Wyczekana wnuczka
Zofia Kwiatkowska uporczywie wydzwaniała do syna, który znów wypłynął w daleki rejs. Ale telefon milczał. Cisza po drugiej stronie, jakby linia tonęła w bałtyckiej mgle.
Narobiłeś, synu, zamieszania! westchnęła, a dźwięk jej głosu wydał się jej samą sobie dziwnie oddalony, jakby szeptany przez szeleszczące trawy na Mazurach. Raz jeszcze wcisnęła znajomy numer ale nic, żadnego sygnału, tylko cicha, podskórna obecność oczekiwania. Porty były gdzieś daleko, podobnie jak odpowiedzi.
Zofia Kwiatkowska już drugą noc nie spała. Ta bezsenność, rozciągnięta jak długi korytarz, była teraz wszystkim, co jej pozostało po synowskiej krnąbrności.
***
A wszystko zaczęło się jakby na odwrót kilka lat wcześniej, gdy Michał jeszcze nie widział swojego powołania w dalekich rejsach. Syn był już dorosły, a jednak w sprawach sercowych jakby stał w miejscu; żadna z dziewczyn a, na swój sposób, każda była przecież odpowiednia! nie mogła sprostać niesprecyzowanym oczekiwaniom Michała.
Ty masz po prostu nieznośny charakter! mawiała Zofia. Wiecznie coś ci nie pasuje! Kto cię zniesie, synu?
Ale mamo, nie rozumiem twoich pretensji. Ty byś chciała mieć synową, choćby nie wiedząc, jaka ona jest?
No, niezupełnie, ale najważniejsze, żeby cię kochała i była porządna.
Syn odpowiadał ciszą, tak gęstą, iż aż bolało. Dlaczego dziecko, które tuliła na kolanach, teraz zachowuje się jakby było starsze od niej samej? Kto tu jest dorosłym?
No a Monika czym ci podpadła?! wpadała w złość.
Przecież mówiłem.
Dobrze, Monika to kiepski przykład, ale co z Anką?
I z Anką też nie wyszło, spokojnie ucinał temat Michał.
A Weronika? Przecież to taka dobra dziewczyna. Domowa, cicha, przynosiła kompot i pytała, czy coś trzeba w domu pomóc
Była miła, to prawda. Ale okazało się, iż nigdy mnie nie kochała.
A ty ją?
Chyba też nie.
To może Sabina?
Daj spokój, mamo!
O, widzisz! Tylko wybrzydzasz! Żebyś usiadł, rodzinę założył, dziecko wychował!
Kończmy tę jałową rozmowę! denerwował się w końcu Michał i znikał z domu jak dym.
Cały ojciec, skrupulatny i uparty! wzdychała z goryczą Zofia Kwiatkowska.
Czas mijał, chłopak zmieniał towarzystwo, ale sen o wnuku, o rodzinie syna, nie chciał się spełnić. Kiedy potem Michał spotkał starego kolegę i zdecydował się pływać na statkach, Zofia długo próbowała go odwieść od tego pomysłu.
Mamo, to świetna sprawa! Ile tu zarobię. Będziemy mieć spokój.
A co mi po twoich pieniądzach, kiedy ty latasz po świecie, a ja cię tylko na zdjęciach widzę? Lepiej wnuka byś mi sprawił!
Ale rodzinę też trzeba utrzymać! Jak będą dzieci, nie będę już na statki pływał, tylko w domu zostanę. Teraz chcę odłożyć, póki siły mam!
Faktycznie, Michał zarabiał nieźle. Po pierwszym rejsie wyremontował mieszkanie, po kolejnym założył konto i wręczył mamie kartę.
Żebyś na nic nie musiała liczyć.
I tak nie brakuje mi grosza rzuciła Zofia. Brakuje mi wnuczka, a czas ucieka.
Oj, nie żartuj, jeszcze nie emerytura!
Zofia oszczędzała te pieniądze na karcie jak pamiątkę po świętach. przez cały czas pracowała w wiejskiej aptece, zadowolona z niewielkiego dochodu, bo czego jej więcej trzeba? Niech zostaną, Misiak zdziwi się, jaką ma oszczędną mamę! myślała.
