Wujku, zabierz moją małą siostrzyczkę — ona od dawna nic nie jadła — odwrócił się gwałtownie i zastygł w zdumieniu!

polregion.pl 7 godzin temu

Wujku, zabierzcie moją siostrzyczkę od dawna nic nie jadła odwrócił się gwałtownie i zastygł w zdumieniu!

Wujku, proszę weźcie ją. Jest taka głodna

Ten cichy, rozpaczliwy głos, który przedarł się przez zgiełk ulicy, zaskoczył Krzysztofa zupełnie nieoczekiwanie. Pędził nie, dosłownie gnał, jakby ścigał go niewidzialny wróg. Czas naglił: miliony złotych zależały od decyzji, którą miano podjąć dziś na zebraniu. Po tym, jak odeszła Ewa jego żona, jego światło, jego opoka praca stała się jedynym sensem jego życia.

Ale ten głos

Krzysztof obejrzał się.

Przed nim stało dziecko, może siedmioletnie. Chuderlawe, rozczochrane, z zapłakanymi oczami. Na rękach trzymało malutki zawiniątko, z którego wyglądała twarzyczka niemowlęcia. Dziewczynka, owinięta w starą, wytartą kołderkę, cichutko kwiliła, a chłopiec tulił ją do siebie, jakby był jedyną jej ochroną w tym obojętnym świecie.

Krzysztof zawahał się. Wiedział nie ma czasu, musi iść. Ale coś w spojrzeniu dziecka, w tym prostym proszę poruszyło głęboko ukrytą część jego duszy.

Gdzie mama? zapytał łagodnie, kucając przy chłopcu.

Obiecała wrócić ale już dwa dni jej nie ma. Czekam tu, może przyjdzie głos chłopca drżał, tak jak i jego ręce.

Nazywał się Tomek. Malutką Zosia. Zostali zupełnie sami. Żadnej kartki, żadnych wyjaśnień tylko nadzieja, za którą siedmiolatek trzymał się jak tonący brzytwy.

Krzysztof zaproponował jedzenie, wezwanie policji, zawiadomienie opieki społecznej. Ale na słowo policja Tomek wzdrygnął się i wyszeptał z bólem:

Proszę, nie zabierajcie nas. Zosię mi zabiorą

I w tej chwili Krzysztof zrozumiał: po prostu odejść już nie może.

W najbliższej kawiarni Tomek jadł łapczywie, a Krzysztof ostrożnie nakarmił Zosię mlekiem kupionym w aptece obok. W nim coś się budziło coś, co dawno zasnęło pod lodową skorupą.

Wyciągnął telefon do asystentki:

Odwołaj wszystkie spotkania. Dziś i jutro też.

Po chwili przyjechali policjanci Nowak i Kowalska. Standardowe pytania, rutynowe procedury. Tomek kurczowo ściskał dłoń Krzysztofa:

Nie oddacie nas do domu dziecka, prawda?

Sam nie spodziewał się po sobie tych słów:

Nie oddam. Obiecuję.

W komisariacie zaczęły się formalności. Do sprawy włączyła się pani Barbara stara przyjaciółka i doświadczona pracownica socjalna. Dzięki niej wszystko załatwiono gwałtownie tymczasowa opieka.

Tylko do czasu, aż znajdą mamę powtarzał Krzysztof raczej sam do siebie. Tylko na chwilę.

Zabrał dzieci do domu. W samochodzie panowała cisza jak makiem zasiał. Tomek mocno trzymał siostrę, nie zadając pytań, tylko szepcząc jej coś czulego, uspokajające, rodzinnego.

Mieszkanie Krzysztofa przywitało ich przestrzenią, miękkimi dywanami i widokiem na całe miasto. Dla Tomka to była jak bajka w jego życiu nigdy nie było tyle c

Idź do oryginalnego materiału