"Jako opiekunka zaczęłam dorabiać jeszcze na studiach pedagogicznych. Choć miało to być jedynie chwilowe zajęcie, bardzo dobrze odnalazłam się w tej roli. Po kilku latach pracy w szkole powróciłam do opieki nad niemowlakami. Zauważyłam jednak, iż rodzice mają coraz większe wymagania co do niań. Poza prawem jazdy czy językami obcymi oczekują nowoczesnego podejścia do wychowania. Zrozumienia etapów rozwoju malucha czy jego emocji. Po pewnym czasie okazuje się, iż chcą także prowadzenia domu.
Rodzice wymagają
Jest to dla mnie zrozumiałe, iż skoro zostawiają na cały dzień małe dziecko pod opieką obcej osoby, to chcą, by miała określone podejście do wychowania. Wymagania i oczekiwania, wykładane tak skrupulatnie na początku współpracy, mają się jednak nijak do tego, co dzieje się potem. Właśnie odchodzę od kolejnej rodziny, z dokładnie tego samego powodu.
Schemat się powtarza. Po sprawdzeniu moich referencji i przedstawieniu długiej listy zadań kształtuje się jasny podział obowiązków. Na mojej liście znajduje się często cały grafik zajęć i aktywności dla malca, by prawidłowo się rozwijał. Plan jest napięty, ale nie dyskutuję z tym, w końcu to moja praca, rodzice mogą mieć swoje oczekiwania.
Za każdym razem umawiam się na opiekę nad dzieckiem, która obejmuje tematy pielęgnacyjne, spacery i inne aktywności. Gotowanie czy sprzątanie domu nie należy do moich zadań. Rodzice (jeszcze) nie mają nic przeciwko, wolą, bym zajęła się dzieckiem i jego rozwojem.
W czym problem?
Jednak po dwóch, trzech miesiącach cały plan zaczyna się luzować. Poznaliśmy się lepiej i czujemy się swobodniej. Nagle pojawia się prośba, a potem kolejna i jeszcze następna, czy mogę coś ugotować, bo byli tak zarobieni, iż tym razem nie zdążyli. Po jakimś czasie przestają przepraszać i zakładają, iż ja i tak to zrobię.
Staję przed dylematem: być asertywną czy zadbać o dziecko? W każdej innej pracy powiedziałabym: 'nie dostałam narzędzi i nie mogłam wykonać zadania'. W przypadku niani oznaczałoby to głodzenie dziecka przez cały dzień! Nie raz byłam w sytuacji, gdy jedyną rzeczą w lodowce był jeden jogurt. Zamiast się postawić, idę do sklepu, kupuję, gotuję i karmię dziecko. Bo przecież one niczemu nie jest winne.
Im częściej przypominam, iż to nie jest moje zadanie, tym częściej słyszę, iż przecież mogę ugotować w międzyczasie lub gdy maluch śpi, mogę kupić coś po drodze do parku... Tylko tu nie chodzi o to, co ja mogę, a czego nie, ale o to, na co się umawialiśmy na początku. Od innych niań wiem, iż często dochodzi jakieś 'sprzątanie przy okazji'.
Niewielkie przysługi stają się kością niezgody nie dlatego, iż jesteśmy leniwe i nam się nie chce, ale dlatego, iż to cwaniactwo jest obrzydliwe!".