To nie był jej wybór
"Kiedy miałam 12 lat, tata zginął w wypadku, to była dla nas wielka tragedia, zostałyśmy z mamą same w służbowym mieszkaniu. Teoretycznie mogłyśmy tam mieszkać, tylko po co? Na Śląsku byłyśmy same, z dala od rodziny, mama nie pracowała, póki tata żył, nie musiała. Wróciłyśmy na Lubelszczyznę, gdzie rodzice się wychowali, to był 1992 rok. Nie było łatwo.
Pracę mamie załatwiła siostra ojca. Z dnia na dzień w moim życiu zmieniło się wszystko. Zamieszkałyśmy u dziadków na piętrze, mama zaczęła pracować jako woźna w szkole. Tej samej, do której mnie zapisała. Na początku nie robiło to na mnie wrażenia. gwałtownie weszłam w grupę rówieśniczą i od początku szóstej klasy aż do połowy października było ok.
Pewnego dnia zostałam w domu, bo bardzo bolał mnie brzuch, koleżanka z klasy przyniosła mi lekcje, siedziałyśmy i rozmawiałyśmy. Wtedy mama wróciła z pracy. Agata na jej widok parsknęła śmiechem. 'Twoja matka czyści kible w szkole?' - zapytała.
Chciałam się zapaść pod ziemię, wiedziałam, iż kolejne dni w szkole nie będą łatwe. Nie myliłam się, nazajutrz już wszyscy wiedzieli. Podrzucali mi papier toaletowy do plecaka, czasem szczotkę z toalety. Nie żałowali sobie. To był koszmar. Mamie nic nie powiedziałam, ale zaczęłam się na niej mścić.
Najgorszy wiek
Kłóciłam się z nią o wszystko, zabraniałam wchodzić do mojego pokoju, nie wiem, ile to trwało, ale długo. Często płakała w nocy, rozmawiała z ojcem, którego przecież nie było, żaliła się, iż ją zostawił, a ja ją wyniszczam. Któregoś dnia zorientowałam się, iż najgorzej mi dokuczają, kiedy mama pilnuje rano szatni. W te dni wagarowałam albo wchodziłam innym wejściem.
W końcu sama wpadłam na pomysł, jak przypodobać się rówieśnikom. Petarda hukowa z odpustu wrzucona do szatni na jej dyżurze okazała się strzałem w dziesiątkę. Znów byłam cool. Traktowałam ją jak inni, z góry. W szkole i w domu, kiedy próbowała ze mną rozmawiać, zbywałam ją, kazałam się odczepić.
Byłam potworem przez jakieś dwa lata, a moja mama nigdy nikomu się nie poskarżyła. Tylko w tych nocnych rozmowach z ojcem. Pewnej nocy mnie tknęło. To było jak objawienie. Skoro ja tęskniłam za ojcem i za naszym dawnym życiem, to jak ona się musi czuć. Poszłam do jej łóżka i mocno ją przytuliłam i zaczęłam płakać. Płakałyśmy obie, nie wiem, kiedy zasnęłyśmy.
Rano usłyszałam, jak rozmawia przez telefon, powiedziała, iż obydwie się zatrułyśmy, iż nie będzie jej w pracy. Do ósmej klasy poszłam w innej szkole, chciałam, żeby mnie przepisała, żebym nie musiała mieć kontaktu z tamtymi dzieciakami. W liceum pomagałam jej sprzątać w szkole na drugiej zmianie, żeby kończyła szybciej.
Minęły 32 lata, a ja wciąż się wstydzę
Postanowiłam napisać ten list, bo zaraz zacznie się kolejny rok szkolny, dzieciaki wrócą do szkolnych ławek. Chciałabym wierzyć, iż tylko ja byłam takim okropnym potworem, iż wasze dzieci takie nie są. Ale wszyscy wiemy, iż bywa różnie. Do dziś się wstydzę i przy każdej okazji przepraszam mamę.
Uczulcie, proszę, swoje dzieci, iż każdy człowiek zasługuje na szacunek, każdy pracownik szkoły jest tam po to, aby ta instytucja funkcjonowała jak najlepiej. Żeby dzieci dobrze się czuły, żeby miały sprzyjające warunki do rozwoju. Są takie zawody, które często uważamy za nieważne, mało prestiżowe, albo wręcz wstydliwe, ale je też ktoś musi wykonywać.
Tym ludziom należy się ogromny szacunek, bo oni muszą się mierzyć z wieloma nieprzyjemnymi sytuacjami. Zarówno woźna w szkole, jak i salowa w szpitalu czy kasjerka w dyskoncie, niekoniecznie są tam z wyboru, ale bez nich inni nie mogliby funkcjonować.
Andżelika, dumna córka woźnej".