Za trzecim podejściem

polregion.pl 2 godzin temu

Dopiero za trzecim razem

Ile goryczy trzeba zaznać, ile bliskich stracić, przez co przejść, by spotkać prawdziwe szczęście?

Często zadawała sobie to pytanie Barbara. Miała czterdzieści osiem lat i wciąż czekała na coś dobrego, wciąż miała nadzieję. Jej życie nie było zbyt pomyślne, ale nie poddawała się. A teraz stała i patrzyła, jak płomienie pożerają jej dom. Wysoko w nocne niebo strzelały iskry, a ogień oświetlał tłum gapiów. Już nadjechała straż pożarna.

### Stracić wszystko

Strażacy w pośpiechu rozwijali węże wreszcie potężny strumień wody zmieszał się z ogniem. Zrobiło się duszno. Barbara, zasłaniając nos chusteczką, ze zgrozą patrzyła na swoją spaloną przeszłość. Spłonęło wszystko meble, kuchnia, ubrania Nie zdążyli nic wynieść. Dom, w którym mieszkała ponad dwadzieścia pięć lat, legł w gruzach.

Basiu, chodź do mnie! Twój Janek już siedzi u nas na podwórku z moim mężem ciągnęła ją za rękaw Zofia, sąsiadka, z którą żyły w zgodzie tyle lat.

Siedzi i choćby mu do głowy nie przyjdzie, iż przez niego straciliśmy wszystko. Ledwo go obudziłam szeptała Barbara, a łzy spływały jej po policzkach. O, Zosiu, dopiero teraz zrozumiałam, jak bardzo przywiązałam się do tego, co tam zostało machnęła ręką w stronę zgliszcz. Czyjeś codzienne otoczenie, zdjęcia, wspomnienia

Nic, Basiu, nic Jeszcze będzie dobrze. Masz dopiero niecałe pięćdziesiąt, jesteś jeszcze młoda uspokajała ją sąsiadka.

Weszły na podwórko Zofii, gdzie siedział Jan, mąż Barbary, i Stanisław, gospodarz domu. Jan już otrząsnął się po wczorajszej libacji widocznie pożar dał mu do myślenia.

Baska, co się stało? spytał żonę. Dlaczego się spaliliśmy?

Dlaczego? Bo zasnąłeś z papierosem. Zawinąłeś się pod łóżko, a kiedy cię budziłam, już szalał ogień mówiła przez łzy. Ile razy cię ostrzegałam? A teraz jesteśmy z niczym

Jan siedział przygnębiony, łzy również spływały mu po twarzy. Oszłupiałym wzrokiem wpatrywał się w miejsce, gdzie stał ich dom, który kiedyś własnoręcznie zbudował.

Basiu, odpuść mi, na litość boską! Nie będę już pić, obiecuję tu, przed sąsiadami. Tak mi, Boże, dopomóż przeżegnał się. Pójdziemy mieszkać do domu moich rodziców. Tam wprawdzie rudera, ale naprawimy Obiecuję.

Jego rodzice dawno odeszli, dom stał opuszczony. Barbara i Jan przeszukiwali zgliszcza, ale nic nie znaleźli. Jan jednak dotrzymał słowa od tego dnia nie pił. Najwidoczniej wstrząs zrobił swoje.

### Zostały tylko wspomnienia

Barbara wracała ze sklepu i przystanęła przed pogorzeliskiem. Napłynęły wspomnienia usiadła choćby na ocalałej ławce przy furtce. Jakże przeżyli z Jankiem te dwadzieścia pięć lat w tym domu Przypomniało jej się, jak cieszyli się nowym domem, jak wybierali tapety, farby, meble. Na Boże Narodzenie Jan przynosił ogromną choinkę, sięgającą sufitu, i wszyscy skakali wokół niej, ozdabiając. Ach, z jaką euforią ich córki! A pierwszego stycznia biegły sprawdzić, co przyniósł im Święty Mikołaj.

Ile dziecięcych sekretów i śmiechu pomieściły te ściany myślała Barbara. A moich tajemnic i smutków? Stąd córki biegły do szkoły, aż w końcu odfrunęły w dorosłość.

### Nie udało się stworzyć rodziny

Barbara miała dwie córki z pierwszego małżeństwa. Wyszła za mąż za Wiesława zbyt wcześnie, nie znając jeszcze życia. Okazało się, iż byli zupełnie różni nie potrafili ułożyć sobie ani życia rodzinnego, ani codzienności. Wiesiek był niezaradny, a do tego nie wyszumiał się jeszcze. Barbara gwałtownie zaszła w ciążę, siedziała w domu, a mężczyzna hulał dniami i nocami. A ona urodziła dwie córki, wciąż mając nadzieję, iż się ustatkuje. Mieszkali wtedy w mieście powiatowym, gdzie Wiesiek urządzał libacje, a ona nikogo tam nie znała.

Gdzie tam! Ustatkować się powiedziała głośno Barbara, choćby nie zauważając, iż mówi sama do siebie. Nie posłuchałam matki, a ona miała rację.

Wiesiek miał motocykl. Pewnego dnia wracali od jej rodziców we dwójkę córki były u teściowej. Wpadli w wypadek Wiesiek zginął na miejscu, a ona długo leżała w szpitalu. Najwidoczniej miała silnego Anioła Stróża wyzdrowiała, dzieci nie zostały sierotami.

Były to lata dziewięćdziesiąte. Barbara straciła pracę i postanowiła wrócić z córkami do matki na wieś. W pobliżu mieszkał Jan z rodzicami, którzy często pili. Czasem i on się do nich przyłączał.

Pewnego dnia zobaczył Barbarę z córkami i od razu się zakochał. Była zgrabna i urodziwa. Podeszedł do niej i zaproponował spacer.

Basiu, chodź na przechadzkę, porozmawiamy powiedział pewnego wieczoru, spotykając ją po pracy.

Poszli, rozmawiali, ale niedługo.

Wychodź za mnie. Bardzo cię kocham, a twoje dziewczynki będę traktował jak swoje oświadczył się nagle. Buduję dla nas dom A ona się zgodziła.

Wyszła za Jana, choć wiedziała, iż go nie kocha tylko po to, by mieć swój dom i aby córki wychowywały się w pełnej rodzinie. Jan był domatorem i pracowitym człowiekiem. Kochał Barbarę i jej córki. Tylko jego rodzice często pili i wciągali syna czasem nie miał siły odmówić i powoli sam się uzależnił. Przysparzało to Barbarze wielu zmartwień. A może tak tłumił dumę, widząc, iż Barbara go nie kocha?

Za co mi się tak nie wiedzie? myślała Barbara, siedząc na ławce. Kiedy wreszcie będę szczęśliwa? Jedno mnie cieszy córki wyrosły na dobre osoby i ułożyły sobie życie.

### I znowu nieszczęście

Ale to jeszcze nie był koniec jej zmartwień. Jan wyremontował dom po rodzicach, nie pił najwidoczniej coś w nim pękło. Minęło kilka czasu od pożaru, powoli układali sobie życie, cieszyła się, iż mąż jest trzeźwy. I wydawało się, iż wszystko się zmieni Ale po tej tragedii coś się w Janie zepsuło. Dostał udaru, a niedługo Barbara pochowała męża.

I nastałyI wtedy, gdy już straciła nadzieję, los w końcu się do niej uśmiechnął, dając jej nowe życie u boku człowieka, który rozumiał jej ból i potrafił je rozświetlić.

Idź do oryginalnego materiału