Nazywam się Aneta Wojciechowska i mieszkam w Ciechanowie, gdzie Mazowsze snuje swoje spokojne dni nad rzeką. Długo się wahałam, czy napisać te słowa, ale wewnętrzny krzyk bólu i zamętu nie daje mi spokoju. Nie mogę już dłużej milczeć — muszę się wyżalić, bo moje życie runęło w przepaść i nie wiem, jak wyjść z tego koszmaru.
Wszystko zaczęło się od tego, iż jestem mamą pięcioletniej córki Oli i żoną męża, który żyje wyłącznie pracą. Mój mąż Łukasz to prawdziwy pracoholik, prawie nigdy nie ma go w domu. Naszą córkę z przedszkola odbiera moja mama, która opiekuje się nią wieczorami, bo ja i Łukasz wracamy późno. Pracuję w dużej firmie — poważne miejsce, dobrze płacą, ale daję z siebie wszystko, często zostając do późna, by zamknąć wszystkie sprawy. Dwa miesiące temu zostałam wysłana na czterodniową delegację z kolegą, Andrzejem. Poprosiłam mamę, by u nas zamieszkała i zajęła się Olą. Zgodziła się, więc wyjechałam z lekkim sercem.
Z Andrzejem jechaliśmy służbowym autem. Dzień upłynął na pracy, a wieczorem zameldowaliśmy się w hotelu. W windzie niespodziewanie zaproponował, byśmy zeszli do restauracji na kolację. Skinęłam głową — czemu nie? Wieczór okazał się zaskakująco przyjemny. Rozmawialiśmy o wszystkim, a ja dowiedziałam się, iż jest rozwiedziony, bez dzieci, całkowicie oddany pracy. Jego głos, jego śmiech — poczułam się nagle wolna, żywa, jak dawno już nie czułam. Po raz pierwszy od lat, w towarzystwie mężczyzny, którego ledwie znałam, było mi lekko. Po kolacji rozeszliśmy się każdy do swojego pokoju, ale coś w środku już drżało.
Następny dzień — znów praca, a wieczorem znów kolacja. Udało nam się zakończyć zadania wcześniej, a Andrzej zaproponował, żeby uczcić sukces butelką czerwonego wina. Lubię czerwone wino, nie odmówiłam. Jedliśmy, piliśmy, śmialiśmy się, i widziałam, do czego to zmierza. Serce biło jak szalone, ale postanowiłam wrócić do pokoju. Powiedział, iż mnie odprowadzi, i w windzie wszystko się wydarzyło — jego usta spotkały moje, namiętność nas zalewała jak fala. Trafiliśmy do jego pokoju, a noc stała się wirującym szałem, o którym bałam się choćby myśleć. Następna noc była jeszcze gorętsza, jeszcze bardziej szalona — tonęłam w tym, zapomniawszy o domu, o mężu, o wszystkim.
Po powrocie do Ciechanowa próbowałam wymazać wszystko z pamięci. Wpadłam w wir pracy, unikałam Andrzeja, ale po kilku tygodniach życie zadało mi cios: jestem w ciąży. Świat się zamglił, nogi się pode mną ugięły. Byłam w szoku, w przerażeniu, ale wiedziałam — to jego dziecko. Z Łukaszem od dawna byliśmy od siebie daleko, między nami nie było bliskości od miesięcy. Chciałam z nim porozmawiać o rozwodzie — nasza rodzina od dawna się rozpadała, ale zwlekałam, bałam się zmian. A teraz to dziecko — żywy dowód mojego upadku. Nie znam Andrzeja naprawdę. Był miły w tej delegacji, ale czy mogę mu zaufać? Co jeżeli się odwróci, gdy tylko się dowie?
Chodzę po domu jak cień, patrzę na córkę i męża, a wewnątrz wszystko krzyczy. To dziecko rośnie we mnie, a ja nie wiem, co z nim zrobić. Powiedzieć Łukaszowi? Wybuchnie, wyrzuci mnie, i zostanę sama z dwójką dzieci. Powiedzieć Andrzejowi? A jeżeli wyśmieje mnie prosto w twarz albo zniknie jak dym? Zdecydowałam się wyznać prawdę ojcu dziecka za kilka dni, ale każda godzina przed tym to jak tortura. Moja głowa pęka od myśli, serce rozdziera się od strachu i winy. Chciałam spokojnego życia, a dostałam chaos, który sama stworzyłam.
Mama patrzy na mnie z niepokojem, ale milczę — jak jej powiedzieć, iż jej córka, wzorowa matka i żona, zaplątała się w takim wstydzie? Łukasz wraca późno, rzuca zmęczone „cześć” i nie zauważa, jak drżę. Andrzej w pracy przechodzi obok, a ja łapię jego spojrzenie — ciepłe, ale obce. Co mam robić? Zostawić dziecko i odejść od męża? Rzucić wszystko i uciec? Czy milczeć, aż prawda sama się wyjawi jak burza? Marzyłam o szczęściu, o drugim dziecku, ale nie tak — nie z zdradą, nie z kłamstwem. Teraz stoję na krawędzi, a każdy krok to przepaść.
Proszę, pomóżcie radą! Jestem w rozpaczy, jestem zagubiona. Moje życie osuwa się na dół, a ja nie wiem, jak uratować siebie, swoje dzieci, swoją duszę. To dziecko — to moja wina i moja nadzieja, ale boję się, iż zniszczy wszystko, co mi pozostało. Co mam zrobić z tą prawdą, która mnie pali od środka? Chcę, żeby wszystko się ułożyło, ale boję się, iż jest już za późno.