Warszawski Dom Technika NOT łączy historię polskiej techniki z teraźniejszością od 12 dekad. 120 lat temu polscy inżynierowie podjęli się dzieła, które dla wielu było aktem niezwykłej determinacji i odwagi. Zbudowali własny Dom Technika w czasach, kiedy Polski nie było na mapie. Po tylu latach ten okazały gmach, przy ulicy Czackiego w Warszawie, przez cały czas tętni życiem. O tym, jak zarządzać zabytkiem o kubaturze ponad 30 tysięcy metrów sześciennych, bez wsparcia z zewnątrz i z szacunkiem dla jego historii, wyjaśnia mgr inżynier Jerzy Rożek – prezes spółki Warszawski Dom Technika NOT.
Panie Prezesie, od jak dawna zarządza Pan Warszawskim Domem Technika?
Już ponad 12 lat. Od 1 lutego 2013 roku kieruję spółką, która dba o ten obiekt i jego funkcjonowanie. Można powiedzieć, iż jubileusz tej niezwykle cennej budowli pod względem architektonicznym, zbiegł się z moim osobistym – 12-leciem zarządzania tym miejscem. Swoją siedzibę ma tutaj Federacja Stowarzyszeń Naukowo-Technicznych NOT oraz organizacje inżynierskie, które wchodzą w jej skład. Proszę jednak pamiętać, iż to nie jest zwykły budynek biurowy, tylko symbol polskiej inżynierskiej solidarności, który powstał w 1905 roku z inicjatywy warszawskich techników, na czele z wybitnym inżynierem Piotrem Drzewieckim. Wzniesiono go w czasach zaboru rosyjskiego, w zaledwie trzy lata od przygotowania projektu pod kierownictwem Jana Fijałkowskiego i rozpoczęcia prac budowlanych. Ten wyczyn choćby dziś jest trudny do powtórzenia.
Czyli inżynierowie z początku XX wieku pokazali, iż potrafią nie tylko znakomicie projektować, ale też solidarnie działać.
Dokładnie tak. W 1902 roku zdecydowali się kupić działkę przy ówczesnej ulicy Włodzimierskiej, dziś Czackiego. Zebrali fundusze wśród członków Stowarzyszenia Techników w Warszawie, wzięli kredyt, wykonali projekt rozpoczęli budowę, a w listopadzie 1905 roku oddali do użytku gmach, który łączy styl barokowo-rokokowy z secesją. Mamy więc nie tylko pomnik kunsztu inżynierskiego, ale też arcydzieło architektury. Dla mnie, jako inżyniera, to dzieło budzi ogromny szacunek – i zobowiązanie, aby przetrwało co najmniej następne 120 lat.
Patrzy Pan na ten gmach z perspektywy inżyniera z wieloletnim doświadczeniem. Jak Pan ocenia umiejętności tamtych twórców?
Z podziwem i pokorą. W tamtych czasach nie było komputerów, oprogramowania, symulacji, laserowych pomiarów. Były deski kreślarskie, cyrkle, kątomierze i liczydła. A jednak potrafiono stworzyć konstrukcję, która przetrwała wojny, odbudowę i dekady użytkowania. To dowód, jak wielkie kompetencje mieli tamci inżynierowie – nie tylko techniczne, ale też estetyczne. Mieli wyczucie stylu i proporcji, które dziś często gubi się w pogoni za funkcjonalnością. Połączyli sztukę z nauką i zrobili to rękami, nie kliknięciami myszki. To była prawdziwa sztuka inżynierska, której efekty z podziwem oglądamy do dziś.
Jak wygląda zarządzanie takim obiektem po 120 latach istnienia?
To jak praca chirurga na otwartym sercu, z tą różnicą, iż serce to waży tysiące ton. Został wpisany do rejestru zabytków w 1965 roku, więc każda ingerencja musi być uzgodniona z konserwatorem. Remonty są kosztowne, ale konieczne. Kiedy przyszedłem, piwnice wymagały osuszenia i izolacji. Zatrudniliśmy firmę mykologiczną, która wykonała prace zabezpieczające fundamenty. Dziś piwnice są użytkowe – mieszczą magazyny i klub młodzieżowy.
A zatem remonty to codzienność?
