Pracuję w szkole od 15 lat. Myślałam, iż już nic mnie nie zaskoczy
"Jestem nauczycielką od piętnastu lat i naprawdę lubię swoją pracę. To nie jest zawód dla wszystkich – bywa ciężko, bywa głośno, czasem człowiek wraca do domu totalnie wypruty z energii. Ale ja naprawdę czuję, iż jestem we adekwatnym miejscu. Jasne, iż dzieciaki potrafią doprowadzić człowieka do łez, ale równie często potrafią też rozczulić, rozbawić albo po prostu wzruszyć.
Przez te wszystkie lata widziałam już naprawdę wiele. Zdarzały mi się sytuacje śmieszne, które opowiadałam potem rodzinie przy obiedzie. Były i takie, które mroziły krew w żyłach – jak np. uczniowie uciekający z lekcji przez okno. Życie szkolne to taka sinusoida. Nigdy nie ma nudy. I chyba właśnie za to tę pracę lubię najbardziej.
Poprosiłam o ciszę, bo nie dało się już wytrzymać
To był zwyczajny dzień, nic nie zapowiadało większych emocji. Weszłam na lekcję jak zawsze – z planem w głowie i nadzieją, iż uda mi się go zrealizować. Ale klasa była rozgadana do granic możliwości. Ktoś się jeszcze śmiał z czegoś, ktoś krzyczał przez pół sali, inny próbował opowiedzieć koledze dowcip, a ktoś inny... śpiewał. Po prostu
jeden wielki rozgardiasz. W takich chwilach człowiek się czuje trochę jak prowadzący koncert rockowy, tylko iż bez mikrofonu i bez fanów. Poprosiłam więc spokojnie:
'Kochani, proszę o ciszę'.
Zwykle to działa. Tym razem jednak cisza nie nadeszła. Poprosiłam więc drugi raz, trochę głośniej, z większym naciskiem:
'Proszę o ciszę, naprawdę. Musimy zacząć lekcję'.
I wtedy jeden z uczniów spojrzał na mnie z pełną powagą i wypalił zdanie, które rozłożyło mnie na łopatki.
'Proszę pani, cisza to będzie na maturze, nie teraz'.
Stałam przez chwilę w osłupieniu. Nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy upomnieć go za bezczelność. Patrzył na mnie zupełnie poważnie, bez żadnej ironii, jakby mówił coś oczywistego. Klasa na moment zamilkła. A potem rozległy się stłumione śmiechy i szepty: 'dobreee', 'haha, on ma rację'.
Odwróciłam się w stronę tablicy i zaczęłam coś pisać, żeby ukryć uśmiech. Tak, wiem, iż to nie było zbyt wychowawcze z jego strony, ale nie da się nie przyznać mu racji. Młodzież ma taki dar – potrafi jednym zdaniem wypunktować całą rzeczywistość.
To zdanie zostanie ze mną na długo. Nie tylko dlatego, iż było zabawne. Ale dlatego, iż było prawdziwe. Bo przecież wszyscy wiemy – na maturze panuje święta cisza, skupienie, spokój. A szkoła, szczególnie w młodszych klasach, to życie. To emocje, śmiech, czasem krzyki, czasem płacz. To mieszanka wybuchowa, której nie da się wcisnąć w ramy idealnego porządku.
Zamiast się frustrować, pomyślałam sobie: 'No dobrze. Niech już będzie ta hałaśliwa codzienność. Bo to też część tego wszystkiego'.
Uczę ich matematyki. Ale oni uczą mnie dystansu, cierpliwości i tego, iż nie zawsze wszystko musi być idealnie. Czasem wystarczy się uśmiechnąć i iść dalej. choćby jeżeli ciszy w tej klasie nie będzie jeszcze przez długie miesiące".
(Imiona bohaterów zostały zmienione).