Żadna z babć nie może odebrać dziecka z przedszkola. Muszę płacić bajońskie sumy za opiekę.

newskey24.com 4 dni temu

Gotowałam się ze złości! Dzisiaj znowu pokłóciłam się z mamą, a do tego nie mam najmniejszej ochoty dzwonić do teściowej.
Mamy szczęście, bo mamy dwie babcie moją i męża. Chociaż szczęście to mocne słowo, bo babciami to one nie są. Mieszkają obie sto metrów od przedszkola naszego synka, ale obie zawzięcie odmawiają jego odbierania. Mogłabym robić to sama, ale skoro kończę pracę o 18, nie zdążę na czas. Mąż też nie zawsze może, bo pracuje w fabryce na zmiany. W efekcie musimy wynajmować opiekunkę, co nadszarpuje domowy budżet. A przecież mamy babcie!
Moja mama kończy pracę o 16 i codziennie po drodze do domu mija żłobek. Jej życie osobiste jest teraz najważniejsze rozstała się z moim ojczymem i chce żyć dla siebie. Twierdzi, iż po pracy musi się zrelaksować i nałożyć maseczkę, żeby wyglądać młodziej. Co weekend ma jakieś plany: kino, wystawa, spotkania z przyjaciółmi.
Swojego wnuka zabiera bardzo rzadko, głównie w weekendy. Uważa, iż burzy on jej rutynę, bo biega po mieszkaniu i przeszkadza w medytacji. Uwielbia za to udzielać mi rad wychowawczych, choć sama nie ma zamiaru się angażować.
Teściowa to zupełnie inna historia. Nigdy nie pracowała, zawsze była gospodynią domową. Ma czworo dzieci, między którymi różnica wieku nie przekracza trzech lat. Mój mąż jest jej najstarszym synem. Wydawałoby się, iż to idealna osoba do pomocy, ale nic z tego! Mówi, iż już wysiedziała swoje przy własnych dzieciach i ma dość, a do tego ma mnóstwo domowych obowiązków. Gotuje, sprząta, pierze, wykarmia rodzinę, a potem jeszcze sprząta po wszystkich. I to mimo iż jej młodsi synowie osiemnasto- i dwudziestojednolatek to już przecież samodzielni mężczyźni!
Raz teściowa zabrała naszego syna, a potem była oburzona. Podobno nie zdążyła nic zrobić, bo gdy odbierała wnuka, jej mężczyźni wrócili zmęczeni i głodni. Później oświadczyła mi, iż to ja urodziłam dla siebie, a nie dla niej, więc powinnam sama się dzieckiem zająć. W każdym razie dała nam do zrozumienia, iż nie liczmy na jej pomoc.
Koszt opieki nad synkiem mocno obciąża nasz budżet. Wkurza mnie ta hipokryzja babć, które co roku na święta zachwycają się wnukiem, rozpływają się nad tym, jak go kochają, i prześcigają w wymyślaniu prezentów. Ale my nie potrzebujemy prezentów potrzebujemy prawdziwej pomocy.
Dziś musiałam zadzwonić do mamy i błagać, żeby odebrała syna z przedszkola, bo nie stać nas na opiekunkę.
Nie możemy liczyć na rodziców ani finansowo, ani na pomoc w codzienności. Teściowa też nie chce dorzucić się do wydatków, tłumacząc, iż jej mężczyźni jedzą na mieście i cała pensja idzie na jedzenie.
Nie wiem, jak z tego wybrniemy. Wszystko, co zarabiamy, idzie na jedzenie, ubrania i rachunki, a jeszcze trzeba opłacić nianię. Jak dotrzeć do naszych babć, żeby wreszcie nam pomogły?

Idź do oryginalnego materiału