"Od kilku dni wszyscy w internecie trąbią, iż lada moment Dzień Chłopaka: co kupiłaś, co zrobiłaś, bo trzeba, bo wypada... Koleżanki dopytują nie tylko o mojego męża, ale chcą także wiedzieć, co zorganizowała z tej okazji nasza klasa. Ja z dumą odpowiadam: absolutnie nic! Bo po co?
Nie umiem się bawić?
Początkowo w naszej klasie także panowała ta zbiorowa histeria, iż trzeba obchodzić absolutnie wszystkie możliwe święta: Dzień Kobiet, chłopaka i nie wiadomo czego jeszcze. Jaki był efekt? Wszyscy chcieli, by celebrować oraz kupować upominki, ale jak przychodziło do zbierania składek, to już szło opornie.
Ale na tym nie koniec problemów. Potem było szukanie pomysłów na prezenty, no i uroczyste wręczenie. Była wojna, kto komu ma co wręczać. Ten nie chce tamtej, o ona nie chce temu... W wieku szkolnym to zmienia się jak w kalejdoskopie. Masakra, po co to komu?
A jaka w tym frajda?
Przecież to dzieci niczego nie uczy. To żadna lekcja szacunku i obdarowywania drugiego człowieka, skoro to rodzice wymyślają, wybierają, cudują, płacą i kupują. Do tego ta walka czy ma być tanio, a może praktycznie? To się podoba, a tamto nie. Każdy dorzucał swoje 3 grosze i dogadać się nie było jak. A najgorsze, iż efekt i tak nie zachwycał uczniów.
Po dwóch latach takich walk poszliśmy po rozum do głowy i stwierdziliśmy, iż odpuszczamy absolutnie upominki. Nie ma co uszczęśliwiać naszych dzieci na siłę.
Czy nasze pociechy na tym cierpią? Wręcz przeciwnie. Nikt nie zmusza ich do obdarowywania się nawzajem. Nikt nie wyrzuca także kasy w błoto (chyba wszyscy mamy ważniejsze wydatki). Klasowe wyjście do kina czy do teatru to naprawdę znacznie lepsza inwestycja niż kolejne pierdoły, które będą się kurzyły gdzieś w kącie".