Wyjątkowa

polregion.pl 16 godzin temu

Dzisiaj wspominam tamten dzień. Zwykle o takich jak ja mówią ma dar. Ja zawsze uważałem to za przekleństwo. Ale po kolei.

Gdy miałem miesiąc, matka zostawiła mnie pod drzwiami domu dziecka. Nie wiem czemu to zrobiła może też miała ten dar i nie chciała, bym go odziedziczył? Fakt jest taki: dorastałem w domu dziecka, nie znając rodziców. Pierwszą, która zauważyła moją moc, była wychowawczyni, Pani Kazimiera Szymańska. Opowiadała, iż bawiłem się z dziećmi, gdy jeden z chłopców zabrał mi zabawkę. Wtedy, cytując jej słowa: Przysięgam, zobaczyłam jak Bartek odleciał na dywan w drugi koniec pokoju, a ty odebrałeś swój samochodzik!.

Pani Kazimiera była bardzo dobrym człowiekiem. Zrozumiała od razu, iż jestem innowy, i iż jeżeli ktoś się dowie, nie zostawią mnie w spokoju. *Nie chcę, żeby zabrali cię na eksperymenty* powtarzała. Zajęła się moim wychowaniem i pomogła mi okiełznać moje moce. Gdy się bardzo złościłem, mogłem przesuwać przedmioty, choćby ludzi. Wyjątkowo czułem aurę innych. Nie musiałem witać się z człowiekiem, by wiedzieć, czy jest dobry, czy zły. Po części to przydatna umiejętność, ale wydawało mi się, iż inni też wyczuwali, iż jestem inny. Stronili ode mnie. Dlatego do dziś żadna rodzina nie chciała mnie adoptować. Było mi przykro. Tak jak inni pragnąłem czułości, miłości, prawdziwej rodziny. Chciałem poznać, co to znaczy mieć mamę.

Miałem tylko jedną przyjaciółkę w domu dziecka Jadwigę. Wolała, by mówić do niej Jaga. Była wspaniałą dziewczyną, zawsze świetnie się razem bawiliśmy. Była moją rodziną, a ja jej. Wiedziała o moich mocach i zawsze dochowywała tajemnicy, nigdy nie prosząc, bym użył ich dla jej korzyści. Byłem jej za to ogromnie wdzięczny. Jaga traciła już nadzieję na znalezienie rodziny, miała piętnaście lat. A w domu dziecka wszyscy wiedzą, iż starszych dzieci nikt nie bierze.

Aż pewnego dnia Jaga wpadła do pokoju z szeroko otwartymi, płonącymi oczami. Zalała mnie szaloną energią.
Co się stało?
Gosiu!!! Wyobraź sobie!!! Adoptują mnie!!! Będę miała rodzinę!!!!
Jaga podskoczyła do mnie i kręcąc się po pokoju, objęła mnie za ramiona.
Znaleźli się ludzie, którzy chcą mnie wziąć! Mam takie szczęście!!!!
Potem Jaga zatrzymała się i spojrzała na mnie poważnie.
Nie martw się, na pewno cię odwiedzę! Jak i ciebie adoptują, będziemy przyjaźnić się rodzinami! Chodź, chodź, zaraz ci ich pokażę, są przy gabinecie dyrektorki!
I Jaga pociągnęła mnie za rękę.
Stanęliśmy przy drzwiach, które w tej samej chwili się otworzyły. Wyszli z nich mężczyzna i kobieta. Mężczyzna był potężny, o szerokich barach, ostrym podbródku, mocnych kościach policzkowych.
Natychmiast poczułem całe spektrum ich aury. I to, co poczułem, wcale mi się nie spodobało.
Od mężczyzny biła energia ogromnej siły, nie to była przemoc. Brutalność. Złość.
Kobieta zaś była bardzo słaba i przestraszona. Dzika pustka i wyczerpanie to wyczułem.
O, Jadwisia! Mężczyzna rozszerzył się w uśmiechu.
Przejechały mnie ciarki.
Już prawie załatwiliśmy formalności, jutro pojedziesz z nami do domu.
Jadwiga rzuciła się, by go objąć. W tym momencie poczułem jeszcze jedną emocję, która eksplodowała w aurze mężczyzny. Przypominała miłość, ale nie to nie była ojcowskim uczucie. To było coś innego pożądanie.

Wróciliśmy do pokoju. Jadwiga biegała po pokoju, nie mogąc powstrzymać emocji. Ja siedziałem na łóżku, próbując przetrawić te informacje. Może mi się wydawało?
Czemu taki? Jaga usiadła przy mnie. Nie smuć się tak, będziemy się widywać, obiecuję.
Jaga, nie podoba mi się ta para. Coś z nimi nie tak. Ten mężczyzna nie jest dobry.
Jaga zmarszczyła brwi.
Przestań, Gosiu! Po co mówisz takie rzeczy? Zazdrościsz mi? Tak długo na to czekałam! W końcu będę miała rodzinę! Krzysztof jest bardzo miły, rozmawiałam z nimi, tacy promienni, tacy troskliwi! Krzysztof powiedział, iż będę mieć własny ogromny pokój, wyobrażasz sobie?
Jaga, przecież wiesz, iż czuję ludzi!
Gosiu, daj spokój! Każdą parę sprawdza psycholog i dyrektorka. To świetni kandydaci! On pracuje, ona zostaje w domu, cały czas będę spędzać z mamą, rozumiesz? Mają wszystkie zaświadczenia. Gdyby byli potworami, odbiłoby się to w papierach.
Jaga zerwała się i odeszła do okna.
Myślałam, iż będziesz się cieszył. Przecież jesteś moim przyjacielem powiedziała ze łzami w głosie.
Zrobiło mi się wstyd. Objąłem ją od tyłu.
Przepraszam. Oczywiście, iż się cieszę, przyj
Teraz, gdy każdego wieczoru ściskam w dłoniach kocyk płótnowy z wyhaftowanym bocianem, który uszyła nam mama Małgosia, wiem iż nasze życie stało się jak warszawska wiosna po burzy zielone, pewne i pełne śpiewu ptaków.

Idź do oryginalnego materiału