Zbyt długo żyłam dla innych… Teraz czas wybrać siebie

twojacena.pl 2 godzin temu

Zbyt długo żyłam dla innych Teraz chcę wybrać siebie.

Czasem człowiek budzi się w środku zwyczajnego dnia i nagle zdaje sobie sprawę, iż cudze głosy brzmiały w jego głowie głośniej niż jego własny zbyt długo. Tak właśnie stało się ze mną. Nazywam się Ewelina, mam czterdzieści pięć lat, mieszkam w Poznaniu i, jakkolwiek banalnie to zabrzmi, dopiero teraz zrozumiałam, iż niemal pół wieku żyłam według cudzych zasad. Nie swoich. A ból z tego powodu jest ciężki, głuchy i nieustający.

Ostatnio spotkałam się z dawną przyjaciółką ze szkoły, Kasią. Nie widziałyśmy się prawie dziesięć lat, a ta rozmowa stała się dla mnie punktem zwrotnym. Długo mówiłyśmy o życiu, dzieciach, rozczarowaniach. Nagle usłyszałam siebie kobietę, która żyje nie tak, jak chce, ale tak, jak jej kazano. I która już tego nie akceptuje.

Wszystko zaczęło się w dzieciństwie. Moi rodzice porządni, surowi, uparci zawsze wiedzieli lepiej, co jest dla mnie odpowiednie. Decydowali o wszystkim: z kim się przyjaźnić, gdzie iść na studia, czym się zajmować, kogo słuchać. Marzyłam o prawie, ale mama z tatą uznali, iż filologia będzie lepszym wyborem, i pewnego dnia, bez mojej wiedzy, złożyli za mnie dokumenty na uniwersytet.

Zdałam. I krok po kroku szłam cudzą ścieżką. Uczyłam się bez pasji, bez zainteresowania. Zdawałam egzaminy, nie rozumiejąc, po co mi to. Ale rodzice byli dumni. Byłam grzeczną córeczką z wyższym wykształceniem.

Pracę też za mnie znaleźli w zwykłej szkole jako nauczycielka języka polskiego. Drżałam na myśl, iż całe życie będę tłumaczyć zasady interpunkcji dzieciom, które choćby na mnie nie patrzą. Ale poszłam. Bo zawsze szłam tam, gdzie mi kazano.

A potem pojawił się Tomasz. Kolega ze szkoły. Nauczyciel wuefu. Oświadczył się, a ja zgodziłam się. Nie z miłości, ale z pragnienia ucieczki spod rodzicielskiej kontroli. Widziałam w nim szansę na wolność. Ale jak bardzo się pomyliłam. Tylko zamieniłam jedną klatkę na drugą.

Życie z Tomaszem było trudne. Był opryskliwy, despotyczny, nie znosił sprzeciwu. Dla niego byłam sprzątaczką, kucharką, kobietą na zawołanie. Każdą próbę rozmowy o uczuciach, szacunku, wolności wyśmiewał. Znosiłam to. Bo nie wiedziałam, jak przestać. Bo od dzieciństwa byłam nauczona: milcz, nie sprzeciwiaj się, dostosuj.

Moim jedynym światłem była córka. Była moim ratunkiem, oddechem. Dałam jej wszystko, czego sama nie miałam: troskę, wsparcie, wolność wyboru. Wychowywałam ją z myślą: tylko nie powtórz mojej drogi. Gdy była w piątej klasie, zaczęłam odkładać pieniądze, chowając je przed Tomaszem, by w przyszłości dać jej szansę.

Po siódmej klasie wysłałam ją na naukę do Irlandii. To nie było łatwe. Dorabiałam, szyłam nocami, odmawiałam sobie wszystkiego, ale najważniejsze ona się uczyła, rozwijała, żyła. Teraz studiuje na uniwersytecie w Dublinie. Jest silna, mądra, niezależna. I mówię jej: zostań tam, żyj tak, jak chcesz. Dla tego zniosłam wszystko.

Wspierała mnie ciocia jedyna osoba, która naprawdę mnie rozumiała. Nie miała własnych dzieci i stała się moim cichym aniołem stróżem.

A teraz teraz stoję przed lustrem i po raz pierwszy od czterdziestu pięciu lat pytam siebie: Czego CHCĘ JA? Nie moi rodzice. Nie mój mąż. Nie społeczeństwo. Ja.

I znam odpowiedź. Chcę wolności. Chcę żyć w ciszy, czytać ukochane książki, pracować tam, gdzie czuję spokój, a nie gdzie mi kazano. Chcę znów haftować obrazy, jak za młodu. Chcę wynająć mieszkanie, odejść od Tomasza, zacząć od nowa. Nie chcę już być cieniem w czyimś życiu.

Teraz szukam pracy. Przeglądam ogłoszenia o wynajmie. Powoli, ale pewnie buduję drogę do nowej siebie. Nie będę już ofiarą. Nie pozwolę, by ktokolwiek dyktował mi, jak żyć. Może późno, ale wybieram siebie. A jeżeli ktoś zapyta czy żałuję? Tak. Żałuję. Ale nie tego, iż chcę odejść. Tego, iż nie zrobiłam tego wcześniej.

Życie uczy, iż choćby najdłuższa droga do siebie warta jest każdego kroku.

Idź do oryginalnego materiału