Po ślubie córka z zięciem zamieszkali w domu mojej mamy, która przekazała go swojej wnuczce. Początkowo mieszkało się tam dobrze, ale wiek domu dał o sobie znać: niektóre ściany były dosłownie przegniłe, a okna czasami pękały od wiatru. W rezultacie para zdecydowała się zacząć zbierać pieniądze, aby zamieszkać w nowym domu.
Zbieranie pieniędzy nie szło im najlepiej, bo córka nie pracowała, a pensja zięcia nie wystarczała, aby jak najszybciej odłożyć pieniądze na nowy dom. Za namową córki zdecydowałem się sprzedać mój dom. Znalazłam kupca, przekazałam pieniądze córce i zięciowi, a oni kupili mieszkanie. Byłam pewna, iż wezmą mnie ze sobą, skoro dla nich zdecydowałam się sprzedać swój dom.
Już miałem spakować swoje rzeczy i się z nimi przeprowadzić, gdy nagle moja córka ze zdziwieniem zapytała, dokąd idę. Odpowiedziałem jej, iż przeprowadzam się z nimi, bo gdzie indziej powinienem mieszkać. Powiedziała, iż ich nowy dom jest mały. Jedna sypialnia dla nich, jedna dla dziecka i salon, żeby mogli w nim nocować goście z innych miast, więc dla mnie po prostu nie było miejsca.
W rezultacie musiałam przeprowadzić się do domu mojej matki. Tego samego, w którym oni nie byli w stanie mieszkać! Choć nie żyło się tu zbyt wygodnie, nie miałam innego wyjścia. Musiałam znaleźć dach nad głową. Jednak nie to jest najbardziej przykre. Bardziej boli mnie to, iż w domu mojej własnej córki nie ma dla mnie miejsca. W dodatku sprzedałam własny dom, żeby im pomóc.
Jak można zrobić coś takiego własnej matce? Nie rozumiem tego!