Za 50 metrów kwadratowych trzeba zapłacić średnio 3421 zł miesięcznie – wynika z raportu Rankomat.pl i Rentier.io. Kredyt hipoteczny okazuje się jeszcze większym obciążeniem, bo rata sięga 4298 zł. Różnica to niemal 900 zł na niekorzyść kredytu, co stawia krakowian w trudnej sytuacji: płacić krocie za wynajem czy zadłużyć się jeszcze drożej.
Za wynajem mieszkania w Krakowie trzeba dziś płacić więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Średni koszt najmu 50-metrowego lokalu wynosi już 3421 zł miesięcznie i stawia miasto w czołówce najdroższych ośrodków w Polsce. Z danych Rankomat.pl i Rentier.io wynika, iż Kraków znalazł się tuż za Warszawą i Gdańskiem, wyprzedzając wiele innych dużych miast. Co więcej, zakup takiego mieszkania na kredyt hipoteczny okazuje się jeszcze droższą opcją – rata sięga 4298 zł, a więc aż o 877 zł więcej niż czynsz płacony właścicielowi. To jedna z największych różnic w kraju, porównywalna jedynie z Warszawą.
Raport wskazuje, iż „stawka metrowa za najem wzrosła nie tylko w stolicy (z 78 na 79 zł), ale i w innych topowych miastach Polski, jak Gdańsk (z 67 na 70 zł), Kraków (z 66 na 68 zł) czy Wrocław (z 65 na 66 zł). Za to pozostała praktycznie bez zmian w najtańszych miastach z notowania, czyli Radomiu (42 zł) i Częstochowie (39 zł). Można zaryzykować tezę, iż popyt na najem stale dotyczy miast uznawanych za najdroższe i najbardziej atrakcyjne pod względem rynku pracy i oferty edukacyjnej.”
Eksperci podkreślają, iż sam adres to za mało, aby przyciągnąć najemców. „Najważniejszym czynnikiem sukcesu wynajmu w tej chwili przez cały czas pozostaje lokalizacja, ale nie gwarantuje ona powodzenia sama w sobie. Mieszkanie powinno być dopasowane do różnych grup najemców, od studentów, przez młodych pracowników, po cudzoziemców. Bliskość uczelni, możliwość pracy zdalnej i dobry standard wyposażenia znacząco zwiększają szanse na szybki i stabilny wynajem” – mówi Anton Bubiel, prezes Rentier.io.
Zróżnicowana dynamika cen widać zarówno w ujęciu miesięcznym, jak i rocznym. „W porównaniu do cen sprzed miesiąca cena najmu we wszystkich 17 miastach wzrosła o 1,08%. Warto odnotować, małe bo małe, ale jednak spadki, jak w Szczecinie (-2,5%), Sosnowcu (-1,9%), Białymstoku (-1,2%), Gdyni (-0,8%) czy Radomiu (-0,5%). Najmocniej przez miesiąc podrożał najem w Gdańsku, o 5%.” W skali roku wzrosty były jeszcze wyraźniejsze – „stawki najmu wzrosły średnio we wszystkich miastach o 5,31%. Spadków żadnych nie było, jedynie Częstochowa zanotowała brak zmiany. Stawki rosły od 1,5% w Radomiu, przez 7,4% w Katowicach do aż 11% w Sosnowcu.”
Lipiec pozostaje miesiącem, w którym na rynek wraca wiele ofert, a popyt nakręcają także studenci. „Lipiec to tradycyjnie jeden z najbardziej aktywnych miesięcy na rynku wynajmu mieszkań. Właściciele lokali kontaktują się z dotychczasowymi najemcami, aby ustalić przedłużenie umów na kolejny rok, a mieszkania, które nie zostają w rękach obecnych lokatorów, wracają na rynek, zwiększając podaż. Letni okres poszukiwań to także czas, gdy swoją aktywność rozpoczynają nowi studenci przygotowujący się do nowego roku akademickiego” – dodaje Anton Bubiel.
Zestawienie pokazuje też, iż kredyt hipoteczny nie zawsze oznacza oszczędność. „Na 17 zestawionych miast tylko w 4 rata za kredyt jest w tej chwili niższa niż czynsz na najem. Tymi wyjątkami są Częstochowa (tu różnica wynosi zaledwie 7 zł), Łódź (różnica 13 zł), Szczecin (różnica 34 zł) i Sosnowiec (różnica już bardziej wyraźna, bo 195 zł na korzyść raty kredytu). W pozostałych 13 miastach rata za kredyt jest wyższa niż rata za najem, zakładając, iż wkład własny wynosi 10% i okres spłaty to 30 lat. W Krakowie rata kredytu mieszkania 50 m2 jest wyższa o 877 zł od miesięcznego najmu.”
Prognozy na kolejne miesiące nie wskazują na dalsze gwałtowne wzrosty. „Prognozy na kolejne miesiące wskazują na stabilizację stawek czynszów. Brakuje istotnych czynników popytowych — obniżone stopy procentowe zachęcają część najemców do zakupu własnego mieszkania, napływ cudzoziemców nie wzrasta, a podaż zwiększa rosnąca oferta profesjonalnych podmiotów wynajmujących (tzw. PRS-ów) i planowane wejście REIT-ów, czyli funduszy inwestujących w nieruchomości na późniejszy wynajem. To wszystko może oznaczać większą konkurencję cenową i wolniejsze tempo wzrostu stawek” – komentuje Anton Bubiel.