— Żartujesz? — zdziwił się Nikodem. — Jak to możliwe? Masz przecież tylko dwadzieścia jeden lat! Dlaczego wcześniej nic nie mówiłaś?!
Alicja przytuliła się do niego, wpatrując mu się w oczy z oddaniem:
— Bałam się, iż mnie przestaniesz kochać i zrezygnujesz ze ślubu…
— A teraz? Na co liczysz teraz?!
***
Poznali się przypadkiem. Alicja wracała z Biedronki obładowana zakupami, wychodząc z dwoma ogromnymi torbami, a na zewnątrz było bardzo ślisko. Dziewczyna poślizgnęła się na schodach i na pewno by upadła, gdyby silne ręce nie złapały jej dosłownie w locie.
— Ostrożnie — usłyszała aksamitny męski głos obok siebie — trzymasz się mnie…
Gdy poczuła, iż stoi już pewnie na nogach, Alicja spojrzała na swojego wybawcę.
— Bardzo dziękuję…
— Jak to pani sobie z tym wszystkim poradzi w taką pogodę? — uśmiechnął się nieznajomy.
— Czekam na wizytę rodziców — odpowiedziała Alicja — przyjeżdżają zobaczyć, jak sobie radzę w mieście. I…
— Rozumiem. Daleko to wszystko musisz nieść? Może cię podwiozę?
— Nie, to nie jest konieczne. Już mi pan pomógł. Sama dojdę, mieszkam tuż obok.
Alicja ruszyła ostrożnie w wskazanym kierunku. Mężczyzna poszedł swoją drogą…
Cały dzień próbował się skupić na pracy, ale na daremnie: wciąż myślał o tej pięknej nieznajomej. W myślach nazywał ją swoim zjawiskiem.
„Jaka urocza istota — myślał — szczery wzrok, minimum makijażu, wydaje się, iż choćby szminki nie używała. I ten rumieniec… Delikatny, ledwo zauważalny… I głos… Słowo strumyk… Nie, muszę ją znaleźć. Powiedziała, iż mieszka niedaleko…
Nikodem nie był typem podrywacza, raczej odwrotnie: podchodził do kobiet z dużą rezerwą, zawsze spodziewając się podstępu.
Powodem tego była jego pierwsza, nieszczęśliwa miłość, która zakończyła się banalnym zdradą. Od piątej klasy był zakochany w swojej koleżance, która, odprowadzając go do wojska i obiecując, iż będzie czekać, po pół roku wyszła za mąż za syna jakiegoś biznesmena.
Kiedy Nikodem wrócił, choćby się nie krępowała, mówiąc:
— Nikodem, nie przejmuj się tak. jeżeli to cię uspokoi, wiedz, iż wciąż cię kocham. Ale miłość i ślub to co innego. Co mi możesz zaoferować? Życie w wynajętym mieszkaniu albo, jeszcze lepiej, w akademiku? Z pustym portfelem? Nie, ja chcę żyć normalnie. Mam nadzieję, iż mnie rozumiesz…
Nikodem rozumiał. Cierpiał długo. choćby zaczął pić. Ale później wziął się w garść, znalazł pracę, zaczął zaocznie studiować…
I teraz, jako trzydziestoletni, samotny, ale udany mężczyzna, marzył o dziewczynie, którą widział tylko raz w życiu. I to przelotnie.
Wszystko dlatego, iż coktajl świateł rozgrzał jego serce. Latami czekał na to uczucie, aż w końcu się pojawiło. A on choćby jej imienia nie poznał…
Przez dwa tygodnie Nikodem kręcił się po tej samej Biedronce. Czekał na swoją uroczą nieznajomą. I w końcu się pojawiła.
Wieczorem po pracy Ala wpadła, żeby kupić coś na kolację. Bardzo się zdziwiła, gdy mężczyzna dosłownie podbiegł do niej z okrzykiem:
— W końcu cię znalazłem!
Widząc swojego wybawcę, uśmiechnęła się:
— Dlaczego mnie szukałeś?
— Zapomnieliśmy się poznać! Jestem Nikodem, a ty?
— Jestem Alicja — z ciekawością spojrzała na podekscytowanego mężczyznę — i co dalej, Nikodemie?
— Dalej? Czeka nas wspaniała kolacja w restauracji! Zgadzasz się?
— Nie wiem, to takie niespodziewane…
— Zgódź się, Alusiu! — namawiał mężczyzna — muszę ci tyle powiedzieć…
Opowiedział jej o swojej pierwszej miłości, latach samotności, o tym, jak bardzo cieszy się, iż ją spotkał i uważa to za dar od losu.
Alicja słuchała uważnie… Coraz bardziej podobał jej się ten mężczyzna, tak wzruszający i odrobinę naiwny.
Zaczęli się spotykać. Praktycznie codziennie. I im więcej się widywali, tym bardziej się do siebie przywiązywali. Było im dobrze razem, pomimo iż Alicja była dziewczyną bardzo cnotliwą i nie wpuszczała Nikodema do siebie.
Początkowo mężczyzna był zdziwiony, ale potem zachwycony. Teraz był całkowicie pewny, iż Alicja została mu przeznaczona przez los i czekała tylko na niego!
Przedstawił Alicję swojej matce. Alicja zabrała Nikodema do swoich rodziców na wieś.
Tam Nikodemowi wszystko się bardzo podobało. Prosty styl życia, proste relacje. Gościnni gospodarze.
Tam, w obecności rodziców, Nikodem oświadczył się Alicji…
Na ceremonii obecni byli tylko najbliżsi: tak zdecydowała Alicja. Powiedziała, iż nie chce dużej uroczystości, ale marzy o prawdziwej podróży poślubnej. Nikodem się zgodził. Kupił bilety. Wyjazd zaplanowano na miesiąc po ślubie.
Już drugą tydzień nowożeńcy mieszkali razem. Nikodem nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Każdego dnia po pracy biegł do domu jak na skrzydłach…
Podczas jednego z tych pięknych wieczorów Nikodem zauważył, iż Alicja jest czymś zmartwiona.
— Co się stało, kochanie? — zapytał troskliwie — wszystko w porządku? Z tobą wszystko dobrze?
— Musimy porozmawiać — odpowiedziała cicho młoda żona…
— Mów, słucham cię.
— Nie wiem, jak to przyjmiesz — zaczęła Alicja, z trudem dobierając słowa.
— Wezmę to normalnie — Nikodem widział, iż żona jest bardzo zdenerwowana i próbował ją uspokoić — cokolwiek się stanie. Wiesz, jak cię kocham…
— Wiem, iż powinnam była wcześniej powiedzieć… Ale nie mogłam…
— Alicja, nie przedłużaj — Nikodem poczuł się napięty — przestałaś mnie kochać?
— Nie, oczywiście iż nie. Tylko… Przepraszam… Mam dzieci… Dwoje…
— Co? Żartujesz sobie? — zdziwił się Nikodem — jak to możliwe?
— Nie żartuję…
— Ale masz przecież tylko dwadzieścia jeden lat! Jak to się stało? Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej?!
Alicja przytuliła się do niego, wpatrując mu się w oczy z oddaniem:
— Bałam się, iż mnie przestaniesz kochać i zrezygnujesz ze ślubu…
— A teraz? Na co liczysz teraz?!
— Nie wiem. Mam nadzieję, iż mnie zrozumiesz i mi wybaczysz…
— Wybaczyć? Ja? — Nikodem wciąż nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał…
— Rozumiesz, ja też miałam smutną historię w życiu. Bardzo się kochaliśmy. Gdy dowiedział się, iż jestem w ciąży, mnie porzucił. Przestraszył się. Miałam wtedy siedemnaście lat. Kiedy syn się urodził, zreflektował się, poprosił o wybaczenie. Wybaczyłam mu. Zaczęliśmy żyć razem. Po roku narodziła się córka. A on, kiedy byłam w ciąży, znalazł sobie inną. Arlence było sześć miesięcy, kiedy znów mnie porzucił. Tym razem już z dwójką dzieci.
— Gdzie teraz są twoje dzieci? To koszmar… Byłem przecież u was na wsi… Rodzice nic nie powiedzieli. Też ukryli to, jak się okazuje…
— Dzieci na razie mieszkają z krewnymi. Nie mają własnych dzieci, więc zaproponowali, żebym zostawiła u nich maluchy.
— A rodzice? Nie żal im wnuków?
— Zwyczajnie, odwiedzają ich regularnie, ale nie chcą ich zabrać do siebie. Mówią, iż nie poradzą sobie.
— Jasne. Niezła z was rodzinka…
— Dlaczego tak mówisz? Nie chciałam, żeby tak wyszło. Nie narzucałam ci się. Sam mnie znalazłeś…
— Faktycznie… I niewinność świetnie odegrałaś… choćby uwierzyłem w twoją cnotliwość…
— Po prostu bałam się mocno do ciebie przywiązać. Myślałam: co, jeżeli nam się nie uda…
— Udało się?
— Oczywiście! Przecież się kochamy!
— I możesz to mówić po tak potwornym kłamstwie? Mogłaś mi to powiedzieć setki razy przed ślubem! Ale nie! Mówisz to teraz, kiedy już jesteśmy małżeństwem!
— Co się zmieniło? To była jedyna rzecz, którą ukrywałam. Teraz jesteś moim mężem i nie chcę cię już dłużej oszukiwać. Czy zaakceptujesz to, co powiedziałam, zależy od twojej miłości.
— Czyli, jeżeli zgodzę się wychowywać twoje dzieci, to znaczy, iż cię kocham? A jeżeli odmówię — to nie?
— jeżeli odmówisz, zostaną u krewnych. To wszystko. jeżeli chcesz, choćby nie będę ich odwiedzać.
— Innymi słowy, jesteś gotowa zrezygnować z własnych dzieci dla mnie?
— Tak, jestem.
— To straszne! Czy tego nie rozumiesz?!
— Po prostu bardzo cię kocham…
Nikodem nie mógł tego dłużej słuchać. Złapał kurtkę i wyskoczył z mieszkania.
Chodził bez celu po ulicach, próbując o niczym nie myśleć. Starał się uspokoić.
W końcu postanowił odwiedzić matkę. Musiał z kimś porozmawiać…
— Nie wiem, co ci powiedzieć, synu — matka, wysłuchawszy Nikodema, powiedziała z zamyśleniem. — Musisz sam zdecydować.
— Co zdecydować, mamo? Przecież wszystko wiem: jeżeli się zgodzę, będzie mi źle, a jeżeli odmówię, dzieci stracą matkę i wszyscy będą nieszczęśliwi.
— Więc nie spiesz się z decyzją. Pomyśl. Choć… trudno mi wyobrazić sobie życie z kimś, kto jest do tego zdolny…
— Nie wiem, jak mogłabym…
— Więc może lepiej się rozwiedźcie?
— Kocham ją, mamo…
– W takim razie nie wiem…
Nikodem został z żoną. Zaproponował, iż zabierze dzieci, ale Alicja odmówiła:
— Nie chcę nakładać na ciebie takiego ciężaru — powiedziała dość spokojnie. — Niech mieszkają u krewnych, a my będziemy ich odwiedzać.
— W jakiej roli? — zapytał zmęczonym głosem Nikodem. — Pewnie Twoja ciotka jest już dla nich mamą.
— I dobrze. Jestem pewna, iż im tam dobrze. A to jest najważniejsze.
— Twoja decyzja — odpowiedział Nikodem i więcej nie wracali do tego tematu.
Jeździli do dzieci kilka razy. Obserwując żonę zajmującą się nimi, Nikodem nie mógł przestać myśleć:
— Ciekawe, co zrobi, gdy naszemu dziecku się coś stanie? Co jeżeli coś mi się stanie? Zawiezie tam także nasze dziecko?
Rok później Nikodem złożył pozew o rozwód…
Nie umiał tak żyć…
Miłość się rozwiała…