Wygodne babcie
Obudził mnie głośny śmiech. Nie cichy chichot, nie powściągliwy uśmiech, ale prawdziwy, donośny śmiech, który rozbrzmiewał w całej sali szpitalnej i którego zawsze nie znosiłam. To Halina, moja sąsiadka z łóżka obok, śmiała się rozmawiając przez telefon, wymachując przy tym wolną ręką, jakby rozmówczyni mogła ją zobaczyć.
Ela, ty to dopiero potrafisz! Naprawdę tak mu powiedziałaś? Przy wszystkich?
Spojrzałam na zegarek za piętnaście siódma rano. Do pobudki zostało jeszcze piętnaście minut. Tyle jeszcze spokoju mogłam mieć przed operacją.
Gdy poprzedniego wieczoru przywieźli mnie do sali, Halina już leżała na swoim łóżku i stukała czymś gwałtownie w telefon. Pożegnałyśmy się krótko Dobry wieczór Dobry wieczór i każde z nas wróciło do swoich myśli. Byłam jej wdzięczna za milczenie. No ale dziś rano jak w cyrku.
Przepraszam powiedziałam spokojnie i wyraźnie. Można ciut ciszej?
Halina spojrzała na mnie okrągła twarz, krótkie siwe włosy, najwyraźniej nie miała zamiaru ich farbować. Kolorowa piżama w czerwone grochy. W szpitalu!
Ojej, Ela, zadzwonię potem, bo mnie tu już strofują schowała telefon i uśmiechnęła się do mnie szeroko. Przepraszam! Jestem Halina Zawadzka. Pani się wyspała? Ja to w ogóle przed zabiegami nie sypiam dobrze, to wszędzie wydzwaniam.
Elżbieta Maj. Jak pani nie śpi, to nie znaczy, iż wszyscy chcą się wyspać.
A przecież już pani nie śpi mrugnęła do mnie Halina. Dobra, będę szeptać. Obiecuję.
Nie szeptała. Do śniadania jeszcze dwukrotnie dzwoniła, a jej głos tylko zyskiwał na sile. Odwróciłam się demonstracyjnie w stronę ściany i naciągnęłam koc na głowę i nic.
Dzwoniła córka odezwała się Halina przy śniadaniu, choć adekwatnie żadna z nas nie jadła. Operacja, wiadomo, martwi się biedaczka, a ja ją uspokajam, jak mogę.
Przemilczałam to. Syn nie zadzwonił. Nie spodziewałam się ostrzegł, iż rano ma ważne spotkanie w pracy. Sama tak go wychowałam praca to poważna rzecz, odpowiedzialność.
Halinę zabrali na zabieg jako pierwszą. Wychodząc machała ręką na pożegnanie i wykrzykiwała do pielęgniarki coś, od czego ta aż się śmiała. Pomyślałam, iż po zabiegu powinni ją przenieść do innej sali.
Mnie zabrano godzinę później. Narkozę znoszę zawsze źle. Obudziłam się z bólem i mdłościami po prawej stronie. Pielęgniarka wyjaśniła, iż wszystko się udało, trzeba trochę pocierpieć. Cierpliwości nauczyłam się być przez całe życie.
Wieczorem Halina leżała już na swoim łóżku twarz blada, oczy zamknięte, kroplówka podłączona. Cicho. Po raz pierwszy.
Jak pani się czuje? zapytałam, choć nie planowałam zaczynać rozmowy.
Halina otworzyła oczy i słabo się uśmiechnęła.
Żyję jeszcze. A pani?
Też.
Zamilkłyśmy. Za oknem zapadał zmierzch. W sali dźwięczały cicho kroplówki.
Przepraszam za poranek powiedziała Halina po chwili. Jak się denerwuję, to nie umiem utrzymać języka za zębami, wiem, iż to irytujące, ale tego nie kontroluję.
Chciałam jej dogryźć, ale byłam za bardzo zmęczona na wymyślanie ciętych ripost.
Nic się nie stało.
W nocy żadna z nas nie spała. Obydwie czułyśmy ból. Halina milczała, poruszała się, cicho wzdychała. Wydaje mi się, iż raz choćby płakała. Cicho, w poduszkę.