Tak, mamy remonty bieżące – naprawy i prace planowane oraz nowe inwestycje. Jedną z nich było zbudowanie w 2016 roku nowej windy zewnętrznej, która została wkomponowana w bryłę budynku. Wszystko odbywało się w porozumieniu z konserwatorem zabytków. Teraz planujemy modernizację starej windy, w zabytkowym szybie, a także remonty łazienek na wyższych kondygnacjach i odnowienia okazałych sal. Odrestaurowaliśmy drewnianą podłogę w sali B, sufity z ozdobną sztukaterią, wyremontowaliśmy główną klatkę schodową z wejściem do budynku. Mamy takie schody, których paryska rewia by się nie powstydziła. Nowoczesne wnętrza zyskały też toalety przy restauracji. Robimy to sukcesywnie, w miarę możliwości finansowych.
No właśnie, skąd środki na utrzymanie tak dużego zabytku?
Z własnej działalności. Nie mamy żadnych dotacji ani rządowego wsparcia. Spółka musi zarobić swoją działalnością na utrzymanie budynku, którym zarządza. Prowadzimy wynajem sal konferencyjnych. Mamy ich w tej chwili 6, które mogą pomieścić od 15 do 450 osób. Wynajmujemy też powierzchnie biurowe. Około połowę spośród 40 pomieszczeń zajmują stowarzyszenia zrzeszone w FSNT – NOT, a pozostałe użytkują to najemcy zewnętrzni. Te przychody pozwalają w tej chwili „spiąć budżet”. Utrzymanie budynku o dużej kubaturze to znaczne koszty: ogrzewanie, energia, sprzątanie, konserwacja, ochrona, jak również wydatki na bieżące awarie i remonty. Wysokość pomieszczeń powoduje, iż ogrzewamy nie powierzchnię, ale kubaturę. A ceny mediów rosną o 12–15% rocznie.
Czy pandemia mocno uderzyła w działalność spółki?
Bardzo. W czasie pandemii wszystko stanęło – konferencje, szkolenia, najem pomieszczeń. Część firm zrezygnowała z biur, przychody znacząco spadły, ale przetrwaliśmy pandemię. Wyszliśmy z tego obronną ręką. Dziś nie mamy zadłużenia, a bieżąca działalność pozwala pokryć koszty utrzymania Warszawskiego Domu Technika NOT. Wróciliśmy do równowagi.
Atrakcyjność lokalizacji Warszawskiego Domu Technika zachęca partnerów do wynajmu pomieszczeń na konferencje oraz inne wydarzenia?
Wyjątkowe położenie budynku WDT NOT w samym sercu Warszawy jest naszym atutem. Ulica Czackiego znajduje się kilka kroków od metra Świętokrzyska, a w pobliżu jest nowy, duży parking podziemny na Placu Powstańców Warszawy. Trzeba też dodać, iż już sama elewacja naszego gmachu przyciąga spojrzenia. Bogato zdobione sztukaterie, barokowo-secesyjne detale, masywne drzwi i duże żyrandole w środku. To wszystko tworzy atmosferę, jakiej nie da się znaleźć w nowoczesnych szklanych biurowcach. Kiedy ktoś przekroczy próg Domu Technika, zwykle chce tu zostać dłużej. Wnętrza działają jak magnes, są piękne i mają dobrą energię. To są miejsca z duszą, które od razu budzą sympatię. Dodatkowym atutem jest restauracja Avangarda, mieszcząca się na parterze. To stylowe, klimatyczne miejsce z bogatą ofertą kulinarną i profesjonalną obsługą cateringową. Dzięki temu, wszystko mamy w jednym miejscu – konferencje, szkolenia, spotkania i zaplecze gastronomiczne. A to w centrum stolicy ogromny plus.
Jakie imprezy i wydarzenia realizowane są w Domu Technika?
Cały przekrój – od konferencji branżowych po koncerty oraz duże imprezy rodzinne. Współpracujemy z Ministerstwem Finansów, które organizuje tu egzaminy dla ekspertów księgowych, oraz z Krajową Radą Notarialną, która prowadzi szkolenia notarialne. Wynajmujemy sale także na wydarzenia uczelniane, kongresy, gale i konferencje międzynarodowe. Robimy też własne wydarzenia – koncerty noworoczne, Dzień Kobiet, Dzień Matki, powitania wiosny i jesieni. Chcemy, by Warszawski Dom Technika NOT pozostał miejscem otwartym i żywym, a nie muzeum.
Panie Prezesie, jest Pan inżynierem mechanikiem z wieloletnim doświadczeniem, dodatkowo z licencją zarządcy nieruchomości. Czy to pomaga w zarządzaniu takim zabytkiem?
