Weszłam na grupę rodziców i po 5 minutach chciałam uciekać. To, o co się tam kłócą, to absurd

mamadu.pl 2 tygodni temu
Kłótnie o to, kto przynosi słodycze na urodziny, awantury o oceny i wzajemne obwinianie się o wszystko – tak wygląda rzeczywistość w wielu szkolnych grupach na Facebooku. Zarejestrowałam się na jednej z nich, z nadzieją, iż znajdę tam pomocne informacje i wsparcie od innych rodziców. Niestety, po zaledwie pięciu minutach przeglądania postów, byłam gotowa wyłączyć aplikację i zapomnieć o tej "społeczności".


Jak wyłączyć złośliwość?


Pierwszy post, który rzucił mi się w oczy, dotyczył "wielkiego problemu" z wyborem słodyczy na szkolne urodziny. Jeden z rodziców zaproponował ciastka, ale inny od razu się oburzył, iż to niezdrowe i nie powinny być w ogóle serwowane dzieciom. Potem zaczęły się spekulacje na temat tego, kto najczęściej przynosi jakie słodycze, a jeden rodzic wtrącił, iż ciastka wcale nie są takie złe, jeżeli dodasz do nich "jogurt naturalny" (czyli zdrowie na talerzu). Wydawało mi się, iż nie mogę tego dalej śledzić – zaczęłam zastanawiać się, czy na pewno nie pomyliłam grupy.

Jednak miało się okazać, iż to zaledwie początek. Kolejne wątki dotyczyły dziecięcych ocen i tego, kto jest winny za niskie wyniki w nauce. Jeden rodzic obwiniał nauczyciela o złą metodę nauczania, inny – dzieci za brak motywacji, a jeszcze ktoś inny za to, iż system edukacji nie jest wystarczająco wymagający. A wszystko to przeplatało się z oskarżeniami o "nieodpowiedzialne" podejście do nauki. Po chwili poczułam, jakbym wpadła do dziwnego, nieskończonego kręgu wzajemnych pretensji i niezadowolenia.

Jednak nie to było najgorsze. Zauważyłam ogólny brak chęci do konstruktywnej rozmowy, tak jakby wszyscy byli tam po to, by wzajemnie się szykanować. Zamiast dzielić się radami, wymieniać doświadczeniami czy szukać rozwiązań, rodzice zamieniali się w internetowych wojowników, którzy każdą sprawę chcieli rozwiązać "po swojemu", nie biorąc pod perspektywy innych ludzi.

Zadałam sobie pytanie: czy takie grupy naprawdę mają sens? Czy to nie jest po prostu miejsce, w którym frustracja i niezadowolenie z życia codziennego zderzają się w jednym miejscu, tworząc toksyczną atmosferę? Kiedy rozmawiamy o edukacji i wychowaniu dzieci, powinniśmy być bardziej otwarci na konstruktywne rozmowy. Zamiast tego, widzimy tylko wzajemne oskarżenia i przepychanki słowne. Na pewno takie grupy nie sprzyjają zdrowemu rozwojowi naszej edukacyjnej rzeczywistości.

Może warto zastanowić się, czy nie lepiej jest ograniczyć czas spędzany w tych internetowych bagnach, a skupić się na prawdziwej, bezpośredniej rozmowie z nauczycielami i innymi rodzicami? W końcu, życie offline, bez złośliwych postów, może przynieść o wiele więcej korzyści, a przede wszystkim spokoju.

I nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem, iż szereg eksperymentów społecznych udowodniło już, iż nigdzie nie jesteśmy tak "odważni" wobec siebie jak za zasłoną ekranu.

Idź do oryginalnego materiału