Katarzyna stała przy oknie swojego mieszkania w Łodzi, obserwując, jak Jakub wkłada dziecięce siedzisko do samochodu. Ich syn, czteroletni Staś, szczebiotał radośnie, podekscytowany wyjazdem do babci i dziadka. Co weekend zabierali go do rodziców Katarzyny, by ci mogli spędzić czas z wnukiem. ale za każdym razem, gdy wracali do domu, Katarzyna czuła, jak w piersi narasta gniew. Jej matka, Bogumiła Kalinowska, szczerze wierzyła, iż opiekując się Stasiem, wyświadcza córce i zięciowi ogromną przysługę. Ta myśl doprowadzała Katarzynę do szału, która ledwo powstrzymywała się, by nie wybuchnąć.
Wszystko zaczęło się dwa lata temu, gdy Staś był już na tyle duży, by zostawać u dziadków na weekendy. Katarzyna i Jakub uznali, iż to świetny sposób, by rodzice mogli zbudować więź z wnukiem. Bogumiła Kalinowska i jej mąż, Tadeusz Kalinowski, uwielbiali Stasia. Rozpieszczali go pierogami, zabierali do parku, czytali bajki. Katarzyna cieszyła się, widząc, jak oczy syna rozbłyskują na ich widok. Pamiętała, jak sama w dzieciństwie uwielbiała odwiedzać babcię, i chciała, by Staś miał równie ciepłe wspomnienia. Ale nie przypuszczała, iż jej dobre intencje przerodzą się w takie nieporozumienie.
Za każdym razem, gdy odbierali Stasia, Bogumiła witała ich z miną męczennicy, która poświęciła się dla ich dobra. *„No cóż, zrobiłam wam przysługę, możecie teraz odpocząć”* – mówiła, przecierając czoło, choć nie było na nim potu. Albo: *„Nie jest z nim łatwo, ale robię to dla was, żebyście mogli załatwić swoje sprawy.”* Katarzyna zaciskała pięści, czując, jak krew buzuje w skroniach. Chciała krzyknąć: *„Nie prosiliśmy cię o opiekę! Przywozimy Stasia, żebyście WY mogli się nim cieszyć!”* ale zamiast tego zmuszała się do uśmiechu i mamrotała: *„Dziękuję, mamo.”* choćby spokojny zwykle Jakub tracił cierpliwość. Szeptał jej w aucie: *„Ona serio myśli, iż zrzucamy na nią dziecko, żeby iść się zabawić? Przecież to dla nich, nie dla nas!”*
Nie chodziło o to, iż Katarzyna i Jakub nie cenili czasu z synem. Wręcz przeciwnie – uwielbiali budować z nim zamki z klocków i spacerować nad Wisłą. Ale widzieli, jak Bogumiła tęskni za wnukiem, jak jej twarz rozświetla się, gdy Staś biegnie do niej z okrzykiem: *„Babciu!”* Chcieli dać im tę euforia i pokazać synowi, czym jest miłość wielopokoleniowej rodziny. Tymczasem z każdym razem słowa teściowej brzmiały coraz bardziej jak wyrzut. *„Zmęczyłam się, ale co tam – dla was się poświęcam”* – mówiła, jakby pozbyli się dziecka, by uciec na wakacje. Katarzyna czuła się winna, choć nie wiedziała dlaczego.
Kulminacja nastąpiła w zeszły weekend. Gdy przywieźli Stasia, Bogumiła westchnęła: *„O, znowu cały dzień za nim biegać. Ale rozumiem, macie swoje sprawy.”* Katarzyna nie wytrzymała. Jej głos zadrżał: *„Mamo, przywozimy Stasia nie dlatego, iż nam się nie chce z nim być! Chcemy, żebyście spędzali z nim czas, żeby was znał i kochał! To nie jest przysługa dla nas, tylko dla WAS!”* W pokoju zapadła cisza. Bogumiła zamrugała zaskoczona, a Tadeusz, siedzący w fotelu, zakaszlał i schował się za gazetą. Jakub ścisnął dłoń Katarzyny, jakby mówiąc: *„Dobrze powiedziane.”*
Tego wieczoru, odbierając Stasia, zauważyli, iż Bogumiła była cichsza niż zwykle. Nie narzekała, nie wzdychała, tylko przytuliła wnuka i cicho szepnęła: *„Przyjeżdżajcie częściej.”* Katarzyna poczuła ulgę, ale też lekkie ukłucie wyrzutów. Może była zbyt ostra? ale Jakub, wsiadając za kierownicę, uśmiechnął się: *„Niech przyzwyczai się, iż nie zwalamy dziecka, tylko dzielimy się szczęściem.”* Staś, śpiewając w tylnym siedzeniu, sprawiał, iż Katarzyna myślała tylko jedno: dla jego uśmiechu gotowa jest tłumaczyć to teściowej raz jeszcze.
Wciąż zabierają Stasia do dziadków, ale teraz bardziej ostrożnie. Katarzyna ma nadzieję, iż jej matka w końcu zrozumiała – nie szukają niańki, tylko chcą, by syn dorastał wśród kochających ludzi. ale gdy Bogumiła znów wspomni o *„przysłudze”*, Katarzyna czuje, jak w środku kipi bunt. Wie, iż ich rodzina to nie transakcja – to miłość. A jeżeli teściowa tego nie pojmie, Katarzyna znów jej to przypomni. Dla Stasia. Dla prawdy.