Rodzice straszą dzieci Mikołajem
Kiedy ostatnio zaprowadzałam syna do przedszkola, w szatni usłyszałam zdanie, które znamy wszyscy. Kto go nie słyszał jako dziecko? Mały chłopiec brykał, nie chciał zdjąć kurtki, a jego tata – już wyraźnie zmęczony poranną walką – syknął: "Zobaczysz, Mikołaj wszystko widzi. W tym roku do ciebie nie przyjdzie".
Przeszło mi przez głowę: ile razy ja sama miałam to na końcu języka? Ile razy pojawiał się we mnie ten odruch, by powtórzyć te słowa do dziecka niczym zaklęcie – straszak starszym panem z brodą, w czerwonym kubraku, który zamiast być symbolem magii, staje się narzędziem do wymuszania współpracy u trzylatków.
Niby to zdanie, które słyszymy od zawsze. Nas też tym straszono, rodzice powtarzali to rutynowo, czasem choćby żartem. Wcześniej oni pewnie też to słyszeli od dziadków. Ale dzisiaj wiemy więcej. Współczesny rodzic jest bardziej świadomy, czyta, pyta, analizuje. I – jak wydawałoby się – powinien umieć przerwać ten łańcuch presji, lęku i krzywdzących zwyczajów, które ciągniemy za sobą od lat.
Spojrzałam w szatni na tego chłopca. Jeszcze przed chwilą pełnego energii, a teraz jakby trochę przygaszonego. I pomyślałam, iż przecież on nie zrobił nic złego. Zachowywał się jak to dzieci – raz chcą wejść do szatni, raz nie; raz zrywają czapkę, raz z nią uciekają. To normalne i ja też bywam zmęczona i zirytowana jeszcze przed 8:00.
Ale my, dorośli, często oczekujemy od nich dyscypliny dorosłego pracownika biurowego, który jest po trzeciej kawie. Nie dociera do nas, iż dziecko zachowuje się jak dziecko, bo nim przecież jest!
Może to w końcu czas na zmianę?
Nie oceniam tego taty, bo sama nie jestem idealna. Mam dokładnie te same pokusy. Też czasem w grudniu czuję, jak to zdanie mam na końcu języka. I wtedy się w niego gryzę. Czasem za późno, a czasem w porę.
Straszenie Mikołajem nie uczy dziecka współpracy. Dziecko nie powinno bać się grudnia i Mikołaja, który jest przecież symbolem dobroci i magicznych świąt. Nie powinno liczyć swoich "niegrzecznych zachowań" z obawą, iż ktoś je skreśli z listy dobrych dzieci.
Może więc tegoroczny grudzień będzie dobrym momentem, żeby powiedzieć sobie głośno: nie używamy świętego Mikołaja jako groźby. Możemy liczyć do dziesięciu, oddychać, wychodzić na chwilę do łazienki – cokolwiek co tylko zadziała. Ale nie mówmy dzieciom, iż prezentów nie będzie, bo zachowywały się jak dzieci.
A jeżeli następnym razem w szatni znów usłyszę podobne zdanie, może uśmiechnę się do tego taty i powiem mu w myślach to, co powtarzam sama sobie: "Trzymaj się. Jesteśmy wszyscy w tym samym grudniowym chaosie. Ale straszaka z brodą naprawdę możemy sobie darować".

















