Obiecuję ci, Aniu.

Jego rodzice dawno odeszli, pijąc na umór jeden po drugim, a dom stał opuszczony. Anna i Jan przeszukiwali zgliszcza, ale nie znaleźli niczego cennego. Jan dotrzymał słowa. Od tego dnia nie pił stres najwyraźniej go przemienił.

**Zostały tylko wspomnienia**

Anna wracała ze sklepu i zatrzymała się przed zgliszczami swojego domu. Wspomnienia nagle ją przytłoczyły, usiadła na ocalałej ławce przy furtce. Przypomniała sobie, jak przeżyła z Janem dwadzieścia pięć lat w tym domu. Jak cieszyli się nowym domem, wybierali tapety, farby, meble. Jak w każdą wigilię Jan przynosił ogromną choinkę, a wszyscy skakali wokół niej, ozdabiając ją. Ach, jak cieszyły się córki! A pierwszego stycznia biegły sprawdzić, jakie prezenty zostawił Mikołaj.

Ile dziecięcych tajemnic i śmiechu przechowały te ściany myślała Anna. A ile moich smutków i trosk? Stąd córki biegały do szkoły, a potem odleciały w dorosłość.

**Nieudane małżeństwo**

Anna miała dwie córki z pierwszego małżeństwa. Wyszła za mąż za Jacka, gdy była jeszcze młoda i naiwna. Okazało się, iż zupełnie do siebie nie pasują nie umieli ułożyć sobie życia, a choćby codzienności. Jacek był niedojrzały, nie nacieszył się wolnością. Anna gwałtownie zaszła w ciążę, siedziała w domu, a on hulał dniami i nocami. Urodziła jednak dwie córki, wciąż wierząc, iż się ustatkuje. Mieszkali wówczas w powiatowym miasteczku, gdzie Jacek żył pełnią życia, a ona nikogo tam nie znała.

Gdzie tam, żeby się ustatkował powiedziała głośno Anna, choćby nie zauważając, iż mówi do siebie. Nie posłuchałam matki, a ona miała rację.

Jacek miał motocykl. Pewnego dnia wracali z wsi od jej rodziców, gdy wpadli w wypadek. Jacek zginął na miejscu, a ona długo leżała w szpitalu. Musiała mieć potężnego anioła stróża, bo wyzdrowiała, a dzieci nie zostały sierotami.

Były to lata dziewięćdziesiąte. Anna straciła pracę i postanowiła wrócić z dziećmi do matki na wieś. W pobliżu mieszkał Jan, który żył z rodzicami pijakami, czasem pijąc razem z nimi.

Pewnego dnia zobaczył Annę z córkami i od razu się zakochał. Była zgrabna, urodziwa. Podeszedł do niej i zaproponował spacer.

Aniu, chodź na przechadzkę, porozmawiamy powiedział, spotykając ją po pracy.

Spacerowali, rozmawiali, ale nie długo.

Aniu, wyjdź za mnie. Bardzo cię kocham, a twoje córki będę traktował jak własne oświadczył się. Buduję dla nas dom.

Anna się zgodziła. Wiedziała, iż go nie kocha, ale chciała, by córki miały dom i pełną rodzinę. Jan był pracowity, domator. Kochał Annę i jej córki. Niestety, jego rodzice często go wciągali w picie, a on nie potrafił odmówić. Z czasem sam się uzależnił. To sprawiało Annie wiele bólu może zagłuszał w ten sposób tęsknotę za jej miłością?

Dlaczego wciąż mi się nie wiedzie? myślała Anna, siedząc na ławce. Kiedy wreszcie będę szczęśliwa? Jedno mnie cieszy córki wyrosły na dobre osoby i ułożyły sobie życie.

**I znów nieszczęście**

Ale to nie był koniec jej nieszczęść. Jan wyremontował rodzinny dom, nie pił jakby olśnienie go nawiedziło. Minęło kilka czasu od pożaru, życie z mężem się uregulowało, cieszyła się, iż jest trzeźwy. I nagle, wydawało się, iż wszystko się odmienia. ale w organizmie Jana coś się załamało po tamtej tragedii. Dostał udaru, a niedługo Anna pochowałaI wreszcie, po latach cierpienia i nadziei, Anna znalazła ukojenie w ramionach Mateusza, który pokochał ją taką, jaką była, dając jej poczucie bezpieczeństwa i szczęścia, którego tak długo pragnęła.

Idź do oryginalnego materiału