Tajemnica na obrzeżach
Wojciech obchodził swoje urodziny. Postanowił spędzić je z rodziną w malowniczym dworku na skraju Bieszczad. Po przyjeździe wyruszył z dziećmi na spacer ścieżkami, które gubiły się wśród świerków. Jego żona, Beata, została w domu, by przygotować uroczysty obiad. Sprawnie kroiła warzywa do sałatki, gdy nagle rozległ się przenikliwy dźwięk telefonu. Była to komórka Wojciecha, pozostawiona na dębowym stole. Dzwonił uparcie, więc Beata, westchnąwszy, odebrała.
– Halo? – szepnęła cicho.
Po drugiej stronie zaległa przerażająca cisza, po czym połączenie się urwało. Beata zastygła, ściskając telefon, a serce zabiło jej mocniej z niepokoju. W tej chwili wrócili Wojciech z dziećmi, ich głosy brzmiały radośnie, ale jego twarz zmieniła się, gdy tylko zauważył telefon w jej dłoni.
– Co robisz z moim telefonem? – zapytał ostro, a w jego oczach przemknął cień.
– Dzwonili… ale milczeli – wyjąkała Beata, czując, jak głos jej drży.
Wojciech wyrwał jej telefon z ręki, a w jego spojrzeniu zapłonął gniew. To, co zdarzyło się potem, ścisnęło jej serce strachem.
Beata poznała Wojciecha piętnaście lat temu w małej kawiarence w centrum Krakowa, gdzie pracowała jako kelnerka. Tamten wieczór był pełen śmiechu i gwaru, gdy Wojciech z przyjaciółmi zawitali do lokalu. Wydał się jej spokojny, ale jednocześnie miał w sobie magnetyczną pewność siebie, która przyciągała spojrzenia.
Gdy zbliżała się północ, goście zaczęli się zbierać do wyjścia, zostawiając hojny napiwek. Wojciech zatrzymał się przy Beacie i cicho, niemal szeptem, zapytał:
– Pozwoli pani, iż odprowadzę ją do domu? O której kończy pani zmianę?
– Dziękuję, ale dam sobie radę – odparła Beata, czując, jak policzki stają się gorące.
Uśmiechnął się, pożegnał, ale gdy Beata wyszła z kawiarni, zobaczyła go czekającego przed drzwiami. Czekał na nią.
To przypadkowe spotkanie stało się początkiem ich historii – lekkiej jak wiosenny wiatr, ale przeradzającej się w silne małżeństwo. Wojciech pochodził z zamożnej rodziny, która przyjęła Beatę jak własną córkę. Jej własne dzieciństwo nie było łatwe: rodzice rozwiedli się, gdy miała dwanaście lat. Ojciec opuścił miasto, założył nową rodzinę, a matka, pogrążona w urazach, często zostawiała Beatę samą.
Po ukończeniu gimnazjum Beata rozpoczęła naukę w technikum gastronomicznym w Krakowie, a potem zatrudniła się w kawiarni. Życie z Wojciechem stało się dla niej nowym światem. W wieku dwudziestu siedmiu lat miał już wysokie stanowisko w prężnej firmie IT. Opłacił jej kursy programowania i pomógł znaleźć pracę w swoim przedsiębiorstwie.
– Wojciech, tam jest naprawdę ciekawie! – dzieliła się radośnie Beata, wsiadając do samochodu po pracy. – Wszyscy tacy mili, zupełnie inaczej niż w kawiarni!
Wojciech delikatnie pogładził ją po ramieniu.
– Wiedziałem, iż ci się spodoba. No to do sklepu? Obiecałaś oscypka z ziołami na kolację.
– Już nie mogę się doczekać, aż to przygotuję! – roześmiała się Beata.
Ich porozumienie wydawało się niemal magiczne, jakby znali się od zawsze. Jedynym cieniem na ich szczęściu była bezdzietność. Lekarze rozkładali ręce: „To loteria”. Ale Wojciech i Beata nie poddawali się. Po latach zabiegów i konsultacji, po czterech latach urodził się ich syn Kacper, a dwa lata później – córka Zosia.
Wojciech stał się wzorowym ojcem i mężem, biorąc na siebie wszystkie finansowe obowiązki. Beata po urodzeniu dzieci poświęciła się rodzinie, rezygnując z pracy. Pewnego wieczoru, gdy dzieci poszły już do przedszkola, z zamyśleniem powiedziała:
– Wojciech, może wrócę do pracy? Dzieci w przedszkolu, a ja całe dni w domu…
Wojciech spojrzał na nią zaskoczony.
– Beata, mówisz poważnie? Chcesz biegać między pracą a dziećmi, a potem jeszcze lekcje, zajęcia dodatkowe? Jesteś najlepszą mamą i żoną, czy to za mało?
Przytulił ją czule, a Beata, uśmiechając się, przytaknęła:
– Chyba masz rację.
Minęło sześć lat. Kacper i Zosia poszli do szkoły, a Beata dbała o domowe ognisko. Nie mogła narzekać na nudę – cztery lata temu zdała egzamin na prawo jazdy, a Wojciech podarował jej samochód. Jej dni wypełniały szkoła, zajęcia i sprawy męża. Gdy jednak zadzwoniła jej kuzynka Ania z propozycją odwiedzin, Beata ucieszyła się. Ania była jedyną bliską osobą, z którą utrzymywała ciepłe relacje.
– Ania, jak ja się za tobą stęskniłam! – wykrzyknęła, ściskając ją na dworcu.
Ania obrzuciła ją spojrzeniem od stóp do głów.
– Beata, ależ ty się zmieniłaś… Trochę zaokrągliłaś – zażartowała.
Beata zaczerwieniła się.
– Dwoje dzieci, wiesz, nie dodaje smukłości. Ale Wojciech mówi, iż choćby bardziej mu się tak podobam.
– No skoro Wojciech tak mówi, to kto ja, żeby się sprzeczać? – mrugnęła Ania. – Zabieraj mnie, marzę o kawie i gorącym prysznicu!
W domu Ania wyznała, iż jej mąż wnios– Wyobraź sobie, on jeszcze okazał się sknerą! – ze łzami w oczach opowiadała Ania. – Wyrzucił mnie na bruk z walizką, a oszczędności ledwo starczą na miesiąc.