Wieczór zapadał, gdy małe dziecko usłyszało dziwne odgłosy z pokoju rodziców. Gdy otworzyli drzwi, zastygli w osłupieniu

twojacena.pl 11 godzin temu

Wie zmierzch zapadał powoli, mała Zosia Słowik usłyszała dziwne odgłosy dobiegające z sypialni rodziców. Gdy otworzyli drzwi, wszyscy zastygli w bezruchu, sparaliżowani zdumieniem.
Wieczór wypełniał się niepokojem, gdy dziewczynka wyczuła napięcie za drzwiami pokoju rodziców. Szepty były poważne, choć ciche w powietrzu unosił się strach.
W głowie Zosi pojawiła się lekcja z przedszkola: Gdy się boisz, dzwoń pod 112. Drżącymi palcami sięgnęła po telefon.
112, co się stało? spytał dyspozytor.
Słyszę dziwne dźwięki z pokoju rodziców Proszę, przyjeżdżajcie szybko! wyszeptała.
Policja przybyła do kamienicy na warszawskiej Pradze w mgnieniu oka. Towarzyszył im doświadczony owczarek Burek, który podszedł do drzwi i nagle zasyczał, jakby chciał coś pokazać.
Gdy funkcjonariusze próbowali otworzyć drzwi, Burek warknął głośno, niemal ostrzegawczo.
Kiedy wreszcie przekręcono klucz, wszyscy oniemieli na widok tego, co ujrzeli.
W pokoju panowała dziwna cisza, przerywana tylko cichym szelestem. Rodzice Zosi Marek i Kinga Słowik poruszali się w zwolnionym tempie: Marek stał nieruchomo, a Kinga trzymała w dłoniach coś, czego kształtu nie dało się rozpoznać.
Burek zasyczał ponownie, wskazując przedmiot w dłoniach Kingi. Jeden z policjantów ostrożnie wyjął go z jej rąk okazało się, iż to ładunek wybuchowy. W mgnieniu oka został unieszkodliwiony.
Rodziców zabrano na komisariat, by ustalić, jak materiał znalazł się w ich mieszkaniu. Po przesłuchaniu okazało się, iż Marek i Kinga nie mieli z tym nic wspólnego zostali wypuszczeni do domu.
Śledztwo wykazało, iż ładunek należał do ich sąsiada, pana Nowaka, i przez przypadek trafił pod ich dach.
Tak oto Zosia jednym telefonem uratowała swoich rodziców.
Kochajcie swoich bliskich i dbajcie o nich to skarby, których nie da się zastąpić.

Idź do oryginalnego materiału