Z lukru przechodzimy od razu w smołę. Rodzice w Polsce wpadają z jednej skrajności w drugą

mamadu.pl 2 godzin temu
Rodzicielstwo w Polsce bywa opowiadane na dwa sposoby: albo jest słodkie jak wata cukrowa, albo mroczne jak noc bez gwiazd. Z jednej strony lukrowane obrazki idealnych matek, z drugiej – relacje pełne frustracji i zmęczenia. A przecież między zachwytem a rozpaczą pozostało całe spektrum codziennych doświadczeń, o których mówi się zbyt rzadko.


Rodzice umieją być tylko cukierkowi lub wykończeni


W rozmowie o macierzyństwie w naszym kraju coraz częściej można odnieść wrażenie, iż skaczemy z jednej skrajności w drugą. Jeszcze kilka lat temu w mediach społecznościowych królował obraz matki idealnej – zawsze uśmiechniętej, pachnącej, z dzieckiem owiniętym w muślin i z matchą albo latte w ręku.

Istny ideał, lukrowana wersja matki, która nie ma zbyt wiele wspólnego z realizmem. Teraz – jakby na złość – zalewają nas relacje pełne frustracji, rozpaczy i gniewu. Najbardziej wybija się pokazywanie skrajnych emocji, złości, trudów i łez, przy czym obok rzadko pojawiają się jakiekolwiek plusy bycia rodzicem.

Czy naprawdę nie umiemy mówić o rodzicielstwie inaczej niż przez filtr skrajnych uczuć? Na platformie Threads użytkowniczka o nicku mynameismilijon napisała post, który idealnie oddaje tę zmianę tonu:

"W którym momencie obraz ciąży i macierzyństwa zmienił się tak drastycznie? Kiedyś podchodziło się do tego turbo cukierkowo, idealizowało się wszystko, mówiło się o magicznych chwilach, bobasy były słodkie, urocze i pachnące.

Teraz za to, kiedy mówimy o ciąży, to zaraz jest masakra dla ciała, zagrożenie zdrowia, życia, spustoszenie organizmu. Dzieci? Teraz to "gówniaki", "kaszojady", drące się wniebogłosy i wkurzające ludzi".

Gdzie jest jakiś "złoty środek" między czernią i bielą?


Jedna z użytkowniczek platformy skomentowała post niezwykle celnie, mówiąc: "Osobiście uważam, iż ani jedno, ani drugie nie jest prawdą. Prawda choćby nie leży gdzieś pośrodku. Po prostu rozwala mnie ten radykalizm.

Albo jest cudownie różowo, uroczo, idealnie, albo jest tragicznie, masakrycznie, okropnie, źle. Wszystko jest czarno-białe. Serio, nikt nie widzi tej całej skali szarości pomiędzy?".

I właśnie o tę skalę szarości chodzi. Przez lata w mediach celebrytki opowiadały o macierzyństwie wyłącznie przez pryzmat ideałów – pięknych ciążowych brzuszków, idealnej figury zaraz po porodzie, słodkich stópek noworodka i cudownych więzi, które istnieją niemal od dnia, kiedy kobieta dowiaduje się o ciąży.

O tym, co trudne – zmęczeniu, bólu, samotności – mówiło się szeptem albo wcale. Bardzo długo nikt nie słyszał o depresji poporodowej. A potem przyszło jakieś sprzężenie i wszystko odwróciło się o 180 stopni. Teraz wszystko jest "masakrą": poród to trauma, dziecko to kaszojad, który się drze, a matka to wrak.

Dlaczego tak trudno nam złapać równowagę? Dlaczego nie umiemy mówić o macierzyństwie prawdziwie – z całym jego bogactwem emocji, momentów wzruszenia i frustracji?

Dlaczego ciągle potrzebujemy dominującej narracji, która ma być tą jedyną słuszną? Przecież to doświadczenie nie może być tylko skrajnie pozytywne lub skrajnie negatywne, bo nic w życiu takie nie jest.

Polacy uwielbiają skrajności


Chyba wynika to z tego, iż przez cały czas uczymy się mówić o emocjach. I iż media społecznościowe, choć dają głos wszystkim, to premiują skrajności – one lepiej się klikają i budzą w odbiorcach więcej emocji.

A może dlatego, iż przez lata matki czuły, iż nie wolno im narzekać. Więc teraz, kiedy wreszcie mogą, idą na całość. Tyle iż prawda o byciu rodzicem nie jest jednoznacznie różowa jak w filtrze z Instagrama, ani wyłącznie brudna i trudna.

Macierzyństwo potrafi być piękne, potrafi być trudne, i zwykle jest takie i takie jednocześnie. Naprawdę, można być zmęczoną matką, która równocześnie kocha swoje dziecko. Można płakać z bezsilności, a chwilę później śmiać się z pierwszego "mama". Można tęsknić za dawnym życiem i jednocześnie nie chcieć zamienić obecnego na żadne inne.

Mówmy więcej o takim macierzyństwie: bez lukru, ale też bez jadu. Bo tylko wtedy nasze dzieci nauczą się, iż emocje nie są czarno-białe. I iż nie trzeba zawsze wybierać między zachwytem a rozpaczą.

Idź do oryginalnego materiału