Dziś zapisuję to, co od dawna noszę w sercu. Zawsze wierzyłem, iż matka powinna kochać wszystkie swoje dzieci tak samo. Bez „ulubieńców”, bez porównań, bez warunków. Dzieciństwo to nie wyścig o miłość. Kiedy słyszałem historie o rodzicach, którzy dzielili dzieci na „lepsze” i „gorsze”, myślałem: „Mnie to nie dotyczy”. A teraz żyję w środku takiej opowieści. Tylko iż to nie cudza historia – to moja rodzina. Moja córka. Moja wnuczka. Mój ból.
Ewa zawsze była ambitna, wymagająca, dumna. Nie interesowali ją zwykli chłopcy – tylko ci „z perspektywami”, „ustawieni”. W końcu wyszła za Tomasza – byłego sportowca, który otworzył siłownię w Lublinie. Z żoną podarowaliśmy im dwupokojowe mieszkanie na ślub i pomogliśmy znaleźć dobrą pracę przez znajomych. Wszystko wyglądało idealnie: stabilność, troska, pewność jutra.
Rok później Ewa zaszła w ciążę, a cała rodzina cieszyła się jak dzieci. Ciąża przebiegła spokojnie, urodziła się zdrowa dziewczynka – Kinga, na cześć mojej mamy. Ewa świetnie sobie radziła: karmiła, usypiała, spacerowała. Kinga była spokojnym, posłusznym dzieckiem, prawie nie płakała – choćby gdy ząbkowała. Ewa była idealną matką. Wszyscy byliśmy z niej dumni.
Ale sześć lat później wszystko się zmieniło.
Ewa znów zaszła w ciążę. Od początku było ciężko: ciśnienie, cukrzyca, migreny, zatrucie ciążowe. Pół roku z dziewięciu spędziła w szpitalu. Poród był trudny, cesarskie cięcie. Rekonwalescencja trwa długo. I wtedy przyszła na świat Weronika. Taka sama silna i zdrowa jak starsza córka. Tylko iż Ewę jakby ktoś podmienił.
Pierwsze miesiące pomagaliśmy z babcią Tomasza, Danutą. Częściej brałem Kingę do siebie, żeby Ewa mogła skupić się na niemowlęciu. Danuta zostawała u nich w domu. Starałem się nie wtrącać – myślałem, iż pomagam. Ale pewnego dnia przypadkiem usłyszałem, jak Ewa ostro zwróciła się do Kingi:
– Wynoś mi się z oczu! I tak już mam cię dość!
Najpierw myślałem, iż to nerwy, zmęczenie. Ale z każdym dniem było gorzej. Ewa jakby przestała widzieć w Kindze córkę. Tylko przeszkodę. Drażniło ją wszystko – fryzura, spojrzenie, pytanie. „Zostaw mnie”, „Nie zawracaj głowy”, „Nie mam czasu” – te słowa słyszała codziennie. Czasem nawet:
– Gdyby nie ty, byłoby mi łatwiej.
A raz, cicho, ale wyraźnie:
– Lepiej by było, gdybyś ty się nie urodziła pierwsza…
Kinga ma ledwie siedem lat. W tym wieku dziecko jest szczególnie wrażliwe. niedługo idzie do pierwszej klasy, a zamiast wsparcia – żyje w domu, w którym kocha się tylko młodszą. Małą, pulchną, śmiejącą się Weronikę. A Kinga… Kinga już się nie uśmiecha.
Przestała się bawić. Przestała rysować. Tylko siedzi przy oknie albo chowa się w kącie z książką. Ale najgorsze są słowa, które czasem mówi:
– Dziadku, po co Weronika się urodziła? Bez niej było lepiej. Gdyby jej nie było, mama by mnie znów kochała…
Próbowałem rozmawiać z Ewą. Nieraz. Delikatnie, potem ostrzej. Starałem się wytłumaczyć, iż tak nie można. Że dzieciom nie wolno pokazywać, iż któreś jest ważniejsze. Że starsza też potrzebuje czułości. Ona tylko machała ręką:
– Kinga ma siedem lat, już jest duża. Ma wszystko. Nie potrzebuje, żebym ją niańczyła. Młodsza potrzebuje więcej.
Ależ nie! Potrzebuje nie mniej, a może choćby więcej – bo czuje, iż stała się „niepotrzebna”. Tomasz próbował interweniować. Kocha obie córki, ale w Ewie coś się zepsuło. Nie chce słuchać. Mówi, iż wszyscy są przeciwko niej. Że „Kinga manipuluje”, iż „wszyscy jej współczują”.
A dziewczynka chudnie. Gasnie. I coraz częściej pyta to samo:
– Dziadku, czy mogę zamieszkać z wami?
I wiecie co? Już prawie podjąłem decyzję. Bo dłużej nie można czekać. Bo nie mogę patrzeć, jak moją wnuczkę zabija obojętność własnej matki. jeżeli Ewa się nie ocknie – zabiorę Kingę. choćby przez sąd. Bo dzieciństwo przepełnione takim bólem to rana, która się nie goi. A ja chcę, żeby moja wnuczka miała w życiu nie tylko wspomnienie odrzucenia. Chcę, żeby została w niej choć trochę prawdziwej miłości. Dziadkowej.
I tego się trzymam.