"Jak będziesz niegrzeczny, to Mikołaj nie przyjdzie"
Ostatnio, kiedy odprowadzałam mojego syna do przedszkola, usłyszałam w szatni jedno zdanie, które sprawiło, iż aż mi się zjeżyły włosy na rękach. "Jak się nie uspokoisz, to Mikołaj do ciebie nie przyjdzie" – rzekł jakiś tata do marudzącego 4-latka.
Proste, rzucone mimochodem, znane każdemu rodzicowi zdanie. A jednak poczułam smutek. I złość. I takie mocne przekonanie, iż nie chcę, żeby moje dziecko w ten sposób uczyło się praw, jakie rządzą w świecie.
Bo oto znów zaczyna się coroczny sezon: straszenie Mikołajem, rózgami, węgielkami zamiast prezentów albo całkiem ich brakiem. Wystarczy przekroczyć próg przedszkolnej szatni na przełomie listopada i grudnia, żeby usłyszeć podobne groźby w kilku wersjach.
I niby wszyscy wiemy, iż to "tylko takie gadanie", ale prawda jest taka, iż to… działa. A przynajmniej wydaje się, iż działa. Dziecko się uspokaja, rodzic odetchnie i idziemy dalej. Tylko iż ceną jest coś dużo większego niż pięć minut ciszy i spokoju.
Straszenie Mikołajem uczy dzieci nie współpracy, tylko posłuszeństwa ze strachu. Uczy, iż jak się nie uspokoi, to Mikołaj nie przyniesie mu wymarzonych upominków. Dziecko więc zaprzestaje zachowania ze strachu, a jego emocje są zupełnie niezaopiekowane.
Można wychowywać bez straszenia
Dziecko nie robi czegoś, czego od niego chcemy, więc, zamiast szukać powodu, mówimy: "Bądź grzeczny, bo nie dostaniesz prezentu". Taki komunikat wprowadza do głowy malucha przekonanie, iż miłość i uwaga – choćby ta magiczna, świąteczna – są warunkowe. Że trzeba zasłużyć na prezenty, przytulasy, dobre słowo. A jeżeli nie, to kara. I to nie byle jaka, bo od samego Mikołaja.
Naprawdę wierzę, iż brak współpracy ze strony dziecka nie wynika z tego, iż ono chce robić dorosłym na złość. Dzieci nie działają według takiego schematu. jeżeli przedszkolak nie chce założyć butów, jeżeli krzyczy, jeżeli protestuje – to najczęściej oznacza to, iż czegoś mu brakuje.
Albo w czasie kiedy nie był z mamą, wydarzyło się dużo rzeczy, które wymagały od niego "bycia w ramach", więc teraz przy rodzicu, gdy czuje się bezpiecznie – musi odreagować. Zmęczone dziecko nie jest niegrzeczne, jest przeciążone. To dorosły musi mu pomóc wrócić do równowagi.
I dlatego tak mnie denerwuje ta cała mikołajkowa karta przetargowa: "Będziesz grzeczny – dostaniesz prezent". Po pierwsze: prezenty na mikołajki i święta to nie są nagrody za zachowanie. To część tradycji, radości, magii dzieciństwa. Po drugie: grożenie ich odebraniem niszczy tę magię w sekundę.
Przerwijcie łańcuch wychowywania w strachu
I nie chodzi o to, żeby dzieciom wszystko odpuszczać. Nie chodzi o anarchię w domu i przedszkolu i pozwalanie sobie wchodzić na głowę, bo stawianie granic jest niezwykle ważne. Chodzi o to, jak uczymy dzieci radzić sobie z emocjami, jak uczymy je współpracy i rozumienia świata.
Można, zamiast tamtego powiedzieć: "Złości cię to. Ja też czasem się złoszczę". To nie jest zdanie wymagające godzinnej analizy psychologicznej. To zwykłe ludzkie komunikaty, które mówią dziecku: jestem przy tobie, a nie przeciwko tobie. Mikołaj powinien być dla dzieci symbolem radości, dobroci i dawania – a nie postacią, która każe za zachowanie odbiegające od normy.
Kiedy więc znów usłyszę w przedszkolnej szatni to słynne "Mikołaj nie przyjdzie, jak nie będziesz grzeczny", znowu mnie to pewnie zasmuci. Ale jednocześnie utwierdzi mnie w przekonaniu, iż warto o tym mówić głośno.
Bo jeżeli chcemy wychować dzieci na pewne siebie, otwarte, ufne – to strach naprawdę nie jest narzędziem, po które powinniśmy sięgać. Już nasze pokolenie było wychowywane w ten sposób, nie sądzicie, iż może już wystarczy tego straszenia?










