Kacper leżał na kanapie, wpatrzony w kolejny odcinek serialu, gdy do pokoju wszedł ojciec. W jego głosie nie było śladu wahania:
— Synu, musimy porozmawiać.
— No to gadaj — odparł Kacper, nie odrywając wzroku od telewizora.
— Była u mnie twoja żona. Mówi, iż ostatnio dziwnie się zachowujesz. Coś się dzieje?
— Wszystko gra — machnął ręką Kacper.
— Gra? — Stanisław Januszewski bez słowa wziął z biurka tablet, otworzył zdjęcie i obrócił ekran w stronę syna. Kacper spojrzał — i zdrętwiał.
Kiedyś Stanisław i Kinga byli przykładem miłości — razem założyli firmę, razem szli przez życie, ale dopiero w wieku trzydziestu ośmiu lat doczekali się upragnionego syna. Kacpera rozpieszczano, traktowano jak księcia, wychowywano bez dyscypliny. Wyrosł na egoistę, lenia i utracjusza.
Skończył studia tylko dzięki pieniądzom rodziców, a potem oznajmił, iż jest zmęczony. Nie chciał pracować, tłumacząc, iż „i tak mu starczy”.
Stanisław nalegał na samodzielność, ale Kinga broniła syna:
— Niech odpocznie. Jeszcze się w życiu napracuje.
Mąż tylko machnął ręką, wiedząc, iż z syna nic dobrego nie wyrośnie.
Kacper żył jak pasożyt. Imprezy, zagraniczne wyjazdy, ciągle nowe dziewczyny. Rozbił prezentowany mu drogą brykę — sam wyszedł bez szwanku, ale matka dostała zawału i rok później zmarła. Jej śmierć oznaczała koniec jakiejkolwiek kontroli nad Kacprem. Zaczął opróżniać jej konto i choćby się z tym nie krył.
Potem przyprowadził do domu nową kobietę — Natalię. Młoda, przebojowa, bezceremonialna. Ojciec od razu wyczuł zagrożenie. Próbował otworzyć synowi oczy:
— Kinga to dziewczyna dla ciebie. Rozsądna, spokojna, gospodarna. Kocha cię od dzieciństwa.
— Kinga to nuda — prychnął Kacper. — Natalia to zabawa.
Ale zabawa gwałtownie zamieniła się w koszmar. W domu odbyła się huczna impreza, wszystko przewrócone do góry nogami, sprzątaczka w łzach, ojciec wściekły.
— Albierzesz się za rozum, albo wynoście się.
Kacper odpowiedział z butą:
— Co, w swoim domu nie mogę gości zaprosić?
— To mój dom — spokojnie odparł Stanisław. — Ty masz tylko mieszkanie. Idź tam — i hulaj, ile wlezie.
Syn wyszedł, ale dalej wysysał pieniądze z konta matki. Natalia, jak się okazało, nie była z nim z miłości. Po kilku latach zostali bez grosza, sprzedali mieszkanie, by spłacić długi. A potem Natalia zniknęła z innym facetem, zostawiając Kacpra z niemowlęciem na rękach.
Tak wrócił — z półrocznym Jasiem na rękach, blady, wynędzniały, upokorzony.
— Nie mam już gdzie iść — wyszeptał.
Ojciec wpuścił go. Ale postawił trzy warunki: ogarnąć się, znaleźć pracę i ożenić… z Kingą.
I Kinga się zgodziła. Przez te lata nie przestała kochać. Pokochała chłopca jak własnego, a test DNA potwierdził: Jasio to prawdziwy wnuk Stanisława Januszewskiego.
Przez trzy lata w domu panował spokój. Kacper zdawał się odmieniony. Pracował, nie imprezował, dbał o rodzinę. Ale potem zaczął dziwnie się zachowywać. Znikał wieczorami, zmieniał się nastrojem. W końcu ojciec postanowił sprawdzić, co się dzieje — zatrudnił ochronę. I otrzymał zdjęcia: Kacper spotykał się z Natalią.
— Czemu się z nią widywałeś? — spytał Stanisław, rzucając przed synem tablet.
— To matka mojego syna — odparł Kacper.
— To źródło wszystkich twoich problemów. Nie zbliżaj się do niej. I niech zapomni drogę do naszego domu. Dopilnuję, by odebrać jej prawa rodzicielskie.
Tydzień później Kacper zniknął. Ostatni raz widziano go, gdy wsiadał do samochodu z Natalią.
Stanisław Januszewski nie przeżył tej zdrady. Kinga i Jasio byli przy nim do końca. A Kacper… Pojawił się dopiero po czterech miesiącach — opalony, wypielęgnowany, z Natalią pod rękę.
— Cześć — uśmiechnął się do Kingi. — A ty się nie zmieniłaś. Przyjechaliśmy po spadek.
— Szkoda zachodu. Wszystko już ustalone — odparła Kinga. — Jasiu, idź na górę. Musimy z tatą porozmawiać.
Chłopiec posłusznie wyszedł. A Kinga, nie tracąc zimnej krwi, oznajmiła:
— Cały majątek należy do mnie i Jasia. Zgodnie z prawem jestem jego matką.
— Co? — zdębieli Kacper i Natalia.
— Wszystko jest prawnie zabezpieczone. Wasze prawa unieważniono. Nic nie dostaniecie.
— Ale to my jesteśmy rodzicami! — wybuchnęła Natalia.
— Nie. Rodzice to ci, którzy są przy dziecku — cicho powiedział Jasio z schodów. — Kinga to moja mama. A wy… jesteście nikim.
Ochrona bez słowa wyprowadziła nieproszonych gości. Kacper zrozumiał — przegrał. Jak zawsze.