Bardzo. Inżynier z natury kieruje się racjonalnością. Analizuje, kalkuluje, przewiduje skutki decyzji. To pomaga nie tylko przy remontach, ale też w ekonomii. Utrzymanie budynku jest kosztowne, a przychody z najmu są zmienne. Kieruję się zasadą, iż decyzje muszą być uzasadnione technicznie i ekonomicznie. Dzięki temu, mimo wysokich kosztów i rosnących wydatków, spółka radzi sobie dobrze. To jest właśnie inżynierskie podejście do zarządzania – logika zamiast emocji.
Czy współczesne środowisko inżynierskie przez cały czas czuje więź z tym miejscem?
Myślę, iż w mniejszym stopniu niż dawniej. Niestety, po transformacji i zmianach w gospodarce, wiele zakładów przemysłowych zniknęło, a wraz z nimi środowiska inżynierskie. Kiedyś w zakładach działały koła techniczne, dziś trudno o podobne struktury. Mamy w FSNT NOT 40 stowarzyszeń, ale ich aktywność spadła, bo starsi członkowie odchodzą, a młodych nie przybywa. Upadło częściowo szkolnictwo techniczne, politechniki zmieniają profil na zarządczy, a młodzi inżynierowie mają już trochę inne preferencje. Wiadomo jednak, iż bez inżynierów świat się nie obejdzie, dlatego chociaż ich kompetencje będą się zmieniać, ten zawód pozostanie zawsze fundamentem cywilizacji.
A jak układa się kooperacja z Federacją Stowarzyszeń Naukowo-Technicznych NOT, która jest właścicielem budynku?
Bardzo dobrze. Federacja jest jedynym udziałowcem spółki. Mamy pełne wsparcie zarządu, zwłaszcza pani prezes Ewy Mańkiewicz-Cudny, która aktywnie promuje działalność Domu Technika, zachęca instytucje i stowarzyszenia NOT-u do organizowania u nas konferencji i dba o to, by ten gmach przez cały czas był symbolem kultury technicznej. To kooperacja partnerska – my dbamy o stronę techniczną i organizacyjną, Federacja o merytoryczną.
Wspomniał Pan o planach inwestycyjnych, a co jeszcze ważnego przed spółką, która Pan zarządza?
Najbliższy cel to modernizacja starej windy. Projekt i zgody konserwatorskie już mamy. W planie są też remonty łazienek na drugim piętrze. W dalszej perspektywie chcielibyśmy zmodernizować system ogrzewania i wentylacji, aby poprawić efektywność energetyczną. Bardzo nam na tym zależy. Mamy fachowców w naszych szeregach, którzy by się tego podjęli, jednak to wszystko wymaga nakładów finansowych.
Mimo tych wszystkich wyzwań, 120 letni jubilat ma przed sobą dobrą perspektywę na kolejne dziesięciolecia.
Zdecydowanie tak. Od strony technicznej budynek ma solidne podstawy. Przetrwał wojnę, odbudowę, dekady zmian. Wierzę, iż przetrwa kolejne 120 lat. Ważne, aby każdy, kto będzie nim zarządzał, miał do tego miejsca serce, szacunek i podejście inżynierskie oparte na wiedzy, logice i poczuciu odpowiedzialności.
Widzę, iż traktuje Pan ten budynek nie tylko jako pracę, ale i osobistą misję.
Mam do niego ogromny sentyment. Pracowałem wcześniej przy dużych inwestycjach. Wiem, jak powstaje budynek od fundamentów. Tutaj staram się łączyć doświadczenie inżyniera z pasją do historycznego dziedzictwa. Cieszę się, gdy widzę, iż to, co zrobiłem – nowa winda, odnowione sale, pozbawione wilgoci i czyste piwnice – zostanie na lata i przyszłych pokoleń.
Czego jeszcze należy życzyć 120-letniemu jubilatowi?
Żeby wytrwał następne 120 lat. Żeby kolejne pokolenia inżynierów pielęgnowały to dziedzictwo. Bo Warszawski Dom Technika NOT to nie tylko gmach z cegły i sztukaterii, to symbol polskiej inżynierskiej myśli, solidarności i kultury technicznej. Myślę, iż każdy znajdzie w nim coś cennego i interesującego w historii polskiego środowiska technicznego, tworzącego w okresie międzywojennym i latach powojennych jako fundamenty polskiego przemysłu i rodzimej gospodarki. A takie wartości, mimo zmieniającego się świata, są wieczne.
Rozmawiała Jolanta Czudak


![Podwójne święto w Przedszkolu w Pomykowie – pasowanie maluchów i ślubowanie starszaków [wideo]](https://tkn24.pl/wp-content/uploads/2025/10/Pasowanie-w-Przedszkolu-w-Pomykowie-4.jpg)






