Zamiana dzieci: jak siostry popełniły fatalny błąd, za który płaciły latami
Czasem jedna decyzja, podjęta w emocjach i chaosie, może złamać życie kilku osób na raz. Zwłaszcza gdy chodzi o to, co najświętsze — o dzieci. Tak właśnie stało się z dwiema siostrami — Magdaleną i Katarzyną, które od dzieciństwa były bliskie jak dwie krople wody. Żyły w zgodzie, nigdy nie kłóciły się o zabawki, miłość rodziców, a choćby pierwsze zauroczenia. Wszystko przeżywały razem: szkolne lata, pierwsze randki, śluby. Ich życie toczyło się równolegle, jakby według tego samego scenariusza, tylko w innych mieszkaniach.
Mężów też wybrały podobnych — Kasia wyszła za Tomasza, Magda za Piotra. Koledzy z podstawówki, kierowcy ciężarówek, którzy prawie nigdy nie byli w domu. Siostry to akceptowały — mężowie ciężko pracują, a one zawsze mogą na siebie liczyć. Kiedy jedna zaszła w ciążę, druga też gwałtownie „złapała”. Razem chodziły do lekarza, razem wybierały szpital. Obie szczęśliwe, ale i trochę przestraszone. Płci dziecka nie chciały znać — niech będzie niespodzianka.
Magda marzyła o córce, Kasia o synu. Ale wyszło na odwrót. U Magdy urodził się chłopiec, u Kasi — dziewczynka. Wtedy Katarzyna rzuciła niby żartem:
— To może się zamienimy? No serio, taki już nasz pech, wszystko na opak…
Magda nerwowo się uśmiechnęła, ale coś się w niej zacisnęło. Żart nie wydał się śmieszny. Jednak Kasia powtarzała to raz za razem — najpierw z uśmiechem, potem coraz poważniej, coraz natarczywiej. Mówiła, iż marzyła o synu, iż jest jej ciężko, iż tak będzie lepiej. W końcu Magda uległa. Przypomniała sobie, jak Piotr przytulał na ulicy obce dziewczynki i mówił: „Chcę córeczkę, swoją księżniczkę…”
Mężowie byli w siódmym niebie. Prezenty, kwiaty, szampan, goście. Ale Magda za każdym razem czuła, jak ściska jej się serce, kiedy widziała, jak Piotr nosi na rękach nie swoje dziecko. Najpierw tłumiła poczucie winy. Potem próbowała wmówić sobie, iż postąpiła słusznie. W końcu dzieci są ze sobą spąkrewnione, więc nic strasznego się nie stało. Ale sumienie nie dawało spokoju.
Wszystko się przewróciło do góry nogami, gdy trzy lata później Kasia zmarła. Chorowała długo i cierpiała, aż w końcu odeszła, zostawiając „swojego syna” — a w rzeczywistości rodzonego syna Magdy — z ojcem. Magda i Piotr pomagali Adamowi, jak tylko mogli. A potem pojawiła się w jego życiu kobieta — Joanna. Spokojna, miła, wydawała się opanowana. choćby chłopca, Jakuba, zaakceptowała. Na początku.
Ale gdy Joanna urodziła własne dziecko, wszystko się zmieniło. Jakub stał się dla niej solą w oku. Obrażała go, mówiła okropności, czasem choćby uderzyła, krzyczała bez powodu. Przed Adamem ukrywała to starannie, ale Magda widziała wszystko. Jej serce pękało z bólu. Nie mogła dłużej milczeć, wiedząc, iż jej syn żyje w piekle, które ona sama mu zgotowała.
Pewnego wieczoru, gdy Joanna znowu wrzeszczała na chłopca, Magda pękła. Zebrała Piotra, Adama i wyjawiła całą prawdę. Każde słowo bolało jak cios w piersi, każde wypowiadała z trudem. Piotr wpadł w furię. Najpierw nie chciał wierzyć, potem wyszedł w milczeniu. Magda płakała — ze strachu, z poczucia winy, z rozpaczy, iż zniszczyła nie tylko swoje życie. Ale po dwóch dniach Piotr wrócił. Powiedział, iż chce zrobić test DNA. Po wynikach — cisza. Potem przytulił ją mocno.
— Naprawimy to — obiecał.
Proces adopcji nie był szybki, ale szł— W końcu, po wielu trudach, rodzina odnalazła spokój, a Jakub mógł wreszcie czuć się bezpiecznie i kochany.