Wiadomość przyszła przed północą. Nauczycielka: "Matki to dopiero mają tupet"

mamadu.pl 6 godzin temu
Rano, jak co dzień, poszłam po świeże bułki. W piekarni spotkałam koleżankę, nauczycielkę klas 1–3. Od razu zauważyłam, iż coś jest nie tak. Zmęczona, podkrążone oczy, zgrzytanie zębów przy każdej kolejnej minucie czekania w kolejce. Pomyślałam: pewnie kolejna zarwana noc na sprawdzaniu klasówek albo organizowaniu jakiejś szkolnej uroczystości. Ale nie. Tym razem powód był zupełnie inny.


O jedną wiadomość za dużo


Wyszłam z piekarni i poczekałam, aż koleżanka też skończy zakupy. Chciałam zamienić z nią dwa słowa i zapytać, czy wszystko jest w porządku.

– Wyobraź sobie – mówi z wyraźnym gniewem w głosie – przed północą dostaję wiadomość w Librusie. Myślałam, iż to coś ważnego, może jakaś nagła sytuacja. Otwieram, a tam... matka jednej z moich uczennic pisze:

"Proszę jutro nie odpytywać mojej córki, ma urodziny. Wolałabym, żeby miała wolne i spokojny dzień".

Stanęłam jak wryta. Słuchałam, a ona aż kipiała. – Przed północą! – powtórzyła z irytacją. – To jest normalne? Pracuję cały dzień, przygotowuję się do lekcji, a potem jeszcze muszę w nocy odbierać wiadomości, które brzmią jak rozkazy?

Nie ukrywam, zgadzam się z nią. Bo o ile rozumiem, iż każdy chce dla swojego dziecka jak najlepiej, o tyle coś tu się wyraźnie wymknęło spod kontroli. Szkoła przestaje być miejscem nauki, a staje się usługą personalizowaną pod życzenia rodzica. Coraz częściej nauczycielom nie daje się prowadzić lekcji, tylko narzuca się warunki. Nie pytaj, nie oceniaj, nie stresuj, zrób wyjątek, przymknij oko, wyjdź naprzeciw, dostosuj się. Zawsze z uśmiechem.

Ale moment. To są dzieci, a szkoła to nie kinderbal. Nauczyciel to nie ciocia animatorka, która wita z balonikiem i rozdaje cukierki. jeżeli każdy uczeń będzie miał "dzień wolny" z okazji urodzin, to kiedy oni się będą uczyć? I gdzie kończy się granica absurdu?

Wściekłość mojej koleżanki nie wynikała tylko z jednej wiadomości. To był czubek góry lodowej. Ona, jak wielu nauczycieli, codziennie styka się z brakiem granic, z traktowaniem jak pracownika dostępnego 24/7, z ignorowaniem tego, iż szkoła to nie prywatny folwark, a wspólna przestrzeń, w której obowiązują zasady. A najgorsze, iż ten brak granic zaczyna być normą.

Być może nie każda matka pisze o północy na Librusie, ale zaskakująco wiele z nich nie widzi w tym niczego złego. Bo przecież "to tylko wiadomość". Ale każda taka "tylko" wiadomość to kolejny kamyczek, który obciąża i tak już przeciążony system i ludzi, którzy próbują go utrzymać przy życiu.

Idź do oryginalnego materiału