Ku przestrodze
"Ta historia wydarzyła się rok temu, jednak tę nauczkę zapamiętam na całe życie. Teraz naszą historię opowiadam każdemu, ku przestrodze. I błagam - uczcie się na moim błędzie!
W ubiegłym roku zaplanowaliśmy dużą sylwestrową imprezę ze znajomymi. Cztery bliskie nam pary znajomych plus ich dzieci. Wszyscy bardzo się lubimy, a ponieważ część z nas nie miała gdzie 'porzucić' swoich pociech, stwierdziliśmy, iż będziemy świętować z dziećmi.
Dzieciaki są w różnym wieku, ale iż znają się całe życie i nie ma problemu ze wspólnym spędzaniem czasu, te najstarsze 12-latki już mają oko na młodsze. Więc ustaliliśmy, iż góra domu będzie dla młodzieży, dół dla nas, seniorów.
Zaplanowaliśmy atrakcje, by dzieciakom się nie nudziło, no ale mieliśmy też nadzieję, iż trochę się sobą zajmą, w końcu to już nie takie małe dzieci. Było przesympatycznie: dobre jedzenie, wyborne wino, świetne towarzystwo, przyjemna muzyka - i do tańca, i do relaksu. Co jakiś cza zaglądaliśmy dyskretnie do naszych latorośli, ale świetnie sobie radzili bez nas (zupełnie jak my bez nich). Chyba pierwszy raz poczuliśmy, iż nasze dzieciaki już są naprawdę duże. Ta świadomość dała nam jeszcze więcej luzu. Luzu, do którego, jak się potem okazało, absolutnie nie mieliśmy prawa.
A było tak miło
Naprawdę się bardzo zrelaksowałam. Opuścił stres z pracy i wszystkie zmartwienia. Pamiętam, iż choćby pomyślałam, iż właśnie tak powinny wyglądać święta, zero przymusu i fałszywych uśmiechów, tylko ci, których cenimy, uwielbiamy i szanujemy. Dobra zabawa, szczerość i serdeczność. Nasza szczęśliwa rodzina, taka z wyboru.
O północy zgarnęliśmy dzieciaki i wyszliśmy na ulicę, by pooglądać fajerwerki i puścić kilka rac. Każdy z butelką szampana w ręku. Zaczęliśmy wiwatować i składać sobie noworoczne życzenia, gdy wybiła północ. Nagle usłyszałam, iż coś strzeliło blisko nas, a potem przeraźliwy krzyk.... krzyk mojego dziecka. Mimo ciemności wiedziałam, iż to mój syn. Tego rozdzierającego wrzasku nigdy nie pozbędę się z głowy. W życiu nie słyszałam, by moje dziecko tak bardzo krzyczało.
Podbiegłam i jedyne, co widziałam, to krew. Jednak to nie było najgorsze... w tamtym momencie uświadomiłam sobie, iż absolutnie żadne z nas nie może zawieźć go do szpitala. Przywieźliśmy materace i śpiwory, by wszyscy mogli się spokojnie napić, a potem przenocować. Absolutnie żadne z nas nie pomyślało choćby przez moment, iż może stać się coś złego. Że będzie potrzebna pomoc, iż ktoś z nas powinien być trzeźwy, tak w razie czego.
Gdy ja tamowałam krem, reszta biegała od sąsiada do sąsiada w poszukiwaniu trzeźwej osoby, która natychmiast zawiezie nas do szpitala. Choć, jak się potem okazało, w miarę gwałtownie udało się znaleźć kierowcę, który nam pomoże, dla mnie te kilkanaście minut trwało wieczność. Ta chwila ciągnęła się w nieskończoność, podobnie jak droga do szpitala, oczekiwanie na lekarza, czy opatrywanie rany... cud, iż nikt na SOR-ze nie przyczepił się do nas, iż jesteśmy nietrzeźwi.
Nauczka na całe życie
W domu wszystko puściło i wyłam przez godzinę. Przede wszystkim nad naszą głupotą. Nikt nie był pijany w sztok, to nie była libacja do upadłego i nikt się nie zataczał. Gdy jest miło, przyjemnie i kulturalnie, gdy pije się wino i lekkie drinki, gdy się relaksuje ze znajomymi, nikt nie myśli o tym, iż właśnie igra ze zdrowiem czy życiem bliskich.
Wypadki się zdarzają i takich sytuacji często nie da się przewidzieć. Zaskakują w najmniej oczekiwanym momencie. W końcu, gdyby człowiek widział, iż się zdarzą, mógłby im zapobiec. Łatwo zapomnieć, gdy dzieci rosną i stają się samodzielne, iż przez cały czas nas potrzebują. Wydaje się, iż lampka wina to nic takiego, ale przez tę niewinną ilość alkoholu można nie być w stanie udzielić bliskim pomocy.
Ja od tamtego dnia nie piję absolutnie nigdy, gdy mam pod opieką dzieci.
To bardzo bolesna nauczka. Ja przez cały czas czuję, iż potwornie zawiodłam jako matka. Ale ty bądź mądrzejsza, wyciągnij wnioski z tej historii i weź je do serca, zanim wydarzy się coś nieprzewidzianego".