W tym roku, na swoje urodziny, postanowiłam zaprosić siostry z mężami, ale córka stanowczo odmówiła. Twierdziła, iż nie chce gości, bo w domu jest za mało miejsca i jeżeli chcę się zobaczyć z krewnymi, możemy się spotkać w kawiarni. Bardzo mnie to zmartwiło, bo sądziłam, iż mam prawo zaprosić swoich bliskich, a okazało się, iż jednak nie. W rezultacie niczego nie świętowałam. Córka z zięciem choćby nie złożyli mi życzeń, po prostu wyszli gdzieś z domu. Nie muszę mówić, jak bardzo byłam przygnębiona. Na szczęście przyjechał wtedy mój syn, Michał. Nie zwracałam na siebie uwagi, ale on zauważył mój smutek i zrozumiał, co się stało

przytulnosc.pl 1 dzień temu

Moje urodziny wypadają na początku stycznia. W tym roku skończyłam 60 lat – to prawdziwy jubileusz. Bo przecież całe życie się starałam, najlepsze lata poświęciłam pracy, dzieciom i domowi. Mam taki charakter, iż zawsze chcę, by wszystko było jak najlepiej.

Od 11 lat pracuję w Portugalii i co roku wracam do kraju, by spędzić w rodzinnym gronie Boże Narodzenie, oraz swoje urodziny. To już stało się moją tradycją.

Wyjechałam z ojczyzny nie z dobrego życia. Zostałam zwolniona z pracy, a na wsi trudno było znaleźć coś nowego. Miałam wtedy dwoje dzieci, o które musiałam zadbać.

A więc kiedy moja przyjaciółka zaproponowała mi wspólny wyjazd do Portugalii, zgodziłam się. Zrobiłam to nie dla siebie, ale dla dzieci.

Na początku było trudno, ale potem przyzwyczaiłam się do nowego życia. A co ważniejsze – zaczęłam zarabiać niemałe pieniądze, co mnie cieszyło, bo zrozumiałam, iż w ten sposób mogę poważnie pomóc swoim dzieciom.

Były już dorosłe – córka wyszła za mąż, do domu dołączył zięć, a syn po uniwersytecie został w mieście i tam postanowił budować swoje życie.

Po tym, jak wyprawiłam córce wesele, przygotowywałam się do wyjazdu do Portugalii. Ale tuż przed wyjazdem córka poprosiła mnie o rozmowę. Powiedziała, iż byłoby im łatwiej, gdybym przepisała dom na nią, bo jej mąż chce „gospodarować u siebie”. Zdziwiłam się, bo zięć choćby nie zdążył przekroczyć progu, a już chciał być gospodarzem.

Z córką wspomniałam o Michale, synu, który co prawda wyprowadził się z domu, ale też miał prawo do swojej części. Jednak córka mnie uspokajała, iż Michał już wszystko ustalił i zrzeka się spadku. Zgodziłam się. Sporządziliśmy akt darowizny na jej nazwisko i pojechałam do pracy za granicę.

Z Portugalii co roku wysyłałam wszystkie zarobione pieniądze, by pomóc dzieciom. Za każdym razem, gdy wracałam do kraju, cieszyły mnie zmiany w domu – stawał się coraz piękniejszy i bardziej przytulny.

Córka z zięciem pracowali intensywnie i widziałam, jak wszystko się rozwija i kwitnie. W tym aspekcie byłam szczęśliwa, ale dostrzegłam też pewne zmiany, które mnie niepokoiły.

Córka zrobiła się jakaś oziębła, wyczuwało się dystans. Z czasem, gdy przyjeżdżałam, zauważyłam, iż w tym dużym domu adekwatnie nie ma dla mnie miejsca – choć pokoi było sporo, to na każdy z nich młodzi mieli własne plany.

Myślałam, iż mam prawo do części tego budynku, który sfinansowałam, ale ostatecznie ulokowano mnie w najmniejszym pokoju. choćby wtedy się nie skarżyłam – na obczyźnie bywały gorsze sytuacje, zdarzało się, iż spałam na dworcu czy na ławce w parku.

W tym roku, na swój jubileusz, chciałam zaprosić siostry z mężami, bo i urodziny obchodziłam, i dawno się nie widzieliśmy. Jednak córka była kategorycznie przeciwna. Twierdziła, iż nie chce gości, bo w domu jest mało miejsca, a jeżeli chcę spotkać się z rodziną, powinnam zrobić to w kawiarni.

Ogarnął mnie smutek, ponieważ sądziłam, iż mam prawo zaprosić swoich bliskich. Było mi przykro, iż choćby nie chciała spełnić mojego niewielkiego pragnienia.

W końcu nic nie świętowałam. Córka z zięciem nie złożyli mi choćby życzeń, tylko wyszli gdzieś z domu.

Trudno opisać, jak wielki żal czułam. Ale wtedy przyjechał Michał – mój syn. Niczego nie sugerowałam, ale on zauważył mój smutek i pojął, co się dzieje.

Nie ma do mnie pretensji, iż przez wiele lat pracowałam w Portugalii i przesyłałam pieniądze głównie córce, a Michał tak naprawdę kilka z tego miał.

Cieszę się, iż wyrósł na odpowiedzialnego, dobrego człowieka. Michał założył własną, niewielką, ale dochodową firmę. Dzięki temu dobrze mu się powodzi, sam zbudował dom, kupił samochód. A teraz, widząc, iż w moim własnym domu jestem „na doczepkę”, zaproponował, żebym przeprowadziła się do niego.

On i jego żona wprowadzili się do nowego domu za miastem i chcą, żebym z nimi zamieszkała. Mówi, iż jest tam wystarczająco dużo miejsca.

Obiecałam synowi, iż się zastanowię, ale w głębi duszy mam wątpliwości, bo nie wiem, co dla mnie lepsze: zostać w Portugalii jeszcze kilka lat, zarobić pieniądze i kupić sobie małe, własne mieszkanie, by od nikogo nie być zależna?

Czy jednak zaufać synowi, który widzi, iż potrzebuję wsparcia, i proponuje pomoc nie „bo musi”, ale bo naprawdę pragnie, żebym była blisko i nie czuła się samotna?

To trudna decyzja. Sama nie wiem, co będzie dla mnie najlepsze – zostać w Portugalii czy przeprowadzić się do syna.

Idź do oryginalnego materiału