Rano przyszła lekarka. Obejrzała szwy, zmierzyła temperaturę, pochwaliła obie: Dzielnie sobie radzicie, wszystko dobrze. Halina od razu chwyciła telefon.
Ela, już wszystko gra, żyję! Przestań się martwić. Jak tam moje? Kamil jeszcze gorączkuje? Już mu przeszło? No widzisz, mówiłam, iż to nic poważnego.
Automatycznie się przysłuchiwałam. Moje czyli wnuki. Córka zdaje relację.
Mój telefon milczał. Spojrzałam dwie wiadomości od syna. Mamo, jak się czujesz? i Napisz, gdy będziesz mogła. Wysłane poprzedniego wieczora, kiedy jeszcze nie byłam w formie po narkozie.
Odpisałam: Wszystko dobrze :). Syn lubił emotikony, twierdził, iż bez nich smsy są zbyt suche.
Odpisał trzy godziny później: Super! Całuję.
Rodzina nie przyjeżdża? zapytała w południe Halina.
Syn pracuje. Mieszka daleko. I w sumie po co, nie jestem przecież dzieckiem.
Prawda. Moja córka też mówi: mamo, jesteś dorosła, sama sobie poradzisz. Po co przyjeżdżać, jak wszystko dobrze.
Było coś w jej głosie, co zmusiło mnie do uważniejszego spojrzenia. Uśmiechała się, ale w oczach nie było wesołości.
Ile masz wnuków?
Troje. Kamil najstarszy, osiem lat. Potem Małgosia i Leszek rok po roku, trzy i cztery lata. Halina wygrzebywała telefon z szafki. Chcesz zobaczyć zdjęcia?
Przez dwadzieścia minut oglądałyśmy setki zdjęć: dzieci na działce, nad morzem, przy torcie urodzinowym. Wszędzie ona przytula, całuje, stroi miny. Córki nie widać na żadnym zdjęciu.
To ona robi zdjęcia wyjaśniła Halina. Nie lubi być na zdjęciach.
Wnuki często z tobą?
Ja adekwatnie u nich mieszkam. Córka pracuje, zięć też, więc… pomagam. Zabrać z przedszkola, sprawdzić lekcje, ugotować obiad.
Skinęłam głową. U mnie było podobnie. Przez pierwsze lata po urodzeniu wnuka też im codziennie pomagałam. Potem, gdy podrosnął, rzadziej. Teraz odwiedzam raz w miesiącu, najczęściej w niedzielę, jeżeli im pasuje.
A u pani?
Jeden wnuk. Dziewięć lat. Dobrze się uczy, chodzi na zajęcia sportowe.
Często się widujecie?
Czasem w niedzielę. Są bardzo zajęci. Rozumiem to.
No właśnie Halina odwróciła wzrok za okno. Zajęci.
Cisza. Za oknem zaczęło padać.
Wieczorem Halina odezwała się:
Nie chcę wracać do domu.
Podniosłam wzrok. Siedziała na łóżku, obejmując kolana, wlepiając wzrok w podłogę.
Naprawdę nie chcę. Dużo myślałam i nie chcę.
Dlaczego?
Po co? Przyjadę, a tam Kamil znów sobie z lekcjami nie poradził, Małgosia znowu z katarem, Leszek spodnie porwał. Córka w pracy do nocy, zięć ciągle w delegacjach. Pranie, sprzątanie, gotowanie, pomoc. choćby nie… zacięła się …nie powiedzą dziękuję. Bo babcia to przecież musi.
Milczałam. Guli ścisnęła gardło.
Przepraszam Halina otarła oczy Coś mi się zebrało.
Nie przepraszaj powiedziałam cicho. Pięć lat temu przeszłam na emeryturę. Myślałam, iż wreszcie zajmę się sobą. Chciałam chodzić do teatru, na wystawy. Zapisałam się choćby na kurs francuskiego. Wytrzymałam dwa tygodnie.
Co się stało?
Synowa poszła na macierzyński. Poprosiła o pomoc. No bo przecież babcia już nie pracuje, jej nie będzie trudno. Nie umiałam odmówić.
I jak było?
