Nazywam się Agnieszka Kowalska i mieszkam w Częstochowie, w sercu województwa śląskiego, gdzie życie toczy się wzdłuż pięknych wzgórz. Długo zastanawiałam się, czy powinnam napisać ten list, ale moje wnętrze krzyczy z bólu i zamętu. Nie mogę już dłużej milczeć — muszę się wygadać, bo moje życie spadło do przepaści i nie wiem, jak się z niej wydostać.
Wszystko zaczęło się od tego, iż jestem mamą pięcioletniej córki Zosi i żoną męża, który żyje tylko pracą. Mój mąż, Bartek, jest pracoholikiem do szpiku kości, prawie nie bywa w domu. Naszą Zosię z przedszkola odbiera moja mama, która także zostaje z nią wieczorami, bo my z Bartkiem wracamy późno. Pracuję w dużej firmie — miejsce poważne, dobrze płacą, więc daję z siebie wszystko, często pracuję do późna, by zamknąć wszystkie sprawy. Dwa miesiące temu wysłano mnie na cztery dni w delegację z kolegą z pracy, Piotrem. Poprosiłam mamę, by zamieszkała u nas, opiekowała się Zosią. Zgodziła się, a ja wyjechałam z lekkim sercem.
Jechaliśmy z Piotrem służbowym samochodem. Dzień minął na działaniach, a wieczorem zameldowaliśmy się w hotelu. W windzie niespodziewanie zaproponował, byśmy zeszli na kolację do restauracji. Zgodziłam się — dlaczego nie? Wieczór był nieoczekiwanie miły. Rozmawialiśmy o wszystkim, dowiedziałam się, iż jest rozwiedziony, bez dzieci, całkowicie pochłonięty pracą. Jego głos, jego śmiech — poczułam się nagle wolna, żywa, jak nie czułam się od dawna. Pierwszy raz od lat czułam się swobodnie w towarzystwie mężczyzny, którego ledwo znałam. Po kolacji rozeszliśmy się do pokojów, ale coś wewnątrz już drżało.
Następnego dnia — praca, a wieczorem znowu kolacja. Skończyliśmy wcześniej, a Piotr zaproponował, by uczcić sukces butelką czerwonego wina. Lubię czerwone, więc nie odmówiłam. Jedliśmy, piliśmy, śmialiśmy się, a ja widziałam, do czego to zmierza. Serce waliło, ale postanowiłam wrócić do pokoju. On powiedział, iż mnie odprowadzi, i w windzie wszystko się wydarzyło — jego usta znalazły moje, namiętność zalała nas niczym fala. Znaleźliśmy się w jego pokoju, a noc stała się wirującym szaleństwem, o którym bałam się choćby myśleć. Kolejna noc była jeszcze gorętsza, jeszcze bardziej szalona — zanurzałam się w tym, zapominając o domu, mężu, o wszystkim.
Po powrocie do Częstochowy próbowałam wymazać to z pamięci. Zanurzyłam się w pracy, unikałam Piotra, ale po kilku tygodniach życie uderzyło mnie poniżej pasa: jestem w ciąży. Świat zawirował, nogi się pode mną ugięły. Byłam w szoku, przerażona, ale wiedziałam — to jego dziecko. Z Bartkiem już dawno oddaliliśmy się, między nami nie było bliskości od miesięcy. Chciałam porozmawiać z nim o rozwodzie — nasza rodzina już od dawna była w rozsypce, ale zwlekałam, bałam się zmian. A teraz to dziecko — żywy dowód mojego upadku. Nie znam Piotra naprawdę. Był czuły podczas tej delegacji, ale czy mogę mu zaufać? Co, jeżeli się odwróci, jak tylko się dowie?
Chodzę po domu jak cień, patrzę na córkę, na męża, a wewnątrz wszystko krzyczy. To dziecko rośnie we mnie, a ja nie wiem, co z nim zrobić. Powiedzieć Bartkowi? Eksploduje, wyrzuci mnie, i zostanę sama z dwójką dzieci. Powiedzieć Piotrowi? A jeżeli się ze mnie wyśmieje lub zniknie niczym dym? Zdecydowałam wyjawić prawdę ojcu dziecka za kilka dni, ale każda godzina przed tym to męka. Moja głowa pęka od myśli, serce rozdziera się od strachu i winy. Chciałam spokojnego życia, a otrzymałam chaos, który sama stworzyłam.
Mama patrzy na mnie z niepokojem, ale milczę — jak jej powiedzieć, iż jej córka, wzorowa matka i żona, zaplątała się w taką hańbę? Bartek wraca późno, rzuca zmęczone „cześć” i nie zauważa, jak się trzęsę. Piotr w pracy przechodzi obok, a ja łapię jego spojrzenie — ciepłe, ale obce. Co mam robić? Zostawić dziecko i odejść od męża? Rzucić wszystko i uciec? A może milczeć, póki prawda sama się nie wyrywa, jak burza? Marzyłam o szczęściu, o drugim dziecku, ale nie w ten sposób — nie z zdradą, nie z kłamstwem. Teraz stoję na krawędzi, a każdy krok to przepaść.
Proszę, pomóżcie mi radą! Jestem w rozpaczy, zgubiłam się. Moje życie się stacza, i nie wiem, jak uratować siebie, swoje dzieci, swoją duszę. To dziecko — moja wina i moja nadzieja, ale boję się, iż zniszczy wszystko, co mi pozostało. Co mam zrobić z tą prawdą, która mnie pali od środka? Chcę, żeby wszystko się ułożyło, ale boję się, iż już jest za późno.