Nieustanne wakacje
"Ostatnio przyszła do mnie mama jednej z uczennic i z absolutną beztroską oznajmiła: 'Nie będzie Zosi przez dwa tygodnie, lecimy na Dominikanę. Odrobimy w domu'. Odrobimy? Tak jak się odrabia zaległe pranie po urlopie? Szanowni rodzice, szkoła to nie Netflix, gdzie można zatrzymać odcinek i obejrzeć później. To ciągły proces, a nie seria slajdów, które można nadrobić w wolnej chwili między hotelem a basenem.
I co najgorsze? Tym, co naprawdę mnie doprowadza do szału, nie jest sama nieobecność, tylko sygnał, jaki wysyłacie dzieciom. 'Nie musisz się przejmować szkołą, to mniej ważne niż nasze wakacje'. W ten sposób uczycie ich, iż można lekceważyć zobowiązania, iż zasady są elastyczne, jeżeli tylko ma się odpowiednie fundusze. I później dziwimy się, iż młodzi ludzie traktują pracę czy studia jak zabawę, bo przecież zawsze można coś 'odrobić'.
A potem wracają te nasze podróżnicze gwiazdy, zdziwione, iż nie dostają czerwonego dywanu na wejściu i mają do napisania test, który ominęły. I jeszcze się dziwią: 'Ale jak to? Przecież mama mówiła, iż można to jakoś załatwić…'. No właśnie, mama mówiła. Szkoda, iż nikt nie powiedział, iż szacunek do obowiązków też warto wpoić.
Nie chodzi o to, żeby nigdy nie wyjeżdżać. Ale może, tak dla odmiany, zaplanować te egzotyczne wakacje wtedy, gdy dzieci nie mają szkoły? To chyba nie jest zbyt skomplikowane.
A wiecie, co mnie jeszcze bawi? Że ci sami rodzice, którzy tak chętnie zabierają dzieci na wakacje w środku roku, później narzekają, iż nauczyciele 'za dużo wymagają', 'zadają za dużo prac domowych' i 'nie rozumieją potrzeb współczesnych dzieci'. No to ja pytam – kto tu nie rozumie potrzeb dzieci? Bo jeżeli naprawdę zależy wam na ich przyszłości, to może, zamiast uczyć ich omijania zasad, pokażcie, iż nauka i obowiązki są tak samo ważne jak odpoczynek? Bo półki co, to uczycie je pogardy, arogancji i lekceważenia".