Trzy lata codziennie. Potem wnuk poszedł do przedszkola co drugi dzień. Potem do szkoły raz w tygodniu. Teraz… zamilkłam. Teraz już niespecjalnie jestem im potrzebna. Mają nianię. Siedzę w domu i czekam, czy zadzwonią, jak nie zapomną.
Halina skinęła głową.
Moja córka w listopadzie miała przyjechać. Do mnie, w odwiedziny. Umyłam cały dom, upiekłam ciasta. Zadzwoniła: mamo, przykro mi, Kamil ma trening, nie damy rady.
I nie przyjechała?
Nie. Ciasta oddałam sąsiadce.
Siedziałyśmy cicho. Za oknem kropił deszcz.
Wiesz, co najbardziej boli? spytała Halina. choćby nie to, iż nie przyjeżdżają. Tylko iż ja cały czas czekam. Ściskam ten telefon, myślę może zadzwonią, powiedzą iż tęsknią. Tak po prostu, nie bo potrzebują pomocy.
Poczułam pieczenie w nosie.
Też czekam. Gdy telefon dzwoni, mam nadzieję, iż syn po prostu chce pogadać. Ale nie. Zawsze w jakiejś sprawie.
A my zawsze ratujemy uśmiechnęła się gorzko Halina Bo przecież jesteśmy matkami.
Tak.
Następnego dnia miałyśmy opatrunki. Ból obie. Po wszystkim leżałyśmy długo cicho, aż Halina odezwała się:
Zawsze myślałam, iż mam szczęśliwą rodzinę. Ukochaną córkę, porządnego zięcia, wnuki. Że jestem potrzebna. Że beze mnie nie dadzą rady.
I?
A tutaj widzę, iż dają sobie radę świetnie. Przez cztery dni ani razu nie usłyszałam od córki, iż jej ciężko. Wręcz przeciwnie energiczna, wesoła. Było jej wygodnie, póki była babciaopiekunkazadarmo.
Podniosłam się na łokciu.
Wiesz co zrozumiałam? Że sama wychowałam syna, iż matka zawsze pomoże, zawsze czeka, zawsze swoje plany odłoży. Jego sprawy ważniejsze od moich.
Ja też tak robiłam. Córka dzwoni, rzucam wszystko i biegnę.
Nauczyłyśmy ich, iż nie jesteśmy osobami odezwałam się powoli iż nie mamy własnego życia.
Halina pokiwała głową. Milczała.
I co teraz?
Nie wiem.
Piątego dnia wstałam z łóżka bez pomocy pielęgniarki. Szóstego przeszłam całą długość korytarza i wróciłam. Halina dzień do tyłu, ale dzielnie próbowała. Chodziłyśmy razem, powoli, trzymając się ściany.
Po śmierci męża zupełnie się pogubiłam mówiła Halina. Myślałam, iż to koniec. Córka powiedziała: Mamo, teraz masz nowy sens życia wnuki. Dla nich żyj. I żyłam. Tylko to takie… jednostronne. Ja wszystko dla nich, a oni dla mnie tylko jak im wygodnie.
Opowiedziałam jej o rozwodzie. To było trzydzieści lat temu, syn miał pięć lat. Sama go wychowałam, studiowałam wieczorowo, pracowałam na dwóch etatach.
Wydawało mi się, iż jak będę idealną matką, on będzie idealnym synem. Że będzie wdzięczny, jeżeli mu wszystko oddam.
A on dorósł i żyje swoim życiem dokończyła Halina.
Tak. I to chyba normalne. Tylko nie spodziewałam się, iż będę taka samotna.
Ja też nie.
Siódmego dnia przyszedł syn. Bez zapowiedzi. Siedziałam na łóżku i czytałam, gdy pojawił się w drzwiach. Wysoki, w płaszczu, z reklamówką pełną owoców.
Cześć mamo! Ucałował mnie w czoło. Jak się czujesz? Lepiej?
Tak, lepiej.
Super! Lekarz mówił, iż jeszcze trzy dni i cię wypiszą. Może pojedziesz na trochę do nas? Ola mówi, iż pokój dla gości pusty.
Dziękuję, wolę do siebie.
Jak chcesz. Ale jakby co, dzwoń, przyjedziemy.
Był może dwadzieścia minut. Opowiadał o pracy, o synku, o nowym samochodzie. Zapytał, czy nie potrzebuję pieniędzy. Obiecał, iż odwiedzi mnie za tydzień. Wyszedł szybko, z ulgą.
