Wyższe szkoły zarabiania pieniędzy

tygodnikprzeglad.pl 1 dzień temu

Afera z Collegium Humanum jest interesująca z wielu względów, ale skoncentruję się na jednym: roli rynku kapitalistycznego w szkolnictwie wyższym. Przypomnijmy – prywatne szkoły wyższe zaczęły w Polsce powstawać w latach 90. XX w. na fali entuzjazmu wobec tego, co prywatne, rynkowe i kapitalistyczne. Podstawowym założeniem ustawowego otwarcia drogi do ich powoływania było często jawnie wyrażane przekonanie autorów naszej transformacji, iż prywatne z definicji jest lepsze od państwowego. Oczekiwano zatem, iż prywatne szkoły wyższe gwałtownie staną się lepsze od państwowych. Mieliśmy pójść śladem USA, gdzie najlepsze uniwersytety to uczelnie prywatne – z Harvardem i Stanfordem na czele. Nic jednak z tego nie wyszło. Owszem, powstało kilka niezłych prywatnych szkół wyższych, ale żadna nie prześcignęła Uniwersytetu Jagiellońskiego czy Warszawskiego.

Dlaczego? W grę wchodziły przede wszystkim pieniądze. Najlepsze prywatne amerykańskie uniwersytety dysponują funduszami równymi wszystkim środkom, jakie w Polsce przeznaczamy na naukę. U podwalin ich powstania legły ogromne fortuny, których umiejętne używanie zapewniło im wielki prestiż naukowy, wynikający z zatrudnienia wybitnych naukowców i zapewnienia im najlepszych warunków pracy. Wiem coś o tym jako niegdysiejszy stażysta Uniwersytetu Stanforda w Kalifornii. Wielkie pieniądze zapewniły także sukces uniwersytetów angielskich: Oksfordu i Cambridge. Nie zapomnę jednej z kolacji w Cambridge, podczas której moi nieco już podchmieleni angielscy koledzy chwalili się, iż do ich college’u spływają czynsze z całej londyńskiej Oxford Street i iż dysponuje on własną kopalnią diamentów w Afryce.

Sprawa druga: prywatne uniwersytety amerykańskie czy angielskie nie są nastawione na zysk. Bazują na fundacjach czy trustach

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Post Wyższe szkoły zarabiania pieniędzy pojawił się poraz pierwszy w Przegląd.

Idź do oryginalnego materiału