Wychowujecie chciwców. U nas na urodziny w przedszkolu jest mądry zwyczaj, zostaje na lata

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Świętowanie urodzin w przedszkolu to duża frajda dla dzieci fot. 123rf


Rodzice sami napędzają konsumpcjonizm i wychowują materialistów – twierdzi Asia, która postanowiła podzielić się z nami zwyczajem z przedszkola jej dzieci. Tam urodziny przedszkolaków nie mają bogatej oprawy, ale wciąż są wyjątkowe, a dziecko otrzymuje pamiątkę, do której może wracać z sentymentem jeszcze po latach. Jak podoba się wam taki pomysł?


"Czytałam u was o zwyczajach urodzinowych, które panują w różnych przedszkolach. O ile mogę zrozumieć słodki poczęstunek lub wprost przeciwnie – tylko owoce, o tyle już zwyczaju, żeby mały solenizant przynosił tort i dostawał prezenty od każdego dziecka w grupie, to już jest gruba przesada! Jak usłyszałam, iż rodzice na zebraniach dyskutują o tym, czy prezent za stówę będzie ok, to po prostu wszystko mi opadło.

Co się dzieje z tym światem? Z jednej strony wszędzie narzekanie na drożyznę i galopującą inflację, a z drugiej ta ciągła potrzeba wydawania, kupowania nowych przedmiotów, pokazania się. Brzydzi mnie to. I tak tymi prezentami na przedszkolne urodziny napędzacie ten zgniły konsumpcjonizm i wychowujecie kolejne pokolenia chciwców i materialistów. W głowie się ludziom przewraca, to pewne.

A można przecież inaczej! Z czasów, kiedy sama chodziłam do przedszkola i szkoły, pamiętam, iż każdy się cieszył na swoje urodziny. Przynosił w woreczku cukierki na wagę, każde dziecko dostawało po jednym i tyle. Ale i tak był to dzień wyjątkowy, taki z euforią i uczuciem, iż tego dnia jest się wyjątkowym.

W przedszkolu moich dzieci jest podobnie, chociaż jest też zwyczaj, którego ja nie znałam, a jest naprawdę świetny i mądry. Co więcej, jest wspaniałą pamiątką, do której można z nostalgią wracać po latach (czego z pewnością nie można powiedzieć o całym tym plastikowym badziewiu za stówę, które teraz dzieci zbierają w przedszkolach, bo rodzice na to nalegają!).

Otóż w dniu urodzin dziecko przynosi jakiś słodki poczęstunek (i u nas naprawdę nie są to jakieś wymyślne historie, najczęściej właśnie jakieś cukierki czy ciastka), a inne dzieci i nauczycielki rysują dla niego laurki. Potem nauczycielka robi do tego stronę tytułową z jego imieniem i nazwą grupy, robi dziurkaczem otwory, spina to wstążeczką i wręcza solenizantowi. Można? Można.

I takie rzeczy w Warszawie, wydawałoby się, iż stolicy konsumpcjonizmu i wydawania ponad miarę. Postanowiłam o tym napisać, może inni rodzice podpowiedzą w swoich placówkach ten pomysł i wrócimy do normalności, cofniemy ten proces chciejstwa i materializmu. Trzymam za to kciuki, bo dla swoich dzieci chciałabym dobrej przyszłości, takiej, w której liczy się to, kim kto jest i jakie wspomnienia buduje, a nie to, co (i ile!) ma. Pozdrawiam, Asia".

Idź do oryginalnego materiału