Koniec porodówki w Lesku. To decyzja dramatyczna, ale konieczna
Szpital Powiatowy w Lesku jest w katastrofalnej sytuacji finansowej – jego zadłużenie przekroczyło 110 milionów złotych.
Brakuje pieniędzy na wszystko: od leków, przez wypłaty, aż po bieżące utrzymanie budynku. Wobec narastających długów dyrekcja postanowiła zamknąć oddział ginekologiczno-położniczy – ostatnią działającą porodówkę w całych Bieszczadach.
Małgorzata Bryndza, dyrektorka szpitala, w rozmowie z Rynkiem Zdrowia powiedziała, iż ta decyzja nie była łatwa, ale konieczna, ponieważ nie da się dłużej utrzymywać oddziału, który generuje wielomilionowe straty.
W 2024 roku w leskiej porodówce przyjęto tylko 197 porodów. W pierwszej połowie 2025 – zaledwie 56. Tymczasem, jak wskazują eksperci, by oddział miał rację bytu, powinien obsługiwać minimum 400 porodów rocznie.
Mniejsza liczba oznacza nie tylko brak rentowności, ale też zagrożenie dla jakości opieki. Do tego na oddziale noworodkowym nie ma neonatologów – dzieci odbierają głównie pediatrzy. Porodówka w Lesku przyniosła w 2024 r. aż 5,8 mln zł strat.
Ponad 60 kilometrów do najbliższej porodówki. Poród nie poczeka na suchą drogę
Dla mieszkanek Bieszczad likwidacja porodówki w Lesku oznacza jedno: dramatycznie wydłużoną drogę do porodu. Najbliższy oddział położniczy znajduje się w Brzozowie – to ponad 60 kilometrów od Ustrzyk Dolnych.
W warunkach zimowych, przy zaśnieżonych drogach i braku transportu, ta odległość może być nie do pokonania.
Ministerstwo Zdrowia twierdzi, iż pacjentki mogą skorzystać z porodówek w Krośnie, Jaśle czy Przemyślu. Na papierze wszystko się zgadza – w praktyce to godziny drogi, często bez gwarancji, iż kobieta zdąży na czas. Poród to nie jest wizyta kontrolna – tu liczy się każda minuta.
Zamknięcie porodówki w Lesku to nie tylko lokalny kłopot. To sygnał, iż system nie potrafi odpowiedzieć na realne potrzeby peryferyjnych regionów. Kobieta w ciąży nie powinna zastanawiać się, czy zdąży do szpitala – tylko czy będzie miała z kim wrócić do domu z dzieckiem.
Sytuacja w Lesku to nie wyjątek – to objaw poważnego kryzysu
W całej Polsce likwidowane są małe porodówki. Powód? Zbyt mała liczba porodów, brak lekarzy, brak pieniędzy i brak pomysłu na ratowanie lokalnych szpitali. Lekarze wolą pracować w prywatnych klinikach – nie z powodu pieniędzy, ale dlatego, iż w powiatowych placówkach są samotni, narażeni na pozwy, bez zaplecza.
"Strach przed odpowiedzialnością cywilno-karną jest tym większy, iż w szpitalu powiatowym zabezpieczenie jest dużo gorsze niż w specjalistycznym" – mówi dr Michał Bulsa, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Szczecinie.
W świecie tabel i analiz ekonomicznych umyka to, co najważniejsze – życie, zdrowie, bezpieczeństwo. Bieszczady to nie statystyka. To kobiety w ciąży, dzieci, rodziny, które nie mają siły ani pieniędzy, żeby walczyć z systemem.
Tymczasem państwo nie powinno kalkulować, tylko chronić. Szczególnie tam, gdzie nikogo nie stać na prywatną opiekę.