Zajrzała do komunijnej koperty i usiadła. "Chrzestni to sępy bagienne"

mamadu.pl 7 godzin temu
"Za nami komunia naszego syna – wydarzenie, które miało być duchowym świętem i rodzinnym spotkaniem. A stało się... gorzką lekcją" – czytam w liście, który trafił na moją skrzynkę mailową i zastanawiam się, co znajduje się w jego dalszej części.


Rozczarowanie


"Nie chodzi mi o samą uroczystość. Msza była piękna, dziecko przejęte i wzruszone, wszystko przygotowane z sercem. Ale po wszystkim przyszło coś, czego się nie spodziewałam: zimny prysznic w kopertach.

Mówię wprost, choć wiem, iż to może zabrzmieć źle: komunia brutalnie weryfikuje rodzinne relacje. Choć nikt nie powinien robić z tego targowiska próżności, to jednak gdy widzisz, iż 'bliscy' symbolicznie wrzucają do koperty banknot, który ledwo starczy na czekoladę (w przenosi oczywiście), robi się zwyczajnie przykro.

Najbardziej zabolało mnie to, co syn dostał od chrzestnych (są małżeństwem). Przepraszam, ale powiem szczerze: to sępy bagienne, a nie chrzestni. Inaczej nie potrafię tego ubrać w słowa.

Od lat nie interesują się dzieckiem. Nie zadzwonią na urodziny, nie zapytają, co w szkole, a na Komunię przyszli jak do biura podatkowego: z chłodną miną, zerkając na stół, pytając, czy będzie tort. Koperta? Jedynie 400 zł. Gdyby nie waga papieru, można by pomyśleć, iż była pusta. A potem zniknęli szybciej niż kawa wystygła.

Nie chodzi o samą kwotę, naprawdę. Chodzi o postawę. O to, iż Komunia pokazuje czarno na białym, kto tak naprawdę traktuje dziecko jak kogoś ważnego, a kto przychodzi 'bo wypada'. Kto chce wziąć udział w ważnym dniu, a kto wpadł tylko zjeść rosół i zrobić zdjęcie na tle balonów.

Wiem, iż pieniądze to temat drażliwy. Ale jeżeli ktoś nie ma środków, zainteresowanie może okazać inaczej. Miłym słowem, zaangażowaniem, choćby drobnym gestem. A nie ignorancją przykrytą byle jaką kopertą i szybkim wyjściem tylnymi drzwiami.

Nie oczekuję złotych zegarków i laptopów. Ale oczekuję lojalności. Obecności. Autentyczności. A jeżeli już naprawdę nic się nie ma do dania, to może czasem po prostu lepiej nie przychodzić wcale, niż zostawiać po sobie niesmak. Dodam tylko, iż chrzestni do biednych nie należą".

Idź do oryginalnego materiału