Dwadzieścia lat. Tyle czasu budowaliśmy razem życie. Myślałam, iż jesteśmy szczęśliwi. Że, mimo codziennych problemów, mamy siebie. Ale pewnego wieczoru wszystko, co znałam i w co wierzyłam, rozpadło się na kawałki.
Siedzieliśmy przy stole w kuchni. Mąż był jakiś dziwnie milczący, nieobecny. Zauważyłam to już wcześniej, ale tłumaczyłam sobie, iż to stres w pracy, zmęczenie. Jednak tamtego wieczoru coś w jego spojrzeniu było inne. Chłód, którego wcześniej nie znałam.
– „Musimy porozmawiać,” zaczął, unikając mojego wzroku.
Zamarłam. Te słowa zawsze zwiastują coś złego.
– „O co chodzi?” zapytałam, próbując ukryć narastający niepokój.
Spojrzał na mnie i powiedział to, czego nigdy się nie spodziewałam:
– „Nie mogę już tak żyć. Nie jestem szczęśliwy. Znalazłem kogoś, kto daje mi to, czego od dawna brakowało w naszym związku. Znalazłem prawdziwą miłość.”
Prawdziwą miłość. Te dwa słowa odbijały się echem w mojej głowie. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Patrzyłam na niego, próbując zrozumieć, czy to jakiś okrutny żart.
– „Co ty mówisz? Marek, jesteśmy małżeństwem od 20 lat. Mamy dzieci. Dom. Czy to wszystko dla ciebie nic nie znaczy?”
– „To nie tak, iż nic nie znaczy,” odpowiedział, jakby próbował mnie uspokoić. „Ale my żyjemy obok siebie, a nie razem. Kocham ją, Aniu. Muszę być szczery.”
Szczery? Gdzie była ta szczerość przez ostatnie miesiące, kiedy wracał późno z pracy, kiedy milczał przy kolacji, kiedy unikał mojego dotyku? Gdzie była, gdy ja walczyłam o naszą codzienność, planowałam przyszłość, wierzyłam, iż razem się zestarzejemy?
– „Kto to jest?” zapytałam cicho, czując, jak łzy napływają mi do oczu.
– „To nie ma znaczenia,” odpowiedział, odwracając wzrok. „Ważne jest to, iż ja już nie potrafię być tutaj.”
Tamtego wieczoru czułam, jak mój świat rozpada się na kawałki. W jednej chwili straciłam męża, przyjaciela, przyszłość, którą wspólnie planowaliśmy. Po raz pierwszy w życiu poczułam się zupełnie sama.
Przez kolejne dni próbowałam zrozumieć, co poszło nie tak. Czy coś przeoczyłam? Czy mogłam zrobić coś inaczej? Patrzyłam na nasze zdjęcia, na pamiątki z wakacji, na dom, który razem urządzaliśmy. Każda rzecz przypominała mi o życiu, które już nie istniało.
Marek wyprowadził się tydzień później. Powiedział dzieciom, iż „potrzebuje czasu dla siebie.” Były zszokowane, zranione, ale ja nie potrafiłam im niczego wytłumaczyć. Jak miałam wyjaśnić coś, czego sama nie rozumiałam?
Teraz, kilka miesięcy później, wciąż uczę się żyć na nowo. Każdy dzień to walka – z bólem, z samotnością, z pytaniami, na które nie ma odpowiedzi. Czy mogłam uratować nasze małżeństwo? Czy naprawdę mnie kochał, czy przez te wszystkie lata tylko udawał?
Najtrudniejsze są wieczory. Kiedy dzieci śpią, a dom jest cichy, myśli wracają jak burza.
Patrzę na puste miejsce w łóżku obok mnie i zastanawiam się, jak żyć dalej. Jak znaleźć sens, kiedy wszystko, w co wierzyłam, okazało się kłamstwem.
Nie wiem, co przyniesie przyszłość. Może kiedyś uda mi się odnaleźć spokój, może choćby miłość. Ale na razie każdego dnia stawiam krok po kroku, próbując zbudować coś nowego na gruzach mojego dawnego życia. I choć czasem czuję, iż brak mi sił, wiem jedno: nie pozwolę, by decyzja Marka zdefiniowała resztę mojego życia. Muszę walczyć – dla siebie i dla dzieci. Bo choćby jeżeli on wybrał inną drogę, ja wciąż zasługuję na szczęście.