W eleganckim lokalu w Warszawie rozbrzmiewał cichy, wytworny gwar miejscowej elity, przerywany jedynie delikatnym spienianiem się szampana w kieliszkach. Przy centralnym stole siedział Wiktor Kowalski, mężczyzna, którego nazwisko od lat budziło respekt w świecie biznesu. Jego garnitur był idealnie skrojony, a obok niego, w wytwornej sukni wieczorowej, spokojnie siedziała jego żona, Zofia Nowak. Dla wszystkich wokół Wiktor był uosobieniem władzy i niezachwianej pewności siebie aż do tego wieczoru.
Młoda kelnerka podeszła do ich stolika, niosąc z gracją dwa talerze. Miała nie większe niż dwadzie lat, ubrana skromnie, ale w jej postawie było coś, co zwróciło uwagę Wiktora. Gdy postawiła przed nim danie, oczy ich się spotkały i w tym momencie mężczyzna zamarł.
Coś w jej spojrzeniu spłynęło na niego jak fala znajomość, rozpoznanie, wspomnienie sprzed lat.
Wszystko w porządku, proszę pana? zaniepokoiła się, widząc jego reakcję.
Jak jak masz na imię? głos mu zadrżał.
Dziewczyna zawahała się. Jagoda, proszę pana. Jagoda Wiśniewska.
Zofia zmarszczyła brwi. Wiktor, co ty wyprawiasz? To tylko kelnerka.
Ale on nie mógł się od niej oderwać. Jagoda a nazwisko rodowe?
Nie wiem odparła cicho. Wychowywałam się w domu dziecka. Powiedziano mi, iż zostałam porzucona.
Kieliszek wypadł z dłoni Wiktora, roztrzaskując się na podłodze. Wokół zapanowała cisza.
Piętnaście lat wcześniej Wiktorowi powiedziano, iż jego córeczka zmarła w tragicznym wypadku. Pamiętał, jak trzymał w szpitalu różowy kocyk, płacząc po raz pierwszy od lat. Zofia była wtedy przy nim, zapewniając, iż nic nie dało się zrobić.
A jednak stała przed nim ta dziewczyna. Każdy instynkt podpowiadał mu: *To moje dziecko.*
Ile masz lat? spytał, ledwo panując nad głosem.
Piętnaście prawie szesnaście.
Widząc, jak Zofia blednie, Wiktor nagle wstał. Musimy porozmawiać. Teraz.
Proszę pana, ja pracuję
Zapłacę za twoją przerwę zwrócił się do kierownika.
Zofia chwyciła go za ramę. Przestań, Wiktor. To niedorzeczne.
Ale on już wyszedł z Jagodą na zewnątrz. Masz coś z dzieciństwa? Znamię? Jakąś pamiątkę?
Dziewczyna dotknęła szyi. Mam małe znamię w kształcie gwiazdy. I byłam owinięta w różowym kocyku z wyszytym literką W. Dlaczego pan pyta?
Wiktor poczuł, jak ziemia usuwa mu się spod nóg. Ten kocyk. Ta litera.
Jesteś moją córką powiedział cicho.
Żartuje pan? cofnęła się.
Nie żartuję. Piętnaście lat temu powiedziano mi, iż moja córka nie żyje. Ale ty masz jej rysy. Tak jak twoja matka, moja pierwsza żona.
Nie rozumiem
Wtedy pojawiła się Zofia. Wiktor, przestań. Męczysz dziewczynę.
Wiedziałaś warknął. Przez te wszystkie lata.
Majaczy ci się.
Nie. Ukryłaś ją przede mną. Kazałaś mi wierzyć, iż nie żyje.
Jagoda drżała. To pani mnie oddała?
Nie zrozumiałabyś odparła Zofia zimno. Twój ojciec był zbyt zajęty, by wychowywać dziecko. Zrobiłam, co trzeba.
Dość! Wiktor podniósł głos. Ufałem ci. Opłakiwałem córkę przez ciebie. Wiesz, co mi to zrobiło?
Wybrałbyś ją, nie mnie rzuciła Zofia. Nie mogłam na to pozwolić.
Jagoda zawahała się. Muszę iść. To za dużo.
Proszę, zaczekaj Wiktor wyciągnął portfel i stare zdjęcie on sam z noworodkiem w różowym kocyku. To dzień twoich narodzin. Masz jeszcze ten kocyk?
Skinęła. Zawsze go miałam.
Zofia zbladła jeszcze bardziej.
Jagodo, straciłem cię, bo zaufałem niewłaściwej osobie. Nie stracę cię znowu.
Ale dziewczyna odeszła. Potrzebuję czasu.
Rozumiem Wiktor nie nalegał. Tylko bądź bezpieczna. jeżeli Zofia mogła to zrobić kto wie, na co jeszcze?
Jak śmiesz ją przeciwko mnie nastawiać? wrzasnęła Zofia.
Sama to zrobiłaś.
Tej nocy Wiktor zatrudnił detektywa. W dwa dni mieli dowody: sfałszowane dokumenty, łapówki dla domu dziecka, podrobiony akt zgonu. Wszystko prowadziło do Zofii.
Gdy ją oskarżył, wybuchła.
Tak, ja to zrobiłam! To dziecko było dla ciebie wszystkim! Ja miałam być drugą!
Wiktor zaciął pięści. Ukradłaś mi córkę. Zniszczyłaś życie.
W kącie Jagoda płakała. Przez całe życie myślałam, iż nikt mnie nie chciał. A mój ojciec żył?
Szukałem cię każdego dnia Wiktor uklęknął przy niej. Myślałem, iż zawiodłem. Ale to nie moja wina tylko jej.
Zofia próbowała jeszcze: Wiktor, możemy to naprawić
Wynoś się powiedział zimno. Prawnicy zajmą się resztą.
Następne tygodnie nie były łatwe. Jagoda nie potrafiła przywyknąć do pałacowego życia. Pewnego wieczoru Wiktor znalazł ją samotną przy stole.
Może podać ci coś innego? spytał łagodnie.
Nie w jedzeniu rzecz odparła. Nie czuję się tu jak u siebie.
Usiadł obok. Dom to nie rodzina. Nic z tego nie ma znaczenia. Tylko ty.
Naprawdę?
Tak. Straciłem cię raz, Jagodo. jeżeli pozwolisz, spędzę resztę życia, by to naprawić.
Powoli zaczęła mu ufać. Wróciła do szkoły pod swoim prawdziwym nazwiskiem. Wiktor był na każdym przedstawieniu, na każdej uroczystości. Po raz pierwszy czuła, iż ktoś jej chce nie z obowiązku, ale z miłości.
Zofia stanęła przed sądem.
W dniu procesu Jagoda szepnęła: Tato mogę cię tak nazywać?
Wiktor nie mógł powstrzymać łez. Czekałem na to piętnaście lat.
**Życie uczy, iż najciemniejsze kłamstwa w końcu wychodzą ale prawdziwa miłość zawsze znajdzie drogę do domu.**