Tak mijali lata. Kiedy syn wracał do kraju, nadrabiał czas jak bohater sennych opowieści: spotykał się z kolegami, szwendał do nocy, uganiał się za dziewczynami, już się matce nie przedstawiając. Na protesty matki odparł rzeczowo, nieprzyjemnie:
Żebyś się nie martwiła, iż się z nimi nie ożenię. Nie dla mnie te dziewczęta!
Zofia bolała nad tym, iż syn nazwał ją zbyt naiwną. Tak, wprost to powiedział:
Ty wierzysz w ludzi, mamo! Te moje kandydatki wyłącznie dla ciebie się maskowały. Dobrze cię grały na nosie, a ty to łykałaś.
Bolało to Zofię długo, jakby ktoś plamił jej własny charakter. Naiwna znaczy głupia. Głupia matka, proszę bardzo!
Ale gdy przez przypadek ujrzała syna z nieznajomą, znów obudziła się w niej zawziętość: trzeba wyratować syna z samotności! Podeszła bez skrupułów do obcej dziewczyny Michał spąsowiał niczym jabłko w ogrodzie. Matka to matka. Poznali się więc:
Milena miała w sobie coś lekkiego, była szczupła, kręcona, uśmiechnięta jak wiosenny dzień. Zofia od razu zapomniała, co ją bolało wcześniej. Może syn naprawdę tylko czekał na adekwatny moment?
Romans z Mileną trwał przez cały urlop, a dziewczyna kilkukrotnie odwiedziła ich w mieszkaniu. Zofia cieszyła się panna była rozmowna, niegłupia, interesująca świata. Jednak tuż przed kolejnym rejsem syna, Milena nagle zniknęła.
Nie utrzymujemy już z Mileną kontaktu. I tobie nie radzę, rzucił sucho Michał i pojechał.
Zofia łamała sobie głowę, co się wydarzyło, ale nie miała jak się dowiedzieć.
***
Minął rok. Michał wpadał do domu parę razy, ale na pytania o dziewczynę reagował zdawkowo.
Boże, czy choćby ta nie mogła zostać? pękła kiedyś Zofia.
Mamo, to moja sprawa. Nie mieszaj się, dobrze? Ja już zakończyłem sprawę z Mileną.
Ależ synku, ja się martwię!
Przestań! syknął. Prosiłem cię, żebyś nie kontaktowała się z Mileną! I mnie też odpuść!
Michał pojechał na kolejną morską wyprawę. Zofia została sama ze złamanym sercem i zwyczajną rutyną.
Wszystko zmieniło się pewnego popołudnia, gdy Zofia była w aptece. Przyszła młoda kobieta kupić mleko dla dziecka. Milena! Spuściła wzrok, poprawiła czapeczkę dziewczynki w wózku.
Milenko! Jak dobrze cię widzieć! Michał mi nic nie powiedział, choćby nie chciał, żebym się dowiadywała o ciebie! Zofia nie mogła się powstrzymać.
Tak? spojrzała nieśmiało Milena. Cóż, niech będzie jak chce.
Zofia roztrzęsła się.
Słuchaj, co zaszło między wami? Przecież Michał ma trudny charakter Skrzywdził cię?
To nieistotne Nie mam żalu. Pójdziemy już, bo jeszcze do Żabki musimy.
Ale przyjdź do mnie! Albo tutaj się spotkamy, w mojej pracy, bo mam zmiany. Pogadamy!
Milena przyszła podczas jej dyżuru. Kupiła znów mleko dla córki Anielki. Z rozmowy wyszło, iż Milena była w ciąży z Michałem, ale on stwierdził, iż dziecko mu niepotrzebne bo pływa, bo czasu nie znajdzie, bo nie chce zobowiązań. I zniknął.
Pewnie w rejs poszedł westchnęła Milena. Ale damy radę, nie zamierzam się narzucać. choćby lepiej nam we dwie.
Zofia niemal uklękła przy wózku, patrząc na dziewczynkę:
Toż to moja wnuczka?
Wygląda na to, iż tak. Nazywa się Anielka.
Anielcia
***
Zofia długo nie mogła znaleźć sobie miejsca. Odetchnęła, gdy wydobyła od Mileny, iż nie mają gdzie mieszkać wynajmują jakiś kąt bez stałych dochodów. Milena myślała, by wrócić w rodzinne strony. Serce Zofii ścisnęło się na myśl, iż nie będzie już widzieć wnuczki.
