Rodzice chcą rządzić w przedszkolu
"Jestem nauczycielką wychowania przedszkolnego i pracuję z dziećmi już prawie 20 lat. Chciałabym podzielić się swoim spojrzeniem na przedszkolne realia, a szczególnie na współpracę z rodzicami. Bo wiecie państwo, w życiu przedszkolnym najważniejsze jest dziecko i jego rozwój. Jednak najgorsze w tym wszystkim jest to, iż to nie ono jest w praktyce ważne" – rozpoczyna swój list wieloletnia nauczycielka pracująca w przedszkolu.
"Najważniejsi są rodzice i ich przekonania, które starają się narzucić placówce, nauczycielom i wychowawcom grup, a także innym rodzicom. Każdy rodzic chce jak najlepiej dla swojego dziecka, ale przez to, iż pragnie narzucić swoje przekonania całej grupie przedszkolnej, cierpi na tym nie tylko jego dziecko, ale również wszystkie inne maluchy. Dotyczy to wielu różnych sytuacji, ale teraz szczególnie jedna rzecz wybija na pierwszy plan – sposób ubierania dzieci".
Poubierane jak bałwanki, choć jest ciepło
Kobieta opowiada o tym, iż ubieranie dzieci to często kwestia rodząca spory: "W sezonie jesienno-zimowym rodzice zaczynają zachowywać się szczególnie specyficznie. Chodzi oczywiście o to, iż dzieci, które chodzą do przedszkola, często chorują. Nie jest to wina placówki, a bardziej tego, iż to duże skupisko ludzi, gdzie drobnoustroje swobodnie się przemieszczają.
Małe dzieci muszą zbudować swoją odporność, co czynią właśnie poprzez zarażanie się różnymi infekcjami. Prawda jest jednak taka, iż z powodu ubioru dzieci rodzice sami negatywnie wpływają na ich odporność. W przedszkolu jest dość ciepło, wszyscy pracownicy chodzą w krótkich rękawach lub cienkim długim rękawie. Dzieci dodatkowo ciągle się ruszają, więc powinny być lekko ubrane. A rodzice ubierają je w kilka warstw i – broń Boże – nie pozwalają dziecku żadnej z nich zdjąć.
Potem maluchy są zgrzane, płaczą, iż im gorąco, ale jak chce się je choć trochę rozebrać, krzyczą, iż mama kazała być w sweterku albo bluzie. Podobnie jest z wyjściami na dwór – dzieci poubierane jak bałwanki, a idą biegać w ogrodzie lub na boisku, więc po powrocie są spocone, bo mają na sobie 3 warstwy ubrań. Nie zdejmują tego wszystkiego, bo 'przecież mama nie pozwoliła'".
Sami dbajcie o ubiór dziecka!
"Potem to ja słyszę pretensje od rodziców. Bombardują mnie pytaniami, dlaczego nie zdjęłam, nie założyłam, nie przypilnowałam i dziecko jest zgrzane. A ja staram się to wszystko robić, ale czasami nie nadążam. Poza tym co z tego, iż widzę, iż jakieś dziecko jest spocone i mu gorąco, skoro – kiedy chcę mu pomóc w rozebraniu się – słyszę, iż mama kazała się nie rozbierać?
Nie mam zamiaru robić nic wbrew rodzicowi, bo potem usłyszę kolejne pretensje. Kończy się to zwykle tak, iż rodzice, którzy trzęsą się nad zdrowiem dziecka, fundują mu rozregulowanie odporności przez częste przegrzewanie. I na koniec, kiedy maluch jest chory, to jeszcze mi się obrywa, iż to zapalenie płuc to na pewno przez to, iż wietrzyłam salę albo nie dopilnowałam tego, jak dziecko było ubrane.
Rodzice, otrząśnijcie się. Nauczyciele przedszkolni to nie prywatne nianie albo służące waszych dzieci, zacznijcie z nami współpracować jak dorośli ludzie" – kończy swoją wiadomość nauczycielka.