Cichy gwar warszawskiej elity unosił się nad elegancką restauracją, mieszając się z subtelnym brzękiem kryształowych kieliszków. Mikołaj Wiśniewski, człowiek, którego nazwisko od lat budziło respekt w świecie biznesu, siedział przy centralnym stole. Jego postawa była nienaganna, garnitur idealnie skrojony, a obok niego spoczywała jego żona, Weronika Kowalska, dostojna w wieczorowej sukni. Przez lata Mikołaj był uosobieniem kontroli niewzruszony, niedostępny.
Tego wieczoru ten obraz zaczął pękać.
Młoda kelnerka podeszła do ich stolika, niosąc z gracją dwa dania. Nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia lat, ubrana skromnie, ale w jej postawie było coś, co przyciągało uwagę. Gdy postawiła talerz przed Mikołajem, ich spojrzenia na chwilę się spotkały.
I w tej właśnie sekundzie on zamarł.
Coś w jej wzroku uderzyło go jak fala znajomość, rozpoznanie, wspomnienie sprzed życia.
Dokładnie sprzed piętnastu lat.
Wszystko w porządku, proszę pana? zapytała, gdy zauważyła jego nagłe osłupienie.
Mikołajowi ściągnęło się gardło. Jak jak masz na imię?
Dziewczyna zawahała się. Jagoda, proszę pana. Jagoda Nowak.
Weronika zmarszczyła brwi. Mikołaj, co ty robisz? To tylko kelnerka.
Lecz on nie mógł oderwać wzroku. Jego puls przyspieszył. Jagoda mógłbym spytać o twoje nazwisko rodowe?
Zmrużyła oczy. Nie nie wiem. Wychowałam się w domu dziecka. Powiedziano mi, iż zostałam porzucona jako niemowlę.
Kieliszek z winem wysunął się z dłoni Mikołaja, roztrzaskując się o podłogę. Wokół nich zapadła cisza.
Twarz Weroniki zbladła.
Piętnaście lat temu Mikołajowi powiedziano, iż jego córeczka zmarła w tragicznym wypadku. Wciąż pamiętał, jak trzymał w szpitalu różowy kocyk, płacząc po raz pierwszy od lat. Weronika była wtedy przy nim, zapewniając, iż to był zbieg okoliczności.
A jednak przed nim stała ta dziewczyna. Każdy instynkt w nim krzyczał: *Ona jest moja.*
Ile masz lat? jego głos zadrżał.
Piętnaście prawie szesnaście odparła Jagoda niepewnie.
Weronika zgrzytnęła widelcem o talerz.
Mikołaj nagle wstał. Musimy porozmawiać. Teraz.
Jagoda zmrużyła oczy. Proszę pana, ja pracuję
Zapłacę za twoją przerwę zwrócił się do kierownika.
Weronika złapała go za ramię. Przestań, Mikołaj. Usiądź.
Lecz on cofnął się, wciąż patrząc na Jagodę. Pięć minut. Proszę.
Kelnerka spojrzała niepewnie na przełożoną, która westchnęła i skinęła głową. Czterdzieści pięć minut.
Na zewnątrz Mikołaj uklęknął, by spotkać się z nią wzrokiem. Masz coś z czasów, gdy byłaś niemowlęciem? Znamię? Jakąś pamiątkę?
Dotknęła szyi. Mam małe znamię w kształcie gwiazdy. I znaleziono mnie owiniętą różowym kocykiem z wyszytym literą A. Dlaczego pan pyta?
Mikołajowi zaparło dech. *Ten kocyk. To znamię.*
Cichym, drżącym głosem powiedział: Jesteś moją córką.
Jagoda cofnęła się. Żartuje pan?
Nie żartuję jego głos załamał się. Piętnaście lat temu powiedziano mi, iż moja córka nie żyje. Ale ty wyglądasz dokładnie jak ona. Jak moja pierwsza żona, twoja matka.
Głos Jagody zadrżał. Nie nie rozumiem.
Weronika pojawiła się znowu, z napięciem na twarzy. Mikołaj, przestań. Mieszasz dziewczynie w głowie.
Jego spojrzenie stało się zimne. Weroniko ty wiedziałaś, prawda? Przez te wszystkie lata.
Przez chwilę milczała, w końcu odparła spokojnie: Majaczesz.
Nie. Ukryłaś ją przede mną. Każesz mi wierzyć, iż umarła. Sprawiłaś, iż zniknęła.
Weronika zacisnęła usta.
Jagoda wykrztusiła przez łzy: To znaczy pani mnie oddała?
Głos Weroniki był lodowaty. Nie zrozumiesz. Twój ojciec był zbyt zajęty budowaniem imperium, by wychowywać dziecko. Zrobiłam to, co uważałam za słuszne.
Dość! głos Mikołaja rozległ się głośno. Ufałem ci. Opłakiwałem swoje dziecko przez ciebie. Wiesz, co mi to zrobiło?
Wybrałbyś ją zamiast mnie Weronika odparła obojętnie. Nie mogłam na to pozwolić.
Dłonie Jagody drżały. Ja chcę już iść. To za dużo.
Mikołaj postąpił krok naprzód. Proszę, zaczekaj. Wiem, iż to trudne, ale przysięgam jestem twoim ojcem.
Jagoda wpatrywała się w niego. Dlaczego miałabym panu uwierzyć?
Z kieszeni Mikołaj wyciągnął zniszczony portfel i stare zdjęcie siebie, trzymającego noworodka owiniętego różowym kocykiem z literą A. To zostało zrobione w dniu, gdy się urodziłaś. Masz jeszcze ten kocyk?
Jagoda skinęła powoli. Zawsze go miałam.
Weronika zbladła.
Głos Mikołaja złagodniał. Jagodo, straciłem cię, bo zaufałem złej osobie. Nie stracę cię ponownie.
Łzy zabłysły w jej oczach, ale pokręciła głową. Potrzebuję czasu.
Masz tyle, ile potrzebujesz powiedział. Chcę tylko, żebyś była bezpieczna. Skoro Weronika była zdolna do tego kto wie, co jeszcze?
Weronika podniosła głos. Jak śmiesz ją przeciwko mnie nastawiać?
Mikołaj spojrzał na nią zimno. Zrobiłaś to sama.
Tej nocy Mikołaj zatrudnił prywatnego detektywa. W ciągu czterdziestu ośmiu godzin mieli dowody: sfałszowane dokumenty adopcyjne, tajne przelewy do domu dziecka, podrobiony akt zgonu. Wszystko prowadziło do Weroniki.
Gdy ją oskarżył, wybuchła.
Tak! Zrobiłam to! krzyknęła. To dziecko było dla ciebie najważniejsze! Wszystko kręciło się wokół niej! Nie zamierzałam być gorsza od niemowlęcia!
Mikołaj zaci