Szczęśliwe dzieciństwo Maćka skończyło się, gdy miał pięć lat. Pewnego dnia rodzice nie przyszli odebrać go z przedszkola. Wszystkie dzieci już rozeszły się do domów, a on siedział przy stoliku, rysując siebie, mamę i tatę. Wychowawczyni spoglądała na niego, raz po raz ocierając łzy z policzków. W końcu podeszła, przytuliła go mocno i powiedziała cichym głosem:
Cokolwiek się stanie, nie możesz się bać, Maciusiu. Musisz teraz być dzielny. Rozumiesz mnie? Rozumiesz, kotku?
Chcę do mamy szepnął w odpowiedzi.
Zaraz przyjdą ciocia i wujek. Pójdziesz z nimi, dobrze? Będzie tam dużo innych dzieci, tylko nie płacz dodała, przyciskając go do siebie mokrą od łez twarzą.
Potem wzięli go za rękę i zaprowadzili do samochodu. Na pytanie, kiedy zobaczy rodziców, odpowiedzieli, iż mama i tata są bardzo daleko i dziś nie mogą po niego przyjść. Maćka umieszczono w dużej sali z innymi chłopcami. Ale rodzice nie pojawili się ani następnego dnia, ani tydzień później. Chłopiec płakał po nocach, aż w końcu dostał gorączki.
Dopiero pielęgniarka w białym fartuchu powiedziała mu prawdę, gdy wyzdrowiał. Wytłumaczyła, iż jego rodzice są teraz w niebie. Nie mogą z niego zejść, ale patrzą na niego i chcą, żeby był grzeczny i zdrowy.
Maciek nie uwierzył. Spoglądał w niebo, ale widział tylko ptaki i chmury. Postanowił, iż znajdzie rodziców za wszelką cenę.
Podczas spacerów badał każdy zakamarek ogrodu. W końcu znalazł dziurę pod płotem, między wygiętymi prętami. Była za mała, by przejść, więc zaczął kopać. Ziemia była miękka, pełna piasku. Po kilku dniach zrobił przejście.
Przecisnął się na drugą stronę i pobiegł przed siebie, oddalając się od nienawistnego domu dziecka. Ale nie znał miasta i gwałtownie się zgubił. Wszystkie kamienice wyglądały tak samo.
Nagle zobaczył kobietę w sukience w groszki, z jasnym kokiem na głowie. Wyglądała jak mama.
Mamo! krzyknął, biegnąc za nią.
Kobieta odwróciła się i przyklękła, patrząc mu w oczy.
Co się stało, skarbie? Zgubiłeś się? zapytała łagodnie.
Szukam mamy i taty. Powiedzieli mi, iż są w niebie, ale ja im nie wierzę wybuchnął płaczem.
Chodź, mieszkam niedaleko. Nakarmię cię pączkami, dobrze? Wzięła go za rękę.
W domu Maciek zajadał się słodkościami, popijając herbatą z liśćmi malin. Opowiedział Elżbiecie, co go spotkało. Widać było, iż dawno nie jadł niczego dobrego. Starsze dzieci zabierały mu słodycze, dokuczały, a choćby biły.
Elżbieta poczuła ogromny żal.
Maciusiu, a może byś został ze mną? Kiedy dorośniesz, wszystko zrozumiesz. I kiedyś na pewno zobaczysz rodziców, ale to nie teraz powiedziała.
Chłopiec przytaknął.
Elżbieta zadzwoniła do domu dziecka i zawiozła go z powrotem. Codziennie go odwiedzała, ale nie mogła adoptować była samotna, a bez męża nikt by jej nie pozwolił. Po raz pierwszy żałowała rozwodu.
Wtedy wpadła na pomysł. Umówiła się z kolegą z pracy, Sławkiem, na fikcyjne małżeństwo. Ten zgodził się, ale zażądał zapłaty kolacji przy świecach z dalszą częścią. Elżbieta poczuła obrzydzenie, ale gdy zobaczyła siniak pod okiem Maćka, wiedziała, iż nie ma wyboru.
Gdy Sławek przyszedł, w drzwiach stał Robert, jej były mąż.
Cały czas cię obserwowałem. Nie widziałem, żebyś z kimś wychodziła powiedział.
Wtedy z windy wyłonił się Sławek z bukietem i szampanem.
Robert zbladł, zawrócił i zbiegł po schodach.
Robert, zaczekaj! To nie tak! krzyczała Elżbieta.
Ale on już wsiadł do tramwaju.
Dwa lata później Maciek stał dumny w szkolnym mundurku, trzymając kwiaty dla pani nauczycielki. Obok stali jego rodzice Elżbieta i Robert oraz młodsza siostrzyczka, Zosia.
Robert dowiedział się prawdy od Sławka i następnego dnia zabrał Elżbietę do urzędu. Wzięli ślub, adoptowali Maćka, a potem jeszcze Zosię.
Mamo, tato szepnął Maciek, patrząc w niebo obiecuję, iż będę się uczyć. Nie gniewajcie się, iż mam nowych rodziców. Kocham ich, ale to tylko na chwilę, aż was zobaczę.
Wiedział już, iż jego rodzice zginęli w wypadku. Bywał na ich grobie. Ale teraz, dzięki niedzielnej szkółce przy kościele, rozumiał, co znaczy niebo.
Elżbieta najpierw chciała wszystko załatwić po swojemu. Ale los zdecydował inaczej i po raz drugi wyszła za Roberta. W tej historii wszyscy znaleźli szczęście.














