Uwaga w Librusie pod koniec semestru
"Mam 15-letnią córkę, która w tym roku zaczęła naukę w szkole średniej. To duże powiatowe liceum ogólnokształcące, które wyróżnia się tylko tym, iż ma klasy o profilach ekonomiczno-finansowych. Moja Maja bardzo chciała tam iść po ukończeniu podstawówki, więc kiedy się tam dostała, to spełniło się jej marzenie. Szkoła wydawała się w porządku: jest ogromna oferta zajęć pozalekcyjnych, a nauczyciele są otwarci i mają przyjazny stosunek do dzieci" – zaczyna swój list mama nastolatki.
"Jak się okazuje po jednym semestrze, jednak to, co widać na zewnątrz, nie zawsze pokrywa się z tym, co dzieje się w szkolnych murach. Teraz dzieciaki powoli szykują się do zakończenia semestru i wystawiania ocen (mamy ferie w 1 połowie lutego), dlatego ciągle są jakieś poprawki, a ja co chwilę dostaję powiadomienia o jakichś nowościach pojawiających się w Librusie.
W ostatnim tygodniu jedna z takich wiadomości sprawiła, iż dosłownie ścięło mnie z nóg i doprowadziło do wściekłości. Mianowicie, wśród powiadomień o nowych ocenach czy poprawionych sprawdzianach, które mają sprawić, iż córka będzie miała satysfakcjonujące ją oceny na semestr, pojawiła się też informacja o uwadze z zachowania".
Różnica zdań na lekcji polskiego
Kobieta opowiada, czego dotyczyła negatywna opinia nauczycielki: "Byłam zdziwiona, bo Maja jest dziewczyną naprawdę spokojną, niewchodzącą w konflikty, zwykle współpracującą z nauczycielami. Kiedy zobaczyłam, iż dostała uwagę, od razu pomyślałam o tym, iż wydarzyło się coś naprawdę niecodziennego. Okazało się, iż uwaga od polonistki dotyczyła wyglądu mojego dziecka.
Aż mnie zamurowało, gdy przeczytałam, iż nauczycielka języka polskiego napisała, iż Maja nie stosuje się do zasad przyjętych w szkolnym statucie. Po południu, gdy córka wróciła ze szkoły, poszłam porozmawiać z nią o tej zaskakującej sytuacji. Zapytałam, o co poszło, czy może nie weszła na lekcji z polonistką w jakąś niepotrzebną dyskusję. Okazało się, iż Maja odważyła się powiedzieć głośno, iż nie jest fanką i zupełnie nie rozumie lektury, którą właśnie omawiają na lekcji.
Nauczycielka była zdania, iż Mickiewicz to istotny polski wieszcz, który stworzył same wybitne dzieła i nie należy podważać tej opinii. Wywiązała się dyskusja, w wyniku której polonistka – chyba nie wiedząc już, o co się przyczepić, zapytała Maję, dlaczego przychodzi do szkoły z kolczykiem w nosie. Było to dość zaskakujące, bo córka kolczyk ma już od początku roku i jakoś nigdy żadnemu nauczycielowi on nie przeszkadzał. Sama wyraziłam na niego zgodę i wydawało mi się, iż szkoła nie ma nic do gadania w sprawie wyglądu uczniów".
Ingerencja w wygląd uczniów
"Byłam pewna, iż szkolny statut ma zapisy tylko na temat ubioru – czystego i schludnego. Nie ma tam jednak nic na temat makijażu, biżuterii czy koloru włosów. Kiedy zrozumiałam, iż w uwadze chodzi o wspomniany już kolczyk w nosie, zalała mnie fala złości. Jakoś przez kilka ostatnich miesięcy nikt córce nie zwrócił uwagi na temat zakazu noszenia kolczyków w szkole.
Okazało się, iż w statucie faktycznie jest punkt na temat biżuterii. Jak to jest, iż w uszach biżuteria jest dopuszczalna, ale już w nosie czy wardze jest zagrożeniem? Może na lekcjach WF-u, gdyby Majka grała w piłkę, to byłoby niebezpieczne, ale mówimy o lekcji polskiego, na której toczy się dyskusja dotycząca książki.
Nagle nauczycielce zaczęło to przeszkadzać u uczennicy, która śmiała nie zgodzić się z jej opinią. To ewidentnie brzmi jak jakaś zemsta. Nie zamierzam tak zostawić tej sprawy i planuję iść na spotkanie z dyrekcją szkoły. Według mnie to nie jest zgodne z prawem, żeby szkolny statut zakazywał uczniom konkretnych elementów w ich wyglądzie" – kończy list poruszona mama licealistki.