Zamieszkaj u mnie, Milena. Z Anielką! Pomogę, przecież to moja krew! Znajdziesz spokojną pracę, pieniędzy nam starczy. Michał tyle przysyła, iż ja choćby nie wiem, co z nimi robić. Anielka będzie miała wszystko!
A co na to Michał?
A co mnie jego zdanie obchodzi? Zawinij synu, zostawił dziecko, a matce nie powiedział ani słowa! Muszę swoją winę naprawić! Jak wróci, porozmawiam z nim dobitnie tu Zofia choćby pięść podniosła groźnie.
Tak się zaczęło wspólne życie trzech kobiet. Zofia nie szczędziła pieniędzy i czasu dla wnuczki, brała mniej zmian pracy, żeby jak najwięcej być z Anielką. Milena znalazła posadę i spokojnie zostawiała córkę pod opieką Zofii, wracając nieśmiało, często zmordowana.
Cały dzień na nogach, klienci jacyś trudni
Odpocznij! Ja Anielcię wykąpię i uśpię mówiła Zofia.
Nadciągał urlop Michała. Zofia już wyobrażała sobie powitanie będzie czekała z wnuczką na rękach, gotowa oburzeniem podnieść syna do porządku. Milena jednak coraz bardziej się denerwowała.
Michał wróci i nas wyrzuci, Zofio… Niepotrzebnie się zgodziłam u was zamieszkać. Zacznę od jutra szukać mieszkania.
Kto cię wyrzuci?! To mój dom! Mieszkacie tu na moich zasadach, niech Michał spróbuje mieć pretensje!
Im bardziej Milena oponowała, tym bardziej Zofia pozostawała nieugięta.
Pewnego wieczoru Zofia przy stole zagaiła:
Wiesz, myślę, żeby od razu zapisać mieszkanie na Anielkę! Żeby nie było problemów. Michał się nie żeni, niech chociaż wnuczka cokolwiek ma. W dokumentach i tak nie jest wpisany jako ojciec Zofia spojrzała na Milenę, ta zaś spuściła wzrok.
Przepraszam… ja nie chciałam…
Rozumiem. Ale skoro nie udowodnisz, iż on ojciec, lepiej zabezpieczyć Anielkę. Załatwimy wszystko jak należy.
Nie trzeba, Zofio, moi rodzice też mają mieszkanie
Nie przekonuj mnie! przerwała Zofia. Już postanowiłam.
Ale u notariusza nie udało się załatwić sprawy:
Syn musi się najpierw wymeldować z mieszkania powiedziano jej.
Do przyjazdu Michała zostało kilka dni. Milena wydawała się coraz bardziej niespokojna, coraz częściej nie wracała na noc.
Gdzie ty czas spędzasz? spytała wieczorem Zofia, patrząc na Milenę pakującą rzeczy do wielkiej torby.
Muszę się wyprowadzić, Zofio. Michał wróci…
Nie wypuszczę cię stąd z Anielką! Zofia była zdecydowana. Po chwili dodała: Przestań też znikać w pracy. Karta leży w szufladzie, z kodem. Korzystaj z niej, nie zarabiaj się na śmierć. Anielka już zapomina, jak mama wygląda.
Milena milczała. Michał miał przyjechać za dwa dni.
***
Rankiem, w dzień przyjazdu Michała, Zofia postanowiła zajrzeć do pokoju gości. Mileny nie było, tylko Anielka spała spokojnie.
Nic nie rozumiem! Milena nigdy nie wychodziła tak wcześnie do pracy!
Idąc do kuchni, Zofia kończyła przygotowania na powitanie syna. Robiła jego ulubione pierogi, wyobrażając sobie spotkanie przy stole; już widziała siebie trzymającą wnuczkę i syna przepraszającego Milenę, która za chwilę wróci
Wreszcie usłyszała upragniony dzwonek.
Michał stanął w progu, zobaczył matkę z małą dziewczynką na rękach i na moment zamarł.
Cześć, mamo. Kim jest dziecko? Co mnie ominęło?
Dobrze wiesz!
Nic nie rozumiem, rozbij się, co się wydarzyło w mojej nieobecności.