Halina leżała, udając iż śpi. Gdy drzwi się zamknęły, otworzyła oczy.
Twój?
Mój.
Przystojny.
Tak.
I zimny jak lód.
Nie odpowiedziałam ścisnęło mi gardło.
Wiesz powiedziała Halina cicho Myślę, iż musimy przestać czekać, aż oni nas pokochają. Po prostu… odpuścić? Zrozumieć, iż mają swoje życie. A my powinniśmy poszukać swojego.
Łatwo powiedzieć.
Trudniej zrobić. Ale wyboru nie ma, prawda? Inaczej będziemy czekać do końca życia.
Co powiedziałaś córce po wypisie? zapytałam i sama zaskoczyłam się swoim przejściem na ty.
Że lekarz zalecił mi dwa tygodnie odpoczynku. Nie mogę zajmować się wnukami.
Jak zareagowała?
Najpierw była zła. Powiedziałam jej: Ela, jesteś dorosła, dasz radę sama. Ja teraz nie mogę.
Obraziła się?
Oczywiście. Halina uśmiechnęła się z przekąsem. Ale, wiesz co? Poczułam ulgę. Jakby coś ze mnie spadło.
Zamknęłam oczy.
Boję się. Że jeżeli odmówię, jeżeli powiem nie, to nie zadzwonią już wcale.
A teraz tak często dzwonią?
Milczenie.
No widzisz. Już gorzej nie będzie. Może tylko lepiej.
Ósmego dnia obie nas wypisali. Pakowałyśmy się cicho, jakbyśmy żegnały się na zawsze.
Wymieńmy się numerami zaproponowała Halina.
Kiwnęłam głową. Wpisałyśmy sobie nawzajem kontakty. Stałyśmy przez chwilę patrząc na siebie.
Dziękuję powiedziałam. Że byłaś.
Ja też dziękuję. Wiesz, trzydzieści lat z nikim tak nie rozmawiałam. Do serca.
Ja też.
Przytuliłyśmy się niezdarnie, ostrożnie, by nie uszkodzić szwów. Pielęgniarka przyniosła papiery, zamówiła taksówkę. Mnie wypuścili pierwszą.
W domu cicho, pusto. Rozpakowałam torbę, wzięłam prysznic, położyłam się na kanapie. Spojrzałam na telefon. Trzy wiadomości od syna: Mamo, już cię wypisali?, Daj znać, jak wrócisz, Nie zapomnij o lekach.
Odpisałam: Jestem w domu. Wszystko dobrze. Odłożyłam telefon.
Wstałam, podeszłam do szafy. Wyjęłam teczkę, której nie otwierałam od pięciu lat. Tam broszura kursów francuskiego i wydrukowany repertuar filharmonii. Wpatrywałam się w broszurę.
Telefon zadzwonił. Halina.
Cześć. Wybacz, iż tak od razu ale po prostu chciałam zadzwonić.
Bardzo się cieszę. Naprawdę.
Może umówimy się? Jak trochę dojdziemy do siebie. Za dwa tygodnie. Na kawę, spacer, co chcesz.
Spojrzałam raz na broszurę, raz na telefon.
Chcę. Bardzo chcę. A wiesz co? Może nie za dwa tygodnie. Może już w sobotę? Dość mam już leżenia.
W sobotę? Poważnie? Przecież lekarze
Wiem, co powiedzieli. Ale przez trzydzieści lat stawiałam wszystkich na pierwszym miejscu. Najwyższa pora pomyśleć o sobie.
To umówione. W sobotę.
Pożegnałyśmy się. Odłożyłam telefon i sięgnęłam po broszurę. Kurs zaczynał się za miesiąc. Rekrutacja trwała.
Otworzyłam laptopa i zaczęłam wypełniać zgłoszenie. Ręce mi trochę drżały, ale wpisywałam. Do końca.
Za oknem padał deszcz. Ale przez chmury przebijało się trochę słońca. Jesiennego, ale słońca.
I nagle pomyślałam, iż może właśnie teraz moje życie naprawdę się zaczyna. I wysłałam zgłoszenie.












