Zabraniać dzieciom używania telefonów w szkołach czy nie zabraniać? Dyskusja na ten temat trwa u nas od wielu miesięcy, a efektów wciąż nie widać. Bo choć wszyscy są zgodni, iż polskie dzieci zbyt wiele czasu spędzają przed ekranami, a dla wielu z nich telefon jest już nałogiem, to pomysły na uporanie się z tym problemem są różne. Partia Szymona Hołowni, a ostatnio również Konfederacja, domagają się wprowadzenia twardego zakazu używania telefonów w szkołach. Z kolei szefowa MEN, która mogłaby taki zakaz wprowadzić jednym rozporządzeniem, twierdzi, iż to nic nie da i skuteczniejsze będzie uczenie dzieci higieny cyfrowej na lekcjach edukacji zdrowotnej.
Więcej szkód niż pożytku
Kto ma rację? Po przeczytaniu raportu "Zatrzymać smartwicę. Badania, regulacje, rekomendacje dot. telefonów w szkołach", nie mam wątpliwości, iż zakaz jest niezbędny. Jego autorzy podali bowiem mnóstwo dowodów na to, iż nadmierne korzystanie z telefonów niszczy psychikę uczniów, wywołuje poważne zaburzenia, utrudnia uczenie się i niszczy umiejętności społeczne. Pokazali też, iż w krajach, które wprowadziły zakaz, powoli widać pozytywne efekty.
Autorzy raportu "Zatrzymać smartwicę" nie przeprowadzili własnych badań. Zrobili tzw. metaanalizę, czyli dokładnie przejrzeli dane zawarte w publikacjach naukowych na temat telefonów z ostatnich 20 lat. Wykonali mrówczą pracę, bo sięgnęli po badania z placówek i ekspertów z kilkunastu krajów, m.in. Norweskiego Instytutu Zdrowia Publicznego, UNESCO, Izby Gmin, Sapien Labs, Policy Exchange i NASK, a także publikacje prof. Jonathana Haidta i Jean M. Twenge, autorki książki "iGen".
Wszystkie te badania pokazują jasno – dając dzieciom do ręki telefony, zrobiliśmy im krzywdę. Bo nowoczesna technologia powoli zmienia młodych w pokolenie zombie. Dowód pierwszy z brzegu – "od 2012 r. czas spędzany z rówieśnikami spadł niemal o połowę, co wpłynęło na zdolności społeczne młodzieży" – podają autorzy. Inny przykład, z badań prof. Haidta – "od około 2010 r. obserwuje się systematyczny spadek dobrostanu psychicznego wśród młodszych pokoleń. (…) Ten spadek dobrostanu zbiegł się z upowszechnieniem telefonów i internetu.
Smartfon albo zdrowie – wybór należy do ciebie
Najwięcej danych na temat wpływu telefonów na dobrostan psychiczny przynoszą badania Norweskiego Instytutu Zdrowia Publicznego. I są to informacje przerażające. Okazuje się bowiem, iż wśród dorosłych dziś kobiet, które używają telefona od 6. roku życia, aż 74 proc. ma problemy psychiczne, głównie depresję. Wśród tych, które własny telefon dostały w wieku 18 lat, ten odsetek jest znacznie niższy – wynosi 46 proc.
Norwegowie udowodnili też, iż korzystanie ze telefona od dzieciństwa ma też spory wpływ na intensywność myśli samobójczych. Dorosłe kobiety, które miały telefona już w wieku 6 lat, znacznie częściej rozważają odebranie sobie życia niż te, które do 18 roku życia nie miały własnego telefonu. Naukowcy z Norweskiego Instytutu Zdrowia Publicznego wykazali również, iż telefony są bardziej niebezpieczne dla kobiet, bo one częściej z nich korzystają niż mężczyźni i łatwiej się uzależniają.
Raport "Zatrzymać smartwicę" obala też jeden z argumentów, na które chętnie powołuje się MEN. Otóż Barbara Nowacka i Katarzyna Lubnauer wielokrotnie powtarzały, iż nie należy zabraniać używania telefonów, bo one przydają się do nauki i uczniowie wykorzystują je do zdobywania potrzebnych na lekcjach wiadomości. To twierdzenie jest mocnym nadużyciem. Według badania "Młodzi cyfrowi. Nowe Technologie. Relacje. Dobrostan" Macieja Dębskiego i Magdaleny Bigaj tylko 6 proc. polskich nastolatków korzysta z telefonu, by zdobyć informacje potrzebne. To niewiele, zważywszy na fakt, iż prawie połowa nastolatków twierdzi, iż nie rozstaje się z telefonem, a nie korzysta z niego tylko podczas snu nie korzysta. A gdy korzysta, to szuka w nich rozrywki, a nie wiedzy.
Zakaz naprawdę działa
Nieprawdziwy jest także inny argument podawany przez MEN – iż nie ma przekonujących dowodów na to, iż ban na telefony w szkołach pomaga uczniom. Takie dowody są. Autorzy raport "Zatrzymać smartwicę" przytaczają statystyki z Norwegii. Od chwili, gdy wprowadzono tam zakaz używania telefonów w szkołach, liczba wizyt u specjalistów spadła o około 60 proc. Ale to nie wszystko. uległ zmniejszeniu też poziom agresji.
"Badania wykazały spadek przypadków przemocy szkolnej po wprowadzeniu zakazu telefonów. Dziewczęta doświadczyły redukcji przemocy o około 46 proc., a chłopcy o 43 proc. Zakaz korzystania ze telefonów obniżył poziom przemocy rówieśniczej, zarówno w kontekście fizycznym, jak i psychicznym" – czytamy. To niejedyny pozytyw. Okazało się, iż od czasu wprowadzenia zakazu poprawiły się oceny uczniów, zwłaszcza dziewcząt.
Podobne zyski z radykalnego odcięcia dzieci od telefonów zaobserwowała też Jean M. Twenge. W swojej książce stwierdziła, iż telefony to jeden z najgorszych „rozpraszaczy” uwagi i choćby jak są wyłączone czy odłożone do plecaków, to dekoncentrują uczniów. A to ma wpływ na wyniki w nauce. Na podstawie swoich badań Twenge stwierdziła wprost – w szkole powinien być absolutny ban na telefony, dzieci powinny je zostawiać w szafkach na cały dzień. Taki kilkugodzinny detoks poprawia samopoczucie, koncentrację i kreatywność, a do tego pozwala młodym na nawiązanie relacji, która polega na czymś głębszym niż pokazywanie sobie filmików w telefonach.
Raport "Zatrzymać smartwicę" raczej nie zrobi wrażenia na szefowej MEN i jej zastępczyniach. Większość zebranych w nim badań jest bowiem dobrze znana od lat. Właśnie na nie powoływały się rządy krajów, które wprowadziły u siebie zakaz korzystania ze telefonów. U nas takie ograniczenie przez cały czas będzie zależne od decyzji dyrektorów i rodziców, bo MEN odgórnych przepisów tworzyć nie zamierza. A na ustawy zapowiadane przez Szymona Hołownię i Krzysztofa Bosaka dopiero są pisane, więc zanim któraś z nich wejdzie w życie, minie jeszcze wiele miesięcy.