Co? Znalazłam swoją wnuczkę! Anielkę! Takie przygody!
Jaką wnuczkę? Mam jakieś rodzeństwo, o którym nie wiem? Michał wytrzeszczył oczy.
Przestań się wygłupiać! Milena mi wszystko opowiedziała. Wstyd mi za ciebie!
Milena? Prosiłem, żebyś z nią nie rozmawiała. Dlaczego ją do tego mieszasz?
Wtenczas Zofia, cała roztrzęsiona, wyrzuciła z siebie wszystko, nie szczędząc wyrzutów. Michał złapał się za głowę:
Jaka ty… Mamo! krzyknął.
Powiedz, iż znowu jestem głupia! Ale…
To nie moje dziecko! Milena cię okłamała… Znałem ją lepiej niż ty… Pewnie zrobiła to tylko dla pieniędzy! Co ci zabrała?
Nic! To ty jesteś bez serca…
Sprawdź swoje oszczędności! Jestem pewien, iż Milena już nie wróci!
Przecież jest w pracy! upierała się Zofia.
Dyskutowali długo, aż Michał uzgodnił: przeczekają powrót Mileny z pracy i wszystko się wyjaśni.
Wieczorem nic się nie zmieniło. Milena nie przyszła, a telefon milczał. Następnego dnia Zofia poszła z Anielką do miejsca, gdzie rzekomo pracowała Milena, ale usłyszała, iż nikt jej tam nie zna. Pokazywała zdjęcia milczenie i wzruszanie ramion. W szufladzie nie było pieniędzy ani karty. W szafie nie było rzeczy Mileny zostały tylko ubranka Anielki.
Co tu się wydarzyło! jęknęła Zofia. Nie mogła zostawić dziecka i uciec?
Wszystko mogła skwitował Michał. Ostrzegali mnie chłopaki, iż jest sprytna… Zresztą, potem okazało się, iż i innemu coś ukradła… Spotykała się z wieloma.
Jaka ja głupia naiwna matka! rozpłakała się Zofia. Czemu mi nie powiedziałeś!
Nie chciałem cię martwić. Zawsze wszystkich traktujesz dobrze…
Co teraz?
Zgłoszenie na policję! Na szczęście mieszkania nie zdążyliśmy przepisać! odetchnął Michał.
Policji się nie udało odnaleźć Mileny. Jakby rozpłynęła się w powietrzu. W końcu, po kilku miesiącach, kartę do konta znaleziono gdzieś na dworcu we Wrocławiu. Anielkę tymczasowo pozwolono Zofii zatrzymać, choć musiała zrezygnować z pracy. Na szczęście synowe złotówki starczyły na życie. Po badaniu DNA okazało się, iż Michał nie jest ojcem dziewczynki ale Zofia już tak pokochała Anielkę, iż nie chciała się z nią rozstać. Decyzję podjęli wspólnie będą wychowywać ją jak własną. Milenę pozbawiono władzy rodzicielskiej. Z formalnościami było mnóstwo zachodu: Zofia musiała wrócić do pracy, znaleźć żłobek dla Anielki, uporać się z sądami Ale życie powoli wracało na swój surrealistyczny tor, jakby nic wcześniej się nie zdarzyło.
Po roku Michał wrócił z kolejnego rejsu nie sam.
Poznaj, mamo, to Sonia. Będziemy mieszkać razem.
A co z Zofia wskazała dziecięcy pokój, niepewna, czy syn przygotował żonę na niespodziankę.
Sonia tylko się uśmiechnęła:
Bardzo mi miło panią poznać! Michał wszystko dokładnie mi opowiedział. Nie ukrywam, jestem pełna podziwu dla pani! jeżeli pozwoli mi pani pomagać w wychowaniu Anielki, będę szczęśliwa… spojrzała na męża.
Już kończę z pływaniem, a Sonię poproszę o adopcję Anielki. Teraz się uda!
Zofia aż promieniała na twarzy:
O Matko Boska, jakie to szczęście! Chodźcie, siadajcie do stołu! Człowiek czekał, nagotował, a tu taka radość! i ocierając łzę ze snu czy jawy, uśmiechała się do wnuczki, która śniła już własny senny świat.















