Moja emerytura właśnie wpłynęła na konto. Powinna mnie cieszyć ta chwila – w końcu przepracowałam całe życie, żeby mieć zapewniony spokój na stare lata.
Ale spokoju nie miałam od dawna.
Telefon zadzwonił dokładnie o 10:05. Jak co miesiąc.
— Mamo? — głos mojej córki był słodki, ale ja już wiedziałam, co zaraz usłyszę.
— Tak, kochanie?
— Wiesz… miałam trochę większe wydatki w tym miesiącu. Możesz mi przelać swoją emeryturę?
Westchnęłam ciężko.
— Marysiu, już ci mówiłam, iż muszę mieć coś na życie…
— Przecież masz oszczędności! — jej ton natychmiast stał się ostry.
— To na czarną godzinę…
— Mamo, ale ja mam teraz czarną godzinę!
To nie był pierwszy raz.
Od kiedy przeszłam na emeryturę, moja córka traktowała mnie jak swoją skarbonkę. Za każdym razem miała nowy powód: rachunki, szkoła dla dzieci, awaria samochodu, niespodziewane wydatki. I zawsze mówiła to samo:
„Mamo, przecież nie będziesz siedzieć na tych pieniądzach! Masz je dla mnie, prawda?”
Prawda?
— Nie mogę ci oddać całej emerytury, Marysiu.
— Więc ile możesz? — zapytała chłodno.
Poczułam ukłucie w sercu.
— Nie rozumiesz… potrzebuję tych pieniędzy, żeby normalnie żyć.
— Żyć? — zaśmiała się gorzko. — Przecież siedzisz całymi dniami w domu!
Zacisnęłam palce na słuchawce.
— Marysiu, ja cię wychowałam. Poświęciłam ci wszystko. A teraz choćby nie pytasz, czy czegoś mi brakuje. Tylko co miesiąc wyciągasz rękę po moje pieniądze.
— Wiesz co? — Jej głos nagle stał się zimny jak lód. — Jesteś strasznie samolubna, mamo.
Poczułam, jak łzy cisną mi się do oczu.
— Samolubna?
— Tak. Myślisz tylko o sobie.
Po tych słowach usłyszałam sygnał zakończonego połączenia.
Odstawiłam telefon na stół, a moje ręce drżały.
Spojrzałam na list z banku.
Na emeryturę, którą miałam sobie odebrać.
Ale tak naprawdę ktoś już dawno mi ją odebrał.
I odebrał mi coś więcej.