"Nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek nie chciała mieć więcej dzieci.
Wędrując po galerii handlowej w poszukiwaniu ubrań dla moich dzieci, uderzyło mnie to, gdy zobaczyłam malutkie dziecięce ubranka. Wiesz, takie, które są za duże choćby na lalki-bobasy, którymi bawi się moja córeczka w wieku przedszkolnym. Widząc je, zatrzymałam się w pół kroku i poszłam na nie popatrzeć. Wzięłam do ręki delikatną miękką bawełnę i zaczęłam mimowolnie się zastanawiać, kiedy każde z trójki moich dzieci nosiło tak maleńki rozmiar. Każde z nich miało na sobie np. uroczą piżamkę z żyrafą, którą z namaszczeniem trzymałam, by móc założyć każdemu kolejnemu maluchowi, który pojawił się w naszym domu. Każde z nich w tej piżamce leżało w łóżeczku – małe, bezbronne ciałko, na które pajacyk z żyrafą jest za duży.
Teraz gdy wzięłam do ręki to ubranko w sklepie i prześliznęłam palcami po niebieskiej lamówce na kołnierzyku lub malutkiej różowej kokardce, przypomniało mi się, jak to było, gdy dowiadywałam się o każdej z moich 3 ciąż.
To przywołało wspomnienie o tym, jak szuflady komody z ich dziecięcymi ubrankami były wypełnione błękitem i różem. To jedyna rzecz, którą u tak małego dziecka na pierwszy rzut oka można zamanifestować płeć. Przecież łysa główka i maleńka twarz nie sugeruje, czy w wózku lub łóżeczku spokojnie śpi chłopiec czy dziewczynka.
Pamiętam ich zapachy. Miękki dotyk ich policzków. Pierwsza kąpiel, podczas której razem z mężem umyliśmy ich delikatną skórę tego samego dnia, w którym wyszliśmy ze szpitala. Zakładanie niedrapków, od których od kilku lat się już odchodzi (jak słyszę od koleżanek, które są świeżo upieczonymi mamami). Przykrywanie ich malutkich stópek cienkim kocykiem w wózku podczas pierwszych spacerów.
Wciąż pamiętam tę kruchość noworodka. Ich całkowitą zależność ode mnie, ich mamy. Sposób, w jaki się uspokajali, w chwili, w której brałam ich na ręce i wyjmowałam z łóżeczka. A także to, ile kroków nocami zrobiłam z nimi podczas pierwszych miesięcy, gdy męczyły ich kolki i tylko noszenie na rękach ich uspokajało. Ich ciągła potrzeba bycia blisko mnie.
A potem idę do sklepu i widzę kobietę z dzieckiem w gondoli, która choć trochę chce je zasłonić od ostrego oświetlenia w markecie, więc rozkłada daszek wózka. I tylko gdy wścibsko się zajrzy do wózka widać małe zaciekawione oczy kilkutygodniowego malucha... wtedy trochę boli mnie serce. I za każdym razem nie mogę oderwać oczu.
Wciąż pamiętam te pierwsze dni i tygodnie z noworodkiem. Pamiętam, jak pierwszy raz wyszłam na samodzielny spacer z moim pierwszym dzieckiem. Byłam tak zdenerwowana, iż jak tylko wejdę do sklepu po wodę, to się obudzi i będzie płakać, a ja nie będę u miała sobie poradzić. A mój mały chłopczyk spokojnie przespał wtedy ciurkiem prawie 3 godziny.
Czasem rozmyślam nad tym, jakby to było przeżyć to wszystko jeszcze raz. Te słodkie pierwsze dni, pełne spokoju, które wtedy wydawały mi się ciągnąć w nieskończoność. Teraz wydaje mi się, iż trwały tyle, co mrugnięcie okiem.
Mnie się to już raczej nie przytrafi. Nasza rodzina jest kompletna i z wielu różnych powodów z mężem nie zdecydujemy się na kolejne dzieci. Ale myślę, iż zawsze gdzieś w głębi serca będę jeszcze pragnęła jednego dziecka. Chyba przede wszystkim dlatego, iż na tym świecie nie ma nic słodszego niż noworodek".