Udawaliśmy, iż nas nie ma, żeby uniknąć wizyt wnuków
Nigdy nie sądziłem, iż powiem głośno: Nie chcę, żeby wnuki nas odwiedzały. choćby mnie samemu wstyd za tę myśl. Ale każda historia ma dwie strony, i może, gdy posłuchacie naszej, zrozumiecie, dlaczego z żoną chowamy się we własnym mieszkaniu.
Mam 67 lat, moja żona, Bożena, ma 65. Zostaliśmy dziadkami wcześnie nasza córka, Kasia, miała ledwie 30 lat, gdy urodziła pierwsze dziecko. Mała Zosia przyszła na świat i to jakby nowa młodość w nas wstąpiła. Biegaliśmy z wózkiem po Łazienkach, opiekowaliśmy się nią z czułością, kupowaliśmy zabawki, rozpieszczaliśmy. euforia była tak wielka, iż żartowaliśmy: Zostaliśmy młodymi dziadkami, więc więcej skorzystamy. Wtedy wydawało się to błogosławieństwem.
Potem pojawiło się drugie dziecko kolejna dziewczynka, Ania. Kochaliśmy ją tak samo, zabieraliśmy je w weekendy, pomagaliśmy, jak mogliśmy. Kasia nie prosiła to my nalegaliśmy. Kochamy nasze dzieci i wnuki. Ale potem przyszły trzecie narodziny… bliźniaki. I nagle wszystko się zmieniło.
Z chłopcami, Piotrusiem i Wojtusiem, dom zamienił się w chaos. To już nie były spokojne weekendy, ale prawdziwe przedszkole. Krzyki, bieganina, ciągły płacz niekończący się zamęt. Zmęczyliśmy się. Nie miłością, ale wyczerpaniem. Miałem za sobą operację serca, a Bożenie lekarze zabronili dźwigania. Ale Kasia zdawała się tego nie zauważać. Dzwoniła, mówiąc: Już jedziemy, nie pytała, czy to odpowiedni moment. Czasem pojawiali się bez zapowiedzi, jakby narzucając obowiązek.
Pewnego dnia, widząc ich zbliżających się do drzwi, podeszłem do Bożeny i szepnąłem: Udajmy, iż nas nie ma. Skinęła w milczeniu. Zgasiliśmy światła, zastygliśmy w bezruchu. Pukali, dzwonili, choćby próbowali otworzyć drzwi kluczami ale schowaliśmy się jak wystraszone dzieci.
Gdy odeszli, Bożena zapłakała. Nie z euforii z goryczy. Jak do tego doszliśmy? spytała. A ja nie umiałem odpowiedzieć.
Kochamy nasze wnuki, ale nie jesteśmy domem starców z darmowym żłobkiem. Chcemy żyć nasze dni w spokoju, czasem być tylko we dwoje, poczytać książkę, pójść do Teatru Narodowego. Nie jesteśmy zobowiązani do bycia całodobowymi opiekunami.
Kasia obraziła się, gdy odkryła, iż byliśmy w domu i nie otworzyliśmy. Powiedziała, iż staliśmy się egoistami. Ale pytam: czy to egoizm pragnąć odrobiny ciszy i szacunku dla naszego czasu?
Piszę to nie po to, by się tłumaczyć. Tylko by przypomnieć: starzenie się to nie wyrok. choćby dziadkowie mają prawo do odpoczynku i granic. Kochać wnuki to nie pozwalać, by nas deptali. To troszczyć się, nie zapominając